Niespodziewani w Top 4

Maroko nie jest pierwszym zespołem, które sensacyjnie znalazło się w najlepszej czwórce MŚ. W gronie takich drużyn była również Polska.


Maroko przeszło do historii, bo jako pierwsza drużyna z Afryki awansowało do najlepszej czwórki mistrzostw świata. Obecność tej ekipy na tym etapie, to zdecydowanie największa sensacja katarskiego mundialu. W przeszłości pojawiały się już zespoły, na które przed turniejem nikt nie stawiał i których obecność na tak wysokim poziomie była niespodziewana. A wszystko zaczęło się już na pierwszym turnieju. W znacznej mierze dlatego, że na mundial do Urugwaju, w 1930 roku, nie pojechało wiele czołowych na tamten czas zespołów europejskich. Drużyny z Wysp Brytyjskich nie były członkiem FIFA, a zainteresowania wyjazdem na drugi koniec świata nie wykazały m.in. reprezentacje Włoch, Hiszpanii, Niemiec, Austrii, Czechosłowacji czy Węgier. Były to wówczas najmocniejsze ekipy na „Starym kontynencie”, który ostatecznie na turnieju reprezentowały zaledwie cztery zespoły. Belgia, Francja, Rumunia i Jugosławia.

Dwa mecze do półfinału

Można więc śmiało stwierdzić, że z takiego „układu” skorzystali… Amerykanie, bo oczywiście faworytami turnieju były drużyny południowoamerykańskie, głównie Urugwaj i Argentyna. Taki też był finał pierwszego mundialu, a zespół USA do tego, by awansować do czołowej czwórki, potrzebował zaledwie dwóch spotkań. W grupie, w której znalazły się tylko trzy zespoły, pokonał Paragwaj i Belgię, dzięki czemu znalazł się w półfinale. Zresztą identyczną drogę do najlepszej czwórki przebyła Jugosławia. W półfinałach oba te zespoły zostały zmiażdżone po 6:1 przez faworytów, ale i tak przeszły do historii. USA nigdy więcej nie zagrało w czołowej czwórce mistrzostw świata. Co ciekawe, przed 92 laty Amerykanie dokonali tego przyjeżdżając na turniej z jednym bramkarzem, a we wszystkich meczach wystawili identyczną jedenastkę. Zmian wtedy nie było.

Prorocze słowa

W 1962 roku gospodarzem mundialu było Chile, które dwa lata wcześniej nawiedziło potężne trzęsienie ziemi. Szef komitetu organizacyjnego Carlos Dittborn wypowiedział wówczas słynne zdanie, które do dziś jest nieoficjalną dewizą narodu chilijskiego. „Ponieważ nie mamy nic, zrobimy wszystko”. Chile udało się zorganizować turniej, Dittborn zmarł na atak serca miesiąc przed mundialem, ale do dziś pozostaje w sercach wszystkich mieszkańców tego kraju. A piłkarze złożyli mu prawdziwy hołd, zajmując trzecie miejsce w turnieju. Jasne, że dużo się mówiło o tym iż sprzyjali im sędziowie. Niemniej jednak niesamowicie waleczni, czasami aż za bardzo, Chilijczycy wyszli z grupy z drugiego miejsca dzięki wygraniu słynnej „Bitwy o Santiago” z Włochami. To był potwornie ostry mecz. Pierwszy faul odnotowano już w… 12. sekundzie spotkania. Finalnie dwóch Włochów zostało wyrzuconych z boiska, spotkanie było jednym z „powodów” wprowadzenia kartek, które na mundialu zadebiutowały w 1970 roku. Chile wygrało 2:0, a następnie – w ćwierćfinale – uporało się z mistrzem Europy, ZSRR. W znacznej mierze dzięki fatalnej postawie legendarnego Lwa Jaszyna, który dzień przed meczem – podobno – ostro zabalował. Na Brazylię w półfinale paliwa gospodarzom już nie starczyło, ale w meczu o trzecie miejsce wygrali z Jugosławią.

Ubodzy krewni”

Niespodzianką mundialu w 1974 roku było trzecie miejsce reprezentacji Polski. „Biało-czerwoni” pojechali wprawdzie do Niemiec z mianem zespołu, który wyeliminował Anglików, ale na światowe salony wracał przecież po 36 latach przerwy, mając w dorobku zaledwie jeden mecz w MŚ. W grupie z Włochami i z Argentyną nikt nie dawał nam wielkich szans, ale zespół Kazimierza Górskiego grał wspaniale. Resztę historii doskonale znamy.

Śmiało można stwierdzić, że podobną do naszej przygodę przeżyli w 1994 roku Bułgarzy, choć wcześniej na mundialach występowali pięć razy i… nie wygrali ani jednego meczu! Do USA pojechali z bilansem 6 remisów i 10 porażek. Na amerykańskich boiskach wystąpiło najwybitniejsze pokolenie piłkarzy z tego kraju, z Christo Stoiczkowem na czele. Zaczęło się od… 0:3 z Nigerią, ale później Bułgaria grała świetnie. Pokonała Argentynę w grupie, a najważniejszym meczem w historii bułgarskiego futbolu pozostaje po dziś dzień ćwierćfinałowe starcie z Niemcami. I słynna główka Jordana Leczkowa, która dała sensacyjny awans do półfinału. W nim Stoiczkow i reszta musieli uznać wyższość Włochów, a w meczu o trzecie miejsce wysoko przegrali ze Szwecją. Niemniej jednak jest to największy w historii sukces tej reprezentacji.

Drukarka” sędziów

Mundial w Korei Południowej i Japonii przyniósł dwa niespodziewane rozstrzygnięcia, jeżeli chodzi o czołową czwórkę. Jedno to piękna turecka historia. Zespół ten wrócił na MŚ po 48 latach przerwy, a lepsza od niego w kontekście całego turnieju okazała się tylko Brazylia, bo jedynie z tą drużyną ekipa Senola Guenesa przegrała i to dwa razy. W grupie i w półfinale. W meczu o brązowy medal Turcja zmierzyła się z Koreą Południową, która nie powinna znaleźć się tak wysoko. I to jest właśnie ciemniejsza strona tej historii, bo jeden z gospodarzy turnieju został do półfinału wciągnięty przez sędziów. Już mniejsza o to, że w grupie Koreańczycy wybili nam z głowy dobry wynik na MŚ. Ale w starciach z Włochami i Hiszpanią w fazie pucharowej sędziowie „drukowali” na potęgę. W normalnych okolicznościach nigdy zespół ten nie zagrałby w półfinale. W starciu o trzecie miejsce sprawiedliwości stało się zadość, Turcja wygrała 3:2.


Na zdjęciu: Półfinał dla Maroko, to największa sensacja mundialu w Katarze. Wcześniej, w mistrzostwach świata, byli „niespodziewani”, którzy przeżywali podobne chwile.
Fot. PressFocus