Na kolejkę zaprasza Czesław Boguszewicz: Nie pasujemy do towarzystwa

Rozmowa z byłym reprezentantem Polski, piłkarzem m.in. Pogoni i Arki, a potem trenerem i menedżerem.


Brak polskiego zespołu w decydującej rundzie zmagań o Ligę Mistrzów to zaskoczenie, czy nie bardzo?

Czesław BOGUSZEWICZ: – To żadne zaskoczenie. Krótka piłka – nie zasługujemy na to.

Dlaczego?

Czesław BOGUSZEWICZ: – Bo mamy za słaby poziom zawodników, których ściągamy zza granicy. Również nasi piłkarze, czy to młodsi, czy trochę starsi, też emigrują grając w wielu zagranicznych drużynach. Mamy takie czasy i nic nie jesteśmy w stanie zdziałać, choć oczywiście rywal z którym Legia odpadła, czyli Dinamo Zagrzeb, to klasowa drużyna. To nie przypadek, że siedmiu zawodników stamtąd było w kadrze na Euro. Natomiast apetyty były duże. O czym jednak rozmawiamy, skoro w pierwszym meczu w Zagrzebiu polskiej drużyny przez pierwsze pół godziny nie było w polu karnym przeciwnika. Podobnie było w Warszawie. Nie wiem na co się liczy, kiedy wychodzi się defensywnie, gra do tyłu czy boku, na łut szczęścia?

Legia gra teraz z Wartą Poznań. Jak to dalej będzie wyglądało w przypadku warszawskiego zespołu, na swoim podwórku w lidze będzie dominować, czy różnie może być?

Czesław BOGUSZEWICZ: – Nie jest tak, że są w ekstraklasie poza konkurencją. Nasza liga jest przecież jedną wielką niewiadomą. Legia przygotowywała się do dwumeczu z Dinamem na pewno solidnie, bo duży sztab szkoleniowy, obozy, przekładane mecze i teraz pytanie, ile oni mają punktów w ligowej tabeli? Nie pamiętam, żeby w ostatnich kilku latach przekładano mecze z udziałem takich zawodników jak Messi, Ronaldo czy Lewandowski, a ile oni ważnych spotkań w sezonie rozgrywają? Nie ma meczów mniej ważnych, trzeba grać i tyle, a my się bawimy w jakieś takie klocki, to przedszkole piłki nożnej. Tu będziemy oszczędzali, bo tam jest coś ważniejszego, czyli pieniądze. Nie tak powinno być, każdy mecz jest istotny. Dla mnie wiele rzeczy jest niezrozumiałych.

Bliska pana sercu Pogoń, gdzie jako nastolatek w latach 60. debiutował pan w ekstraklasie, gra w niedzielę w Lubinie. „Portowcy” jak w poprzednim sezonie znowu będą się liczyć w stawce drużyn, które będą walczyły o czołowe miejsca w lidze?

Czesław BOGUSZEWICZ: – Życzę im tego bardzo. To solidnie prowadzony klub i mają duże szanse na ponowne znalezienie się w czubie. Byłem nie tak dawno w Szczecinie. Odwiedziłem nowo budowany stadion. Porozmawiałem i z prezesem i z trenerem. Zobaczyłem ich obiekty, które są rewelacyjne. Do tego miałem przyjemność spotkania Jurka Krzystolika, z którym ostatni raz widziałem się… 43 lata temu, w 1978 roku. On na stałe mieszka w Stanach Zjednoczonych, a związana jest z nim ciekawa historia.

Proszę opowiedzieć.

Czesław BOGUSZEWICZ: – Ostatnią noc przed swoją ucieczką za Ocean, choć wyjeżdżał legalnie ze swoim młodszym synem, zostawiając żonę i starszego syna, spędził u mnie w Gdyni w domu. Rano odwoziłem go potem w rejs na „Batorego”, bo płynęli do Ameryki. Jako że płynął z młodszym synem, to dla władz był to sygnał, że wróci. Ale wracając do tego jego wyjazdu, w tę ostatnią noc chcieli się rozbić namiotem na stadionie Arki! Tak, żeby być w ukryciu, nie meldować się. Zadzwonił do mnie gospodarz stadionu, bo tam wtedy pracowałem. Mówił, że jakiś pan z małym dzieckiem rozbija się namiotem i czy może to zrobić, do tego mówi, że mnie zna. Już wbijali śledzie. Powiedziałem mu, żeby dał spokój i natychmiast po niego pojechałem. Wzięli namiot, przenocowali u mnie, a potem o 5 rano odwiozłem ich na „Batorego” czekając aż odpłyną. Teraz po 43 latach po raz pierwszy od tego czasu się spotkaliśmy. I muszę dodać, bo byłem w Szczecinie u Jurka w domu, że tak podrapał się w głowę i powiedział: „zabiłbyś mnie, ale ja już tego nawet nie pamiętam, że od ciebie wtedy wyjechałem”. Tak był wtedy zdenerwowany, ale miał powody, bo był lekarzem, po studiach, miał jakąś pozycję, bo w lidze wtedy niewielu studiowało, była to jakaś postać i miał wiele do stracenia.



Jak pan, jako były zawodnik, trener i menedżer zareagował na sprowadzenie przez Górnika Zabrze Lukasa Podolskiego?

Czesław BOGUSZEWICZ: – No cóż, bardzo pozytywny ruch klubowych działaczy, jak i sympatyczny gest i decyzja ze strony samego zawodnika, który dawno temu wymarzył sobie i obiecał, że kiedyś w tym zespole zagra. Teraz spełnił tę zapowiedź, oczekiwania kibiców i swoje marzenia, że wystąpi w Górniku, że skończy tutaj swoją karierę.

A jak piłkarsko ocenić walory mistrza świata z 2014 roku?

Czesław BOGUSZEWICZ: – Oglądałem ostatnie spotkanie zabrzan. Potrzebuje trochę czasu, bo inna jest pika nasza, a inna niemiecka. Poza tym grał ostatnio za granicą. Poziom przewysoki, przecież na swoim koncie ma ponad sto kilkadziesiąt meczów w reprezentacji Niemiec, jest bardzo utytułowany. Sposób w jaki operuje piłką, ile widzi, przyspieszenia, zwolnienia, wypuszczenia w uliczkę. Oby nie złapał tylko kontuzji, bo ma już swój wiek, ale oczy się szeroko otwierają jak jest przy piłce i co z nią robi. Za chwilę ktoś od niego dostaje futbolówkę, to najpierw odskoczy, potem musi „pogłaskać” dwa trzy razy i tak to wygląda. W jego przypadku mamy do czynienia z innym piłkarskim światem.


Na zdjęciu: Pogoń jak w poprzednim sezonie będzie się liczyła w stawce drużyn walczących o czołowe miejsca w lidze.

Fot. Szymon Górski/PressFocus