Napadają i okradają piłkarzy, czyli oddaj mi co twoje

Eran Zahavi i Nicolas Otamendi to kolejni znani piłkarze, którzy stali się ofiarami agresji i rabunku. Izraelczyk już drugi raz w tym roku.


W ostatnich dniach mieliśmy nowe przypadki agresji wobec piłkarzy, pobicia i okradzenia. Te pierwsze spowodowane są najczęściej frustracją z powodu słabych wyników i wtedy sympatycy (?) postanawiają przeprowadzić „rozmowy uświadamiające”. To spotkało piłkarzy Legii, która jest jedynym w Europie mistrzem kraju aktualnie na ostatnim miejscu w tabeli.

Przypadki takiego rozwiązywania problemów należy piętnować, chociaż… jest jeden pozytyw. Gdy atak na ośrodek treningowy Sportingu Lizbona przypuścili jego kibice i pobili zawodników, zespół się zmobilizował, zdobywając mistrzostwo Portugalii po 19 latach przerwy. Ale to wyjątek potwierdzający regułę, że nie tędy droga.

Niebezpieczne miejsca

W styczniu 2021 roku fani Olympique Marsylia zaatakowali ośrodek treningowy. Stało się to po porażce 1:3 w derbach z Monaco, w których zadebiutował w lidze francuskiej Arkadiusz Milik. Swoją drogą nasz reprezentacyjny napastnik wybiera dość niebezpieczne miejsca. Wcześniej był to Neapol, gdzie został obrabowany przed swoim domem.

Na szczęście nie doznał uszczerbku na zdrowiu, to zdarza mu się tylko na boiskach. Milik wcześniej grał w Amsterdamie, gdzie nie spotkało go nic złego, chociaż to także niebezpieczne miasto. Przekonał się o tym już dwukrotnie w ostatnim półroczu izraelski napastnik Eran Zahavi.

Mieszka w Amsterdamie, gdzie jest duża społeczność żydowska, w eleganckiej dzielnicy Buitenveldert, ale gra w PSV Eindhoven. To były zawodnik Hapoelu i Maccabi Tel Awiw, włoskiego Palermo i chińskiego Guangzhou City. Z 33 golami jest najlepszym strzelcem reprezentacji Izraela. Dwukrotnie był piłkarzem roku w swoim kraju. W eliminacjach Euro 2020 grał przeciw Polsce, ale w obu meczach bramki nam nie strzelił. W ostatnich kwalifikacjach mundialu zdobył 8 goli, tyle ile Robert Lewandowski. Jednak Izrael nie zakwalifikował się nawet do baraży.

Dwa wózki na fanty

Do pierwszego rabunku doszło w maju. Dwaj napastnicy zadzwonili do domu Zahaviego, jeden miał na sobie kurtkę listonosza. Gdy żona piłkarza otworzyła drzwi, mężczyzna natychmiast popchnął ją na ścianę. Za nim wszedł do domu drugi z bronią palną, grożąc nią kobiecie. Ją i dzieci skuli kajdankami i zakneblowali, a potem zaczęli plądrować dom. Zahavi dowiedział się o napadzie w klubowym autokarze, w drodze na ligowy mecz do Tilburga.

Natychmiast powrócił do Amsterdamu. Policja ustaliła wygląd napastników, portrety pamięciowe, ma nagrania z monitoringu. Jeden był w szarym dresie z czarnym kapturem, drugi w ciemnych spodniach i kurtce. Mieli ze sobą… dwa wózki. Ostatecznie czymś łupy trzeba wywieźć. Jednak do teraz nikogo nie zatrzymano.

Drugi rabunek miał miejsce w ostatnią niedzielę. Tym razem rodzina Zahaviego miała szczęście, że nie była w domu. Napastnicy wykazali się wyjątkową agresywnością, nie ograniczając się tylko do rabunku, ale zdewastowali wszystkie pomieszczenia.

Zahavi przebywał z rodziną w Dubaju, gdzie dochodzi do zdrowia po operacji kolana. Jak poinformował główny izraelski portal informacyjny „Ynet”, piłkarz i jego rodzina są tak zszokowani, że nie mają zamiaru powracać do Holandii. Zahavi ma kontrakt do końca tego sezonu. – Przeczytaliśmy tę wiadomość, ale nic więcej nie wiemy, z nami się nie kontaktował – usłyszał dziennikarz gazety „De Telegraaf” od dyrektora generalnego PSV Toona Gerbrandsa.

Z paskiem na szyi

Mniej szczęścia miał Argentyńczyk Nicolas Otamendi z Benfiki, który w poniedziałek nad ranem został zaatakowany i obrabowany, gdy przybył do swojego domu pod Lizboną. Gra w Benfice drugi sezon, wcześniej wystepował w Porto, Valencii i Manchesterze City, z którym zdobył dwa tytuły mistrzowskie. W tym roku razem z Lionelem Messim triumfował na Copa America.

Otamendi wracał z wyjazdowego niedzielnego meczu z Famalicao w bardzo dobrym nastroju. Benfica wygrała 4:1, trzy gole strzelił Urugwajczyk Darwin Nunez, a Otamendi zagrał dobre spotkanie. Kilka dni wcześniej lizbońskie „Orły” pokonały Dynamo Kijów uzyskując awans w Lidze Mistrzów. Nic, tylko się cieszyć. Dobry nastrój zburzyło czterech napastników. Założyli mu pasek na szyję i dusząc zmusili do wpuszczenia do domu, gdzie przebywali żona i syn piłkarza. Związali domowników, Otamendi został poturbowany, skradziono gotówkę, biżuterię i zegarki.

Losowanie było gorsze

Klub wydał oświadczenie. „Sport Lisboa e Benfica potwierdza, że jej zawodnik Nico Otamendi padł ofiarą napadu na jego rezydencję we wczesnych godzinach dzisiejszego dnia. Piłkarz i jego rodzina czują się dobrze, pomimo ogromnego dyskomfortu spowodowanego sytuacją, której doświadczają. Benfica wzywa do poszanowania prywatności gracza i jego rodziny przez wszystkie media w oczekiwaniu na przeprowadzenie dochodzenia wszczętego przez władze.

„To poważna sprawa nie dlatego, że chodzi o Otamendiego, ale dlatego, że w Portugalii zaczyna narastać fala przemocy nie tylko w piłce nożnej, ale w życiu codziennym. To nie jest sprawa piłkarska, ale krajowa” – zauważają portugalskie media. Wcześniej byli okradani inni zawodnicy Benfiki i nie tylko tego klubu.

We wtorek informacja o napadzie na Otamendiego w największym dzienniku sportowym „A Bola” nie była czołówką, ale znalazła się w dolnym rogu tytułowej strony. Powód? Zdecydowanie większym skandalem dla Portugalczyków było powtórzenie losowania Ligi Mistrzów przez UEFA.


Na zdjęciu: Eran Zahavi (z prawej) drugi raz w tym roku został okradziony i nie ma ochoty pozostawać w Holandii.

Fot. Pressfocus