Pali się czerwone światło

Jeśli do gry stanowczo nie wkroczy miasto, po serii 9 meczów bez zwycięstwa w Katowicach nie dojdzie do zmiany szkoleniowca. Rafał Górak po wtorkowej porażce z Odrą stwierdził, że to był najsłabszy mecz podczas jego pracy przy Bukowej.


Nie rozumiem pytania. Dziękuję – tak trener Rafał Górak po dziewiątym z rzędu meczu GieKSy bez zwycięstwa odpowiedział na pytanie, co musiałoby się stać, aby podał się do dymisji. Tej coraz głośniej, śpiewami o pakowaniu walizek czy też bardzo dosadnymi okrzykami, domagać zaczynają się katowiccy kibice, stawiając już krzyżyk na szkoleniowcu, dla którego to druga kadencja przy Bukowej i w liczbie meczów, w jakich poprowadził zespół, ustępuje na kartach całej blisko 60-letniej historii już tylko Piotrowi Piekarczykowi.

Rozstanie trudne do wyobrażenia

Wedle naszej wiedzy tematu zwolnienia szkoleniowca w klubie nie ma, co wynika z kilku czynników. Pierwszym i najważniejszym jest ważny jeszcze przez ponad rok kontrakt, obowiązujący do 30 czerwca 2024 i zawierający długi okres wypowiedzenia, co wiązałoby się z obciążeniem budżetu klubu. Skoro sam trener nie ma zamiaru składać broni, to jasne jest, że nie ma mowy o rozwiązaniu umowy za porozumieniem stron. Takie dogodne dla klubu rozstanie mogłoby nastąpić jedynie w razie plasowania się zespołu w strefie spadkowej. Teraz nie za bardzo kto miałby nawet podjąć w klubie przełomowe decyzje, skoro prezes Marek Szczerbowski przebywa na urlopie, a Krzysztof Nowak pozostaje formalnie jedynie jego zastępcą. No chyba, że do gry wkroczy miasto, czyli właściciel spółki, chcąc załagodzić kolejny – po kibicowskim bojkocie – wizerunkowy pożar w sekcji piłkarskiej, której wyniki są odwrotnie proporcjonalne do sukcesów hokeistów, oklaskiwanych zresztą na ostatnim meczu przy Bukowej.

GKS przegrał z Odrą Opole 0:2. O ile po wcześniejszych, zremisowanych (Arka, Sandecja, Podbeskidzie, Nieciecza) czy nawet przegranych spotkaniach (Resovia) można jeszcze było szukać pozytywów w grze, o tyle we wtorkowy wieczór nie zgadzała się ani ona, ani w konsekwencji wynik i katowiczanie nadal pozostają jedynym pierwszoligowcem wciąż czekającym na zwycięstwo w tej rundzie.

– Byliśmy bezradni, najsłabsi, odkąd tu pracuję – bez pomysłu, bez zaangażowania, totalnie słabym zespołem. Wydaje mi się, że drużyny grające na takim poziomie spadają z tej ligi. Jestem megarozczarowany postawą zespołu, jak i swoją i sztabu – nie ukrywał Górak, którego kibice pytali, jak zaprosiłby na najbliższy domowy mecz – a ten już w sobotę z Górnikiem Łęczna. – Skoro jesteśmy rodziną, to pamiętajcie o tym, że od czasu do czasu w każdej jednej rodzinie padają słowa „przepraszam” – bił się w pierś szkoleniowiec.

Gdzie ci liderzy?

Prawda jest taka, że trybuny jasno widziałyby już w swojej piłkarskiej rodzinie jej nową trenerską głowę. Pytanie, czy sam trener wierzy, że to wszystko – fatalne wyniki, grę taką, jak we wtorek z Odrą czy reakcję trybun – da się jeszcze posklejać, przywrócić na dobre tory.

– To szereg różnych zmiennych, które nas dotknęły. Nie ma usprawiedliwienia. Mecz z Odrą był bardzo słabo przez nas rozegrany i to jest dla mnie nr 1. Jeśli popadniemy w spiralę rzeczy nakręcających się, to nie damy rady zrobić nic. Dlatego musimy być najważniejsi, patrzeć na to, co się dzieje na boisku. To, że jest niezadowolenie, że narracja jest wobec nas krytyczna, to normalne. Przecież po takim meczu nikt nie powie, że było dobrze. Niekiedy się przegra, mimo że drużyna realizuje założenia, bo braknie łutu szczęścia. Teraz nie dość, że nam tego łutu szczęścia brakuje, to jeszcze przytrafił nam się taki mecz jak z Odrą… W moim poczuciu, najsłabszy, jaki tu pamiętam – oceniał Rafał Górak, który już po pierwszej połowie zostawił w szatni Adriana Błąda i Mateusza Marca, czyli głównych kreatorów gry. Nie poskutkowało, druga część była w wykonaniu GKS-u jeszcze słabsza.

– To są zawodnicy, na których w kilku aspektach najbardziej liczę. Jeśli pierwsza połowa tak wygląda, można mieć pretensje, zwalić winę na młodego, ale ja zawsze uważam, że najmocniejsi w zespole są liderzy. Jakich masz liderów, taki masz zespół, a nasi byli bladzi. To jest fakt – przekonywał szkoleniowiec, który w najbliższym czasie nie będzie miał do dyspozycji – jak wcześniej z Arką i we wtorek z Odrą – ważnej postaci II linii Rafała Figla.

– Mięsień dwugłowy, nie będzie go co najmniej cztery tygodnie, taka jest decyzja po wizycie u profesora Ficka. Rafał to zawodnik doświadczony, również definiowany jako jeden z liderów, ale mamy w kadrze ponad 20 zawodników, dlatego nie możemy mieć problemów z jedną absencją. Bez Rafała zagraliśmy bardzo dobry mecz na Arce, spokojnie mogliśmy wygrać – zwracał uwagę trener GieKSy.

To nie jest „piciu-piciu”

Czasu do najbliższego spotkania, czyli sobotniej wizyty Łęcznej, jest serdecznie mało, by mentalnie dźwignąć zespół z dołka. Aż tak złej postawy z Odrą mimo wszystko trudno było się spodziewać.

– Mikrocykl zwiastował, że będziemy bardzo dobrze wyglądać. Nic nie wskazywało, że będziemy tacy apatyczni. Graliśmy bardzo słabo. Do tej pory wiele spotkań w tym roku było rozegrane przez nas bardzo dobrze. Niestety, w wielu zabrakło najnormalniej dozy szczęścia. Teraz jestem zdruzgotany, ale nie jestem w klubie od wczoraj, a od długiego czasu. Znam tych ludzi, tę drużynę, bardzo dobrze. Zdają sobie sprawę doskonale, że nie wyszło we wtorek nic. Można było mieć myśl, że przeszła obok meczu. To publicystyczne stwierdzenie, ale tak było. Byliśmy po prostu słabi. Musimy już pracować nad meczem sobotnim, bardzo mocno formować sobie go w głowie, zdając sobie sprawę, że sprawa jest naprawdę poważna. Zostało sporo meczów, każdy w tej lidze walczy o coś. Trzeba mieć rękę na pulsie i bardzo mocno walczyć, by zacząć punktować – podkreślał Rafał Górak.

Być może pozycja GKS-u w środku tabeli, dość bezpieczna w kontekście strefy spadkowej i daleka od szóstki gwarantującej udziału w barażach o ekstraklasę, uśpiła czujność szatni. – Ja takich odczuć absolutnie nie miałem. Znam wartość tego zespołu. Wiedziałem, co na koniec roku 2022 znaczy 1 punkt straty do szóstki. Teraz musimy wiedzieć, jaki jest dzień dzisiejszy i co się w nim dzieje. To przede wszystkim apel do zawodników, trzeba mocno wziąć się w garść – mówił trener GieKSy, której przewaga nad strefą spadkową stopniała do 7 punktów.

– Czerwone światło od wtorku pali się w szatni. Non stop. Piłkarze muszą wiedzieć, że to nie są przelewki. To nie jest takie „piciu-piciu”, że wszyscy będą patrzeć, jak GieKSa sobie spokojnie gra – mocno zaakcentował szkoleniowiec.



Na zdjęciu: Kapitan Arkadiusz Jędrych i reszta katowiczan musi szybko podnieść głowy, bo przewaga nad strefą spadkową, choć wciąż pozornie bezpieczna, to topnieje w oczach…
Fot. Łukasz Sobala/PressFocus