Nie mamy ludzi? Nie o to chodzi!

W sobotę w miejscowości Zubri o godz. 14.00 reprezentacja mężczyzn rozegra towarzyski rewanż z drużyną Czech. W czwartek w Spodku biało-czerwoni w obecności prawie 6 tysięcy widzów, przegrali z 6. drużyną mistrzostw Europy 21:25 (10:14). Zespół trenera Piotra Przybeckiego – po nieudanych kwalifikacjach do mistrzostw świata 2019 – przygotowuje się do jesiennych eliminacji Euro 2020; rywali pozna 12 kwietnia podczas losowania w Trondheim. ME rozegrane zostaną w Austrii, Norwegii i Szwecji.

Zbigniew CIEŃCIAŁA: Czterobramkowa porażka nie oddaje przewagi, jaką mieli Czesi nad biało-czerwonymi. Nasi południowi sąsiedzi aż tak bardzo nam uciekli w męskim handballu?

Mariusz JURASIK: – Może nie aż tak bardzo, jednak Czesi zaprezentowali w Katowicach bardzo dojrzałą piłkę ręczną. Dobrze radzili sobie w ataku, twardo stali w obronie, niesamowite rzeczy wyczyniał w bramce Martin Galia.

To było chyba jednak do przewidzenia, bo przecież Galia występuje na co dzień w Górniku Zabrze?

Mariusz JURASIK: – No właśnie. Galia doskonale zna polskich zawodników, wiedział więc jak rzucają. Potrafił znakomicie wykorzystać ten atut. Niestety, my tego nie zrobiliśmy, choć też doskonale znaliśmy silne i słabe strony czeskiego bramkarza. Przecież nie od dziś wiadomo, że trzeba mu rzucać w górne partie bramki. Góra jest zdecydowanie słabsza, za to świetnie sobie radzi „w dole”, bez problemów wyłapuje półgórne piłki. A my uparliśmy się, by dawać mu szanse na zostanie bohaterem meczu.

Atak od początku jest bolączką budowanej prawie od nowa polskiej reprezentacji…

Mariusz JURASIK: – I to się ciągnie. Błędy w ataku pozycyjnym były aż nadto widoczne. Przez pełne 60 minut. Nad tym musimy mocno pracować. Czesi bezlitośnie to wykorzystywali, często ruszając do ataku w drugie i trzecie tempo. Tego możemy się od nich uczyć.

Nie mamy tej klasy zawodników na rozegraniu jak szósty zespół w Europie?

Mariusz JURASIK: – Łatwo powiedzieć, że nie mamy ludzi, tylko, że nie o to chodzi. Mamy mocnych zawodników na rozegraniu, grają w dobrych zagranicznych klubach, tylko nie realizują założeń taktycznych. Taki Tomek Gębala powinien rzucać petardy z dystansu, nawet z 11 metrów. Ma przecież bardzo silny rzut, zagrywki powinny być robione pod niego. Tymczasem on uparł się, by grać piłką w kozioł, szukać pojedynków jeden na jeden. Często przy tym zbiega do środka, „zabierając” miejsce środkowym rozgrywającym. To złe taktycznie granie mocno w nim tkwi, widać bardzo je lubi. Ale jeśli nie zrozumie, że robi błąd, nie zmieni szybko tego upodobania, to nie zrobi postępu. Nie będzie zawodnikiem dużej klasy, do jakiej ma predyspozycje i talent.

Chwaląc Galię nie sposób nie zauważyć, że my też mieliśmy też mocne zasieki w bramce. Adam Malcher został jak najbardziej zasłużenie wybrany na MVP meczu w polskiej drużynie.

Mariusz JURASIK: – Malcher nie był dłużny Galii, bronił znakomicie. To głównie dzięki jego postawie nie przegraliśmy z Czechami dużo wyżej. Dobrze, że choć bramkarzy mamy na dobrym europejskim poziomie.

Jeszcze jedna rzecz rzucała się w oczy, patrząc na zawodników na parkiecie. Mam na myśli fakt, że Czesi byli o wiele bardziej „napakowani”, silniejsi fizycznie, niż wysocy, ale szczuplutcy, smukli Polacy. Skąd ta przewaga się bierze?

Mariusz JURASIK: – Może idzie takie pokolenie? Z drugiej strony Marek Daćko, bracia Gębalowie czy Rafał Przybylski nie są mali, choć rzeczywiście odbijaliśmy się od silnych Czechów. Wiem jednak, że Piotrek Przybecki bardzo stawia na siłę fizyczną, preferuje cechy motoryczne. Zawodnicy dostają rozpiskę, co mają robić na siłowni, nad czym pracować w klubach, więc powinniśmy wkrótce odrobić stracony teren w tej materii.