Ostatni raz na Cichej

Rozmowa z Piotrem Ćwielongiem, pomocnikiem LKS-u Goczałkowice, który dziś o 17.00 zagra w rodzinnym Chorzowie przeciw Ruchowi.


Po kilku latach znów zagra pan w rodzinnym Chorzowie. Tym razem w barwach LKS-u Goczałkowice…

Piotr ĆWIENONG: – Pewnie wystąpię na Cichej ostatni raz. No chyba, że „Ecik” z „Fosą” (Łukasz Janoszka i Tomasz Foszmańczyk – dop. red.) będą robić jakiś benefis i mnie zaproszą… Fajnie będzie dziś zagrać. Podejrzewam, że przyjdzie dużo kibiców, może będą nadal fetować awans.

Mówi pan o ostatnim meczu na Cichej. A pamięta pan ten pierwszy?

Piotr ĆWIENONG: – No pewnie! 2004 rok, z Cracovią. Debiutowałem wcześniej na Piaście, w meczu przerwanym przez kibiców. Potem był debiut domowy. Trener Jerzy Wyrobek trochę się obawiał, że obrońcy Cracovii mogą mnie zmiażdżyć, ale wszedłem w drugiej połowie i dałem Mariuszowi Śrutwie piłkę na sam na sam. Nie trafił, skończyło się 0:0… Potem szybko wskoczyłem do pierwszego składu, bo trener widział, że nie pękam.

Jako chorzowianin i osoba grająca w III lidze jest pan zaskoczony, jak gładko poszło tej wiosny Ruchowi?

Piotr ĆWIENONG: – Powtarzałem, że Ruch ma taką drużynę, że spokojnie musi wygrać tę ligę. Jakościowo był najmocniejszy. Śmieję się trochę, bo prezes Seweryn Siemianowski prowadząc juniorów mawiał: „Robię takie zespoły, by to były samograje!”. I teraz znowu to zrobił, tyle że z pierwszym zespołem Ruchu. „Fosie” pogratulowałem awansu na wiele kolejek przed końcem, bo było to już naturalne i jasne. On jako kapitan, by nie było rozluźnienia, musiał odpowiedzieć, że walczą do końca, ale zawodnicy w szatni chyba czuli, że nikt nie jest w stanie im zagrozić.

Ostatni raz „Niebiescy” stracili punkty w Goczałkowicach!

Piotr ĆWIENONG: – Dlatego podejrzewam, że teraz będzie fajny mecz, bo Ruch pewnie będzie chciał wziąć rewanż. Ale my też chcemy spróbować pokazać się z dobrej strony i może sprawić kolejną niespodziankę.

Jaką widzi pan przed Ruchem perspektywę na II ligę? Na hurra i kolejny awans, czy studzimy głowy i znów plan 2-letni?

Piotr ĆWIENONG: – W tę II ligę trzeba wejść z respektem. Obserwuję ją, bywam na meczach i wiem, że to nie będzie takie hop siup. Tam jest wiele fajnych drużyn, budowanych od dłuższego czasu, dobrze grających. Ruch latem musi się wzmocnić.

Wzmocnią się Goczałkowice. Powrót Łukasza Piszczka to kwestia czasu.

Piotr ĆWIENONG: – Mam nadzieję, że tak się stanie i w nowym sezonie zagramy razem, choć ostatnio najadłem się trochę strachu. Miałem podejrzenie zerwania więzadeł krzyżowych. W meczu z Górnikiem II Zabrze – sama końcówka – zrobiłem wślizg, trafiłem w zawodnika, a on odbił mi piętę pod kolanem. Zrobił się krwiak, obrzęk. Nasz „fizjo” myślał na początku, że to zerwane więzadła. Wystraszył mnie.

Jak w takim wieku zawodnik się rozsypie, to mogą go już nie poskładać!

Piotr ĆWIENONG: – Dlatego przez głowę przeszło mi, że to już koniec. Myślę jednak, że jeszcze jeden sezon pogram. Dopiero w środę wyszedłem na trening. Przeszedłem badania u doktora Pawła Larysza i zapewnił, że nic złego się nie dzieje. Zobaczymy, co dalej. Z wiekiem coraz trudniej… Trzeba się pilnować, by skończyć w odpowiednim momencie, a nie jeździć potem po lekarzach i się skarżyć, że tu kolana, tam biodra… Umowę z LKS-em mam taką, że mogę odejść w każdej chwili.

Zastanawiacie się w szatni, jak to będzie z Łukaszem Piszczkiem?

Piotr ĆWIENONG: – Gdzie „Piszczu” będzie siebie widział, tam będzie grał!

Byle nie na lewym boku!

Piotr ĆWIENONG: – Jeśli on na lewym, to ja pójdę do ataku… Czas pokaże. Przyznam szczerze, że czekamy już trochę na koniec. Mamy słabą rundę, jesteśmy trochę zmęczeni tym sezonem.

Jesienią byliście jedną z rewelacji rozgrywek, ale wiosną znacznie obniżyliście loty. Dlaczego?

Piotr ĆWIENONG: – W pierwszej rundzie stanowiliśmy niewiadomą. Reszta ligi mogła nas traktować jak typowego beniaminka z małej wioski. Okazało się jednak, że jakościowo jako drużyna się bronimy i fajnie to wygląda. W drugiej rundzie już każdy się na nas „spinał”. Nie ma też co ukrywać, że jesienią mieliśmy po naszej stronie szczęście. Teraz ewidentnie go brakuje. Załóżmy, że w bliźniaczo podobnej sytuacji tracimy piłkę.

Jesienią nic z tego nie było, a wiosną od razu jesteśmy karani, z takich strat padają bramki. Trzeba też powiedzieć, że w tej III lidze ewidentnie „nie dojeżdża” część sędziów. Czasem gdy słyszysz niektórych na boisku, to się odechciewa. W ekstraklasie czy I lidze jest kultura, sędziowie potrafią normalnie rozmawiać. Tu? Są tacy, którzy mają w CV trochę IV, trochę III ligi i wydaje im się, że są nie wiadomo kim. Zapominają, że to nie my jesteśmy dla nich, tylko oni dla nas.

To wracając jeszcze do meczu w Chorzowie – zastanawia się pan, jak przyjmą pana trybuny?

Piotr ĆWIENONG: – Nie. Wychodzę i gram… Na trybunach pewnie będzie wielu moich znajomych. Wiadomo też, że zawsze znajdzie się ktoś gorzej nastawiony, ale to normalne. Jak dostanę kilka „ch…”, to będę mógł powiedzieć, że na „ch…” z trybun też trzeba sobie zasłużyć. Takie życie!

Na zdjęciu: Piotr Ćwielong wyleczył kontuzję, by dziś wystąpić na stadionie, z którego wypłynął na szersze wody.

Fot. Tomasz Błaszczyk/PressFocus