Nie ma się czego bać

Długo czekać nie musiał. Dominik Bronisławski w swoim czwartym występie w barwach „Gieksy” – a premierowym w wyjściowym składzie – doczekał się gola. 22-letni środkowy pomocnik rozwiązał worek z bramkami w sobotnim meczu z Wigrami Suwałki, wygranym przez katowiczan (2:0).

Chcieli się odkuć

– To dla mnie motywacja do dalszej pracy. Dostałem szansę w pierwszym składzie, chciałem ją wykorzystać, udało się strzelić gola. Bardziej cieszy jednak zwycięstwo drużyny – zwłaszcza że domowe – niż ta bramka. Nieważne, kto trafia do siatki. Liczy się przede wszystkim drużyna – mówi Bronisławski, który do protokołu wpisał się, dobijając do praktycznie pustej bramki uderzenie Adriana Błąda, po którym piłka odbiła się od słupka.

– Zawsze trzeba iść do piłki! Zdajemy sobie sprawę, że nasze boisko jest zwykle polane, więc po koźle każdy strzał może okazać się ciężki dla bramkarza. Trzeba umieć się znaleźć w polu karnym. Cieszy, że kreujemy wiele sytuacji. Tak było w derbach z Tychami czy w Nowym Sączu, gdzie przegraliśmy. Chcieliśmy się odkuć, dlatego w ostatnich dniach pracowaliśmy nad skutecznością, by te stwarzane okazje zamieniać na gole. Wiedzieliśmy, że Wigry to drużyna młodych chłopaków, którzy nie wybijają piłki, a chcą nią grać. My mieliśmy ich złapać wysoko i odbierać piłki. To się powiodło. Ważne, że wytrzymaliśmy z wynikiem 1:0 do przerwy. Podczas niej trener powiedział Adrianowi Błądowi, by spróbował uderzyć z prostego podbicia, bo widać na treningach, że on to ma. Przymierzył idealnie i takiego prowadzenia nie mogliśmy już wypuścić – tłumaczy środkowy pomocnik.

Spory przeskok

22-latek to jeden z przedstawicieli grona zawodników sprowadzonych na Bukową tego lata, którzy nie są już może pierwszej młodości, ale za to – są czegoś głodni i mają za sobą dobry sezon. Bronisławski dla trzecioligowej Stali Brzeg zdobył przez ostatni rok 13 bramek. Wcześniej występował też w II-ligowym wówczas Rakowie Częstochowa czy Górniku Wałbrzych, którego jest wychowankiem. Do składu „Gieksy” przebił się szybko. W inauguracyjnym meczu z Podbeskidziem co prawda nie zagrał, ale potem trzykrotnie pojawił się na boisku z ławki, aż wreszcie doczekał się miejsca w podstawowej jedenastce.

– Mamy szeroką kadrę, rywalizacja jest zdrowa. Nikt nie obraża się, jeśli nie gra. Trzeba wykorzystać swoją szansę. Nie ukrywam, że przeskok między realiami, w jakich funkcjonuje teraz, a trzecioligowymi, jest spory. Tam przecież chłopaki nieraz pracują, a pierwsza liga to już profesjonalny poziom; zupełnie inne przygotowanie taktyczne czy fizyczne. Zwłaszcza pod tym względem zespoły są dużo lepsze, ale wychodzę z założenia, że nie ma się czego bać. Jeśli będziesz grał swoje, to będzie dobrze – przekonuje Dominik Bronisławski.

Doskoczyć do podium

Już jutro czeka go wizyta w Częstochowie, gdzie spędził swego czasu (2015-16) półtora sezonu, rozgrywając w drugiej lidze 14 spotkań. Teraz stawka jest zupełnie inna. Wizyta „Gieksy” pod Jasną Górą jawi się jako mały hit, mimo że jeszcze w sobotę o 20.00 drużyna… zamykała pierwszoligową tabelę.

– Zgoda, ale nie zwracaliśmy na to uwagi, skoro wiedzieliśmy, że różnice są tak małe. Pierwsze i ostatnie miejsce dzieli raptem kilka punktów. Wygrasz jeden, dwa mecze – i wskoczysz w okolice podium. Powstaje nowa drużyna. Została odmłodzona, ma swoje ambicje. Nie skupiamy się na razie na wyższych celach, a myślimy o każdym kolejnym meczu. Raków to trudny teren, dlatego to spotkanie będzie dla nas wyzwaniem – dodaje nowy pomocnik „Gieksy”.

 

Na zdjęciu: Dominik Bronisławski szybko przestawił się z trzecio- na pierwszoligowe realia.