To było do wygrania!

Ruch Chorzów – Radomiak Radom. Słupek, poprzeczka, sam na sam… Tym razem nieskuteczność okazała się głównym kłopotem Ruchu, który bezbramkowo zremisował z Radomiakiem.


Trenerze, dziękujemy – transparent o takiej treści rozwiesili wczoraj kibice Ruchu, raz jeszcze dziękując zwolnionemu w zeszłym tygodniu Jarosławowi Skrobaczowi. Warto wspomnieć o tym sympatycznym detalu, dlatego że potem… nie działo się właściwie nic.

Spotkanie stało na żenująco niskim poziomie, którego metaforą był stan murawy na Stadionie Śląskim. Mimo że „Niebiescy” rozegrali tam do tej pory tylko jeden mecz i odbyli kilka treningów, ta wyglądała źle. Przy wielu zagraniach rozbryzgiwał się piach i choć piłka odbijała się w miarę normalnie, sprawiała pewne problemy. Ruch pod wodzą nowego trenera Jana Wosia wyszedł w ustawieniu z czterema obrońcami. Ciekawostką było to, że na prawej stronie został ustawiony wysoki Konrad Kasolik, naturalny stoper, który na tej pozycji dawno temu notował co najwyżej epizody. Przed nim jako skrzydłowy zagrał Tomasz Wójtowicz, a za plecami Daniela Szczepana wystąpił Miłosz Kozak, prawdopodobnie najlepszy technicznie i najlepiej dryblujący zawodnik chorzowian.

Trudno jednak było mówić, aby Ruch zaczął nagle grać jak z nut. Owszem, częściej utrzymywał się przy piłce, ale miał wyraźne problemy z przedostaniem się pod bramkę Radomiaka. Goście z kolei czekali na straty gospodarzy, by szybkimi atakami, po zyskaniu większej przestrzeni, zagrozić Krzysztofowi Kamińskiemu. Jednak ich próby również nie były warte wzmianki, bo brakowało im celności albo po prostu dobrze ustawieni byli „Niebiescy”. Pierwsze celne, ale zupełnie niegroźne uderzenie oddał w 44 minucie Kozak. Zaś tuż przed przerwą VAR sprawdzał potencjalnego karnego dla Radomiaka, ale nie było o nim mowy.


Czytaj także:


Drugą połowę lepiej zaczął Ruch. Już po 15 sekundach Szczepan otrzymał podanie na wolne pole, ale uderzając zza „szesnastki” trafił wprost w Alberta Posiadałę. Chwilę później obiecująco z 30 metrów strzelił Kozak i już w tym momencie chorzowianie zrobili więcej niż przez całą pierwszą połowę. Po przerwie wyszli wyraźnie „nabici”, bo w 53 minucie Tomasz Swędrowski ostemplował słupek, a minimalnie chybił Dominik Steczyk. Radomiak próbował się odgryźć, lecz odpowiedzią na obroniony strzał Franka Castanedy był… gol Szczepana! Wychodząc na pozycję napastnik był jednak na spalonym. W 64 minucie Kozak znów uruchomił „Szczepka”, który popędził na bramkę, ale zamiast uderzać, w dogodnej sytuacji „zanurkował”, za co obejrzał słuszną żółtą kartkę. Powtórki pokazały, że napastnik raczej nie był na spalonym…

Radomiak próbował zdziałać coś pod bramką gospodarzy, ale Kamiński wyłapywał to, co miał. Natomiast Posiadała w 84 minucie mógł mówić o furze szczęścia, bo strzelając z wolnego Kozak trafił w poprzeczkę. Choć „Niebiescy” na brak okazji narzekać nie mogli, gola nie zdobyli i mecz zakończył się bezbramkowym remisem.


Ruch Chorzów – Radomiak Radom 0:0

RUCH: Kamiński – Kasolik, Szymański, Sadlok, Bartolewski – Swędrowski, Podstawski (90+1. Moneta) – Wójtowicz, Kozak (90+1. Foszmańczyk), Steczyk (83. Starzyński) – Szczepan 3 (83. Firlej). Trener Jan WOŚ.

RADOMIAK: Posiadała – Grzesik, Rossi, Cestor, Abramowicz – Luizao, Kaput (87. Okoniewski) – E. Semedo, Castaneda (76. Rocha), L. Semedo (76. Donis) – Henrique. Trener Constantin GALCA.

Sędziował Damian Sylwestrzak (Wrocław). Widzów 12 783. Żółte kartki: Szczepan (68. symulowanie), Sadlok (70. faul) – Castaneda (31. faul), Kaput (74. faul), Rossi (80. faul), Henrique (86. faul)


Fot. Marcin Bulanda/Pressfocus