Niebezpieczny balans

Po poniedziałkowej porażce na własnym boisku z Wartą Poznań piłkarze Śląska Wrocław mają tylko dwa punkty przewagi nad strefą spadkową.


Dla piłkarzy Śląska Wrocław własne boisko nie jest atutem. Zespół trenera Ivana Djurdjevicia na swoich „śmieciach” wygrał tylko dwa spotkania, tyle samo przegrał i zremisował. Osiem punktów w sześciu potyczkach to nie bilans, którym można się zachłystywać. Bardzo bolesna jest poniedziałkowa porażka z Wartą Poznań, bo zepchnęła wrocławian na skraj przepaści. Tak bowiem należy traktować zaledwie przewagę dwóch punktów nad zajmującą miejsce spadkowe Koroną Kielce.

Wielbłąd Szromnika

– Nawet nie wiem, co powiedzieć po takim meczu – rozkładał ręce zdruzgotany trener Śląska, Ivan Djurdjević. – Wiedzieliśmy, że mierzymy się z rywalem, który jest bardzo niewygodny i niemal wszystko wygrywa na wyjazdach. Wiedzieliśmy, że Warta ma swoje problemy kadrowe, przyjedzie się bronić i czekać na nasze błędy. Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że jeżeli stracimy gola, to utrudni nam to zadanie. I wszyscy widzieliśmy, jak straciliśmy gola. Michał Szromnik popełnił kardynalny błąd, ale takie rzeczy się zdarzają. Do meczu z Górnikiem Zabrze zostało jeszcze trochę czasu i w międzyczasie zdecydujemy, kto dostanie szansę na bramce w sobotę. Poza tą sytuacją Warta nic nie stworzyła, ale to mnie nie obchodziło.

Zagadka z karnym

Po przerwie chcieliśmy pograć krótkimi podaniami, poszukać wolnej przestrzeni i akcji skrzydłami. Szukaliśmy też stałych fragmentów gry, ale biliśmy głową w mur. Bramka na 0:2 nie miała już znaczenia, bo wtedy wszyscy poszliśmy już do przodu. W starciu z takimi zespołami jak Warta, kiedy mamy więcej jakości, nie powinniśmy tracić punktów. Wiedzieliśmy, że stałe fragmenty gry, rzut karny to dla nas będzie szansa, bo ciężko jest się przebić przez mur w polu karnym złożony z dziesięciu zawodników. Myśleliśmy, że otrzymamy rzut karny, ale został on odwołany.

Nie ma co mówić i komentować. Od początku spotkania planowaliśmy grać trójką z tyłu i próbować swoich szans dośrodkowaniami. Warta świetnie się broniła, gdyż każda nasza próba była dobrze unicestwiana. W drugiej części powróciliśmy do klasycznego rozwiązania, lecz, niestety, nie przyniosło to oczekiwanych skutków. Daniel Gretarsson dostał szansę na lewej obronie z powodu problemów kadrowych. Sam pomysł, niestety, nie był dobry i musieliśmy wrócić do klasycznego ustawienia. Zabrakło nam Patryka Janasika, a po meczu problemy zgłaszał Martin Konczkowski.

Wściekłość i irytacja

Rozczarowani wynikiem meczu z Wartą Poznań byli piłkarze Śląska. – Praktycznie cały mecz mamy piłkę, ale nie przekłada się to na żadną sytuację – irytował się Martin Konczkowski. – Wykonujemy milion dośrodkowań, praktycznie może jeden w miarę groźny strzał, ale z tego nie było nic specjalnego. Uważam, że zabrakło nam precyzji, przyśpieszenia, ale też pazerności w polu karnym. O ile w pierwszej połowie było nas tam mało, tak w drugiej wydawało się, że wchodziliśmy w trzech-czterech, ale byliśmy pasywni. Rywal zagęścił mocno środek boiska, odpuścił boki, my wykonywaliśmy tysiąc dośrodkowań, a efektów brak.

Starszemu koledze wtórował 22-letni napastnik, Dennis Jastrzembski. – Walczyliśmy cały mecz, w pierwszej połowie było ciężko, ale w drugiej mieliśmy duże szanse – stwierdził piłkarz legitymujący się podwójnym obywatelstwem, polskim i niemieckim. – Spróbowaliśmy, ale musimy trenować skuteczność. Nigdy nie wiadomo, jak się wejdzie w mecz. Raz się wyjdzie dobrze, raz nie. Od pierwszej minuty chcieliśmy dać z siebie sto procent, ale tym razem się nie udało. Przed nami kolejny tydzień treningów, których zwieńczeniem będzie mecz ligowy. Czekamy na sobotę i chcemy wygrać mecz z Górnikiem Zabrze dla kibiców, rodziców i całego klubu.


Na zdjęciu: Dennis Jastrzembski (z prawej), podobnie jak jego koledzy z drużyny meczu z Wartą Poznań nie może zaliczyć do udanych.

Fot. Mateusz Porzucek/PressFocus