Papa Bouba Diop. Wołali na niego „Szafa”

– Nie był taki, jak wielu czarnoskórych graczy, że słuchawki na uszach i cały czas głośna muzyka. On był inny – wspomina zmarłego przed miesiącem Papa Bouba Diopa były reprezentant Polski Jacek Bąk.


Dokładnie miesiąc temu zmarł jeden z najlepszych afrykańskich piłkarzy poprzednie dekady Papa Bouba Diop. Stało się to ledwie cztery dni po tym, jak odeszła jedna z największych postaci futbolu Diego Armando Maradona. Być może też dlatego odejście Senegalczyka nie zostało zauważone, a to postać, która zasługuje na przypomnienie.

Pomoc białego czarodzieja

Urodził się w styczniu 1978 roku w Dakarze. Jest o 1,5 roku młodszy od również urodzonego w stolicy Senegalu Patricka Vieiry. W odróżnieniu do byłego świetnego reprezentanta Francji, który szybko wyjechał do Europy i z racji dziadka, który służył we francuskiej armii, szybko zdobył stosowne dokumenty do przebywania nad Sekwaną, Diop znacznie później znalazł się w Europie i nie była to, jak w przypadku Vieiry, mistrza świata z 1998 i mistrza Europy z 2000 roku Francja, a Szwajcaria.

Po grze w lokalnym klubie ASC Diaraf z Dakaru wylądował w trzecioligowym szwajcarskim zespole FC Vevey United, a następnie w Neuchatel Xamax. Tam spisywał się na tyle dobrze, że w grudniu 2000 roku przeniósł się do Grasshoppers Zurich. Pomógł „Konikom polnym” w zdobyciu mistrzostwa kraju, a dobre występy w szwajcarskiej lidze zaowocowały powołaniem do kadry narodowej, której był podporą przez prawie dekadę.

Autor tekstu w rozmowie z piłkarzem w sierpniu 2006 roku w Dakarze. Fot. Mor Fall

W okresie 2001-08 wystąpił w 63 meczach w narodowych barwach, w których zdobył 11 ważnych bramek, w tym trzy na mistrzostwach świata w Korei Południowej i Japonii w 2002 roku. Pod względem liczby gier i goli w narodowych barwach jest w dziesiątce najlepszych zawodników w historii senegalskiej reprezentacji.

Z jego występami w „Lwach Terangi” związany jest jeden z najlepszych okresów futbolu w tym kraju. Na początku wieku ten 15 milionowy kraj z Afryki Zachodniej, który w przeciwieństwie do innych państw na Czarnym Kontynencie uchodzi za oazę spokoju, liczył się nie tylko w Afryce, ale i na świecie.

Talentów tam nigdy nie brakowało, mało komu udawało się jednak wszystko odpowiednio poukładać. Sukcesy na piłkarskiej murawie związane są z osobą charyzmatycznego francuskiego trenera Bruno Metsu. Z książki „Afryka gola! Futbol i codzienność”:

„Charyzmatyczny szkoleniowiec szybko znalazł wspólny język z zawodnikami, których traktował, jak partnerów. Pozwalał im na eskapady do nocnych klubów, nie przeszkadzało mu tajemnicze wsparcie marabu (afrykańskich czarowników). Nic więc dziwnego, że po zwycięstwach i sukcesach szybko okrzyknięto go „Białym czarodziejem”.

Piłkarska reprezentacja Senegalu prowadzona przez Bruno Metsu (na zdjęciu) była rewelacją mundialu w Azji w 2002 roku.

– Dla Metsu ważny był psychologiczny aspekt pracy szkoleniowej. Być może to był główny powód jego sukcesów w Senegalu – zastanawia się Massene Diop, dziennikarz z Dakaru.

Było jeszcze coś, co odróżniało tego szkoleniowca od innych trenerów ze Starego Kontynentu. Mianowicie to, że sporo czasu spędzał w Dakarze. Zresztą przed mistrzostwami świata w 2002 roku Metsu poślubił Senegalkę Rokhanę Daba Ndiaye, a jeszcze więcej popularności przysporzył sobie, kiedy przeszedł na islam, przyjmując imię Abdul Karim”.

Trzy gole na mundialu

Bruno Metsu zabrał 24-letniego wtedy zawodnika na Puchar Narodów Afryki, który na początku 2002 roku odbywał się w Mali. Senegalczycy wygrali wtedy swoją grupę, żeby w ćwierćfinale odprawić z kwitkiem DR Konga.

W półfinale rywalem byli faworyzowani Nigeryjczycy, z takimi zawodnikami w składzie, jak Jay-Jay Okocha, Nwankwo Kanu czy najskuteczniejszy wtedy w ich zespole Julius Aghahowa, który po każdym golu wykonywał serię niesamowitych salt. Po bramce Bouby Diopa na początku II połowy „Lwy Terangi” prowadziły. W końcówce wyrównał jednak Aghahowa i potrzebna była dogrywka, w której trafienie na wagę zwycięstwa 2:1 i awansu zdobył Salif Diao.

W finale rozegranym na stadionie w Bamako z Kamerunem jedenastka prowadzona przez Bruno Metsu była o krok od triumfu. Prowadziła w serii karnych, mecz zakończył się po dogrywce bezbramkowym remisem, ale ostatecznie kolejne pudła Senegalczyków, z ich wielką gwiazdą na czele El Hadji Dioufem sprawiły, że triumfowały „Nieposkromione Lwy”.

Papa Bouba Diop zaliczył udaną imprezę i kilka miesięcy później sposobił się do kolejnego wielkiego turnieju, mistrzostw świata na azjatyckich boiskach. Tam dał się poznać piłkarskiemu światu z najlepszej strony, będąc z trzema golami na koncie najskuteczniejszym strzelcem swojego zespołu, który awansował do ćwierćfinału mistrzostw świata.

Senegal z Papą Boubą Diopem w składzie był wtedy rewelacją turnieju. Już w pierwszym meczu pokazał się z kapitalnej strony, zdobywając zwycięską bramkę w meczu otwarcia MŚ 2002 z Francją (1:0). Był też bohaterem meczu z Urugwajem, który zakończył się remisem 3:3. Dwa razy wpisywał się wtedy na listę strzelców.

Wygrana „Lwów Terangi” z urzędującym mistrzem świata Francją w 2002 roku odbiła się szerokim echem w świecie.

Tamta impreza, tak nieudana dla biało-czerwonych, którzy już po dwóch grupowych meczach i porażkach 0:2 z gospodarzami mundialu Koreańczykami z Południa i 0:4 z Portugalią pożegnali się z MŚ, zaczęła się od wielkie sensacji, a wszystko za sprawą Diopa. Korespondent „Sportu” na tamten turniej, którym był nie kto inny, jak obecny prezes Górnika Zabrze [Dariusz Czernik] donosił z Seulu w tekście zatytułowanym „Szaman miał rację”:

„Ma 24 lata, jest jednym z najwyższych piłkarzy, którzy przyjechali na mistrzostwa świata. Przy niskich Koreańczykach wygląda niczym wieżowiec. W lutym strzelił bramkę Nigerii w półfinale Pucharu Afryki, dwa miesiące wcześniej przeszedł z Grsshoppers Zurych do francuskiego Lens, gdzie gra wspólnie z Jackiem Bąkiem. I choć na piłkarza meczu otwarcia słusznie wybrano El Hadji Dioufa, to bohaterem dnia był Papa Bouba Diop.

Bramka pomocnika reprezentacji Senegalu spowodowała, że już w pierwszym dniu mistrzostw świata byliśmy świadkami sensacji wielkiego kalibru. – To najszczęśliwszy dzień mojego życia. Tę bramkę dedykuję mojemu krajowi i całej Afryce – mówił po meczu szczęśliwy Diop. Podobnie jak wszyscy piłkarze Senegalu grający w lidze francuskiej” – pisał z Korei redaktor Czernik.

Zaskoczył Bartheza

„Uczeń przerósł mistrza”, „Czarny koń” – to tytuły po tamtym pamiętnym spotkaniu rozegranym 31 maja 2002 roku w Seulu. Mecz miał podtekst nie tylko z powodu tego, że wszyscy zawodnicy „Lwów Terangi” grali nad Sekwaną, a prowadził ich Francuz Metsu. Wiadomo jakie były zaszłości między obu krajami. Senegal do 1960 r. był francuską kolonią.

Do dziś te więzy są mocne. Francja ma tam rozlokowaną silną bazę wojskową. „Lwy Terangi”, w dużej mierze dzięki Diopowi, sensacyjnie wtedy triumfowały. To był wieki dzień futbolu nie tylko w tym kraju, ale w całej Afryce.

Jak wysoki piłkarz zdobył wtedy bramkę? W polu karnym zachował się, niczym rasowy snajper. Wszystko zaczęło się od akcji niesamowitego wtedy El Hadji Dioufa na skrzydle. „Jedyny nominalny napastnik Diouf ograł na prawej flance Leboeufa i zagrał wzdłuż bramki. Do piłki dobiegł Petit, trafił w nogę leżącego Bartheza, a futbolówkę również w pozycji leżącej wepchnął do siatki Papa Bouba Diop” – relacjonował „Sport” w wydaniu z 1 czerwca 2002 roku.

Po wyjściu z grupy Senegalczycy w 1/8 ograli Szwecję 2:1 po dogrywce, dwie bramki Henri Camary, żeby o półfinał grać z inną z rewelacji tamtego mundialu w Azji, a mianowicie Turcją. Dotychczas w finałach MŚ trzem reprezentacjom z Czarnego Lądu udało się osiągnąć 1/4 rozgrywek. Byli to Kameruńczycy w 1990, Senegal dwanaście lat później i Ghana w 2010 na mundialu w RPA.

Nikomu do czołowej czwórki awansować się nie udało. Senegalczycy po dogrywce ulegli Turkom 0:1. Do domu i tak wracali w aureoli zwycięzców. Dla Papy Bouby Diopa był to świetny okres. Stał się znany w całym piłkarskim świecie.

Spotkanie w Dakarze

Był jednym z tych zawodników senegalskiej kadry, na spotkaniu i rozmowie z którym najbardziej mi zależało. Był koniec sierpnia 2006 roku, „Lwy Terangi” szykowały się akurat do eliminacyjnego spotkania z Mozambikiem w Pucharze Narodów. Kadra Senegalu zakwaterowana była w pięknie położonym nad Oceanem Atlantyckim hotelu Le Meridien President w Dakarze.

Z pewnością ciężko byłoby porozmawiać z nim wtedy od tak, gdyby nie osoba [Henryka Kasperczaka]. Doświadczony szkoleniowiec dopiero co objął silną wtedy jak nigdy reprezentację z Afryki Zachodniej i miał ją poprowadzić do historycznego, bo pierwszego mistrzostwa kontynentu. Nie udało się niestety, a turniej PNA w Ghanie w 2008 był jednym z najgorszych, w jakim polskiemu trenerowi przyszło uczestniczyć. To jednak inna historia.

Siedziałem tam w hotelu w Dakarze i czekałem na piłkarza. Do dziś pamiętam jak przyszedł, przywitał się i zdziwił oraz zapytał czemu nie mówię po francusku. Był miły, ale też konkretny w odpowiedziach, nie taki, jak El Hadji Diouf, wielka gwiazda afrykańskiego i senegalskiego futbolu, taki trochę showman, którego uwielbiają kibice, a który mówił co kto chciał usłyszeć.

Razem na kolację

Papa Bouba Diop był potężnej postury. Miał 195 cm wzrostu. Nic dziwnego, że kiedy grał w Fulham czy w Portsmuth, to kibice – z racji potężnej postury – nazwali go tam „Szafą”. Były menedżer londyńczyków Lawrie Sanchez mówił o piłkarzu, że ma wszelkie atrybuty do tego, żeby być jednym z najlepszych pomocników na angielskich boiskach.

Porównywano go do gwiazdy Arsenalu Patricka Vieiry. Słynny Paul Scholes mówił o nim, że był jednym z najbardziej zadziwiających graczy, z którym przyszło mu się mierzyć, a fizyczne starcia z nim nazywał… stratą czasu. Nie sposób było z nim wygrać taki pojedynek.

Na Wyspach spędził większość swojej profesjonalnej kariery, bo potem występował też w West Ham United oraz zaliczył krótki epizod w Birmingham City. Karierę zahamowały kontuzje.

Zanim zaczął biegać po boiskach Premier League, to występował we wspominanych wcześniej klubach szwajcarskich i we francuskim Lens, gdzie jego klubowym kolegą był nie kto inny, jak Jacek Bąk, a także w AEK Ateny. Ze swojego pobytu w RC Lens w latach 2002-04 bardzo dobrze wspominał reprezentanta Polski. Pytał o niego, kiedy rozmawialiśmy w hotelu w Dakarze w sierpniu 2006 roku i mówił o nim w samych pozytywach.

96-krotny reprezentant Polski, jeden z najlepszych obrońców w historii naszej piłki, też ma o nim jak najlepsze zdanie. Obaj zresztą w podobnym czasie trafiali do francuskiego Lens. Było to zimą 2002 roku.

– To był bardzo fajny, uczynny i super człowiek, a przede wszystkim świetny piłkarz. Rokował na naprawdę dobrego gracza i takim był, bo grał przecież i w lidze francuskiej i w angielskiej. Choć może nie rozwinął się tak, jak mógł, bo miał predyspozycje, żeby osiągnąć jeszcze więcej. To był ogromny talent. Trzeba powiedzieć, że miał doskonałe warunki fizyczne, bo był wysoki, silny, mocny. Można powiedzieć, że był typem takiego gladiatora – opowiada Jacek Bąk.

Był reprezentant Polski dodaje. – Pamiętam, że kiedy przychodziłem do Lens, to mieszkaliśmy razem w tym samym hotelu. Zdarzało się, że razem chodziliśmy wspólnie na kolację. Jak mówię, był spokojny, pogodny. Nie taki wywyższający się, jak wielu innych. Skromy chłopak, w porządku i taki wyciszony oraz zdystansowany. To się rzucało w oczy, nie był taki jak wielu innych czarnoskórych graczy, że słuchawki na uszach i cały czas głośna muzyka. On był inny. Bardzo grzeczny – mówi Bąk.

Wstrząsająca informacja

Papa Bouba Diop słynął z agresywnego stylu. Rządził i dzielił w środku pola, jak urodzony tak jak i on w Dakarze Patrick Vieira. Mierzyli się ze sobą nie raz czy to w lidze angielskiej czy na szczeblu reprezentacji, jak było to w 2002 roku na mundialu w Korei Południowej i Japonii.

Papa Bouba Diop zmarł w Paryżu w niedzielę 29 listopada. Jak podała „L’Equipe” przyczyną zgonu była choroba ALS czyli stwardnienie zanikowe boczne. – Ta informacja o jego śmierci wstrząsnęła mną. Tym bardziej się przeraziłem, jak przeczytałem przez co przechodził w trakcie tej choroby. To trudne do wyobrażenia tym bardziej, że był przecież jeszcze młodą osobą, miał 42 lata.

Tak po prawdzie to mógłby nawet jeszcze grać. Ja wspominam go dobrze i taki pozostanie w mojej pamięci. Niektórzy gracze z Afryki są szaleni, a on był taki poukładany na treningu i po jego zakończeniu. Wiedział czego chce – opowiada Jacek Bąk.

Nie ma już słynnego „Białego czarodzieja” Bruno Metsu, który zmarł w 2013 roku w wieku 59 lat przegrywając walkę z rakiem. Nie żyje też teraz inna wielka gwiazda związana z senegalskim futbolem Papa Bouba Diop…

PAPA BOUBA DIOP

Data urodzenia: 28 stycznia 1978 r.

Miejsce urodzenia: Dakar

Data śmierci: 29 listopada 2020

Miejsce śmierci: Paryż

Pozycja na boisku: defensywny pomocnik

Kariera: Ndeffann Saltigue, ASC Diaraf, FC Vevey United, Neuchatel Xamax, Grasshoppers Zurich, RC Lens, Fulham FC, Portsmouth FC, AEK Ateny, West Ham United, Birmingham City

Reprezentacja Senegalu: 63 mecze/11 bramek

Sukcesy: wicemistrzostwo Afryki w 2002 r., ćwierćfinał MŚ w 2002, mistrzostwo Szwajcarii z Grasshoppers w 2001, Puchar Anglii z Portsmuth w 2007, Puchar Grecji z AEK w 2011 r.


Na zdjęciu: Papa Bouba Diop (z lewej) w meczu eliminacji Pucharu Narodów z Mozambikiem.

Fot. Mor Fall