Papszun: I jak tu poważnie traktować naszą ligę?

Maciej GRYGIERCZYK: Co myśli pan, patrząc na wasz kwietniowy rozkład jazdy?

Marek PAPSZUN: – Ze zdziwieniem przyjąłem komunikat PZPN, informujący, że zaległy mecz z Odrą Opole nakazano nam grać 4 kwietnia. Z pozostałymi klubami, z którymi mieliśmy do nadrobienia zaległości, czyli Zagłębiem Sosnowiec i Chojniczanką, dogadaliśmy się. Zagramy 11 kwietnia i 24 kwietnia, terminy te zostały zaakceptowane przez związek. Z Odrą umówiliśmy się na 23 maja.

To była jedyna rozsądna data, bo pozwalała nam uniknąć rozegrania pięciu meczów na przestrzeni 14 dni. PZPN każe nam jednak grać 4 kwietnia. W ubiegły weekend – mimo tego, że oddawaliśmy jednego zawodnika do kadry – bardzo chcieliśmy zagrać z Zagłębiem, ale odwołało mecz. Gdy się o tym dowiedzieliśmy, proponowaliśmy Chojniczance i Odrze, by rozegrać zaległe spotkania. Chojniczanka się nie zgodziła, Odra była chętna, ale okazało się, że zagrała normalnie według terminarza z GKS-em Katowice.

Tej soboty zmierzymy się z Wigrami Suwałki. Na ich prośbę – mają czterech reprezentantów i dopiero w środę wracają ze zgrupowań – przesunęliśmy to spotkanie z czwartku. Poszliśmy im na rękę, ale okazało się, że sami sobie zaszkodziliśmy. Przykre jest to, że PZPN w ogóle nie zwraca na to uwagi, choć sam doprowadził do tego bałaganu, który zapanował teraz w rozgrywkach. Czujemy się pokrzywdzeni, w tym momencie drużyny nie mają równych szans.

W jaki sposób PZPN doprowadził do bałaganu?

Marek PAPSZUN: – Kolejki, w których odwoływano mecze, powinny być przekładane w całości. Nie mam nic przeciwko temu, by wszyscy grali co trzy dni. Stało się jednak tak, że część drużyn dopuszczono do rywalizacji, a część nie. To jest duża kontrowersja. Jeśli już pozwala się na tę swobodę – każdy mając zawodników powołanych do kadry decyduje, czy chce grać – to powinno się też pójść na rękę klubom w przypadku, jeśli dogadają nowy termin meczu. Dziwna sytuacja. Wiadomo, jaka była pogoda.

Nie wszystkie kluby dysponują podgrzewaną murawą. PZPN nie obliguje do tego, dlatego nie może tego wymagać. Skoro nie ma takich wytycznych, to trzeba było podejść do sprawy po ludzku i dać tym klubom, które się dogadały na majowe terminy, wolną rękę. Rozumiem, że musimy się wyrobić przed końcem rozgrywek. Słyszę argument: „A jeśli 23 maja mecz się nie odbędzie? Co wtedy?”. Przepraszam, ale dla mnie to żaden argument. Dlaczego miałby się nie odbyć? Równie dobrze może się nie odbyć pięć kolejek z rzędu. I co wtedy zrobimy? Jedyna argumentacja negująca propozycję majowego terminu to właśnie słowa w stylu „co będzie, jeśli meczu nie będzie”.

Chcieliście grać z Odrą nie 4 kwietnia, a 23 maja. Potrafi pan pojąć, dlaczego PZPN – co nie zostało wytłumaczone – uparł się, by wszystkie zaległości odrobić w kwietniu i zakazał tego w maju?

Marek PAPSZUN: – To bardzo dziwi. Z jednej strony dostaliśmy informację „dogadajcie się”, a z drugiej – dotarło pismo, że zaległe mecze mają odbyć się do końca kwietnia, przy czym PZPN zastrzegł, że w wyjątkowych przypadkach mogą zostać rozegrane później. Nie była to więc jednoznaczna dyrektywa. Martwi to, że nie spojrzano na nas, a jesteśmy jedynym klubem w takiej sytuacji.

Owszem – siedem meczów, w tym trzy zaległe, ma też Chojniczanka, ale ona nie wywiązała się z pewnych spraw infrastrukturalnych. My mamy zaległości nie z naszej winy. W każdym terminie byliśmy gotowi do gry, obojętnie z kim, bo wiedzieliśmy, że potem będzie problem. Nie chcieliśmy przekładać kolejnych spotkań, wiedząc, czym to grozi. A teraz dostajemy rykoszetem.

Zgoda, ale ktoś może powiedzieć: „po co ten Papszun narzeka, skoro Raków też nie ma podgrzewanego boiska”.

Marek PAPSZUN: – Tak, ale przypomnę, że tylko jeden z trzech zaległych meczów – z Odrą – miał się odbyć u nas. Poza tym wypadły nam wyjazdy do Chojnic i Sosnowca. Gdy już zdarzył się weekend, kiedy pogoda umożliwiała granie, to w całej kolejce odbyło się tylko spotkanie Odry z Katowicami, bo inni przekładali mecze przez wzgląd na powołania zawodników do reprezentacji.

A co do boisk… Nawet jeśli w PZPN mówi „zróbcie sobie podgrzewane płyty”, to dopóki nie będzie takiego wymogu, śmieszne będzie też obarczanie klubu winą za to, że dany mecz się nie odbył. To nie kluby, a ktoś inny jest gospodarzem rozgrywek. To organizator powinien wyznaczać standardy. Gdyby był taki wymóg, trzeba by było go respektować i karać nieposłusznych. Nie można jednak karać za przewinienie, którego się nie popełni.

Ma pan jakiś swój pomysł, co zrobić, by w przyszłości pierwsza liga nie była takim cyrkiem?

Marek PAPSZUN: – Nie unikniemy w końcu przepisu o podgrzewanej płycie, z którego kilka lat temu się wycofano. W tej chwili pogoda może zaskoczyć w dowolnym momencie. Przyjdzie na dany weekend mróz i znowu będzie paraliż, znowu dezorganizacja rozgrywek, które są przecież profesjonalne. Dodam też, że jeśli ktoś będzie grał u siebie w rytmie środa-sobota, spadnie deszcz, to nie będzie szans, by w krótkim czasie dobrze przygotować boisko.

Zadaję pytanie: jak my jako drużyny mamy się przygotować do gry? Minęło już 18 tygodni od naszego ostatniego jesiennego meczu. I przez te 18 tygodni zagraliśmy tylko jeden mecz, w Katowicach. A przez najbliższe dziewięć tygodni rozegramy ich 14! Przygotowywaliśmy się na to, że runda będzie trwała 13 tygodni, czyli o jedną trzecią dłużej. Czy w tej sytuacji można mówić o profesjonalizmie? W jaki sposób mamy poważnie traktować tę ligę? Jak przyciągać do niej sponsorów?

Czy pana zdaniem kluby powinny mieć prawo do przekładania meczów wskutek powołań zawodników do reprezentacji?

Marek PAPSZUN: – Oczywiście, że nie. To musi być rozwiązanie systemowe. Albo gramy wszyscy – albo nie gra nikt. To proste. Nie może być dowolności, targowania się. Ktoś daje do kadry jednego zawodnika i chce grać, ktoś inny – nie… W niedzielę odbył się mecz Odry z Katowicami, czyli drużyn, które też mają w swoich składach reprezentantów. I co, mogły zagrać bez nich? Mogły! Czy Raków chciał zagrać? Chciał! Tyle że nie chciał przeciwnik (Zagłębie – dop. red.).

Opowiem, że jesienią graliśmy z drużyną – mniejsza o nazwę – w której reprezentant miał zerwane więzadła. A mimo to ta drużyna przełożyła mecz. Absurd! Dlatego powinno być rozwiązanie systemowe, sprawiające, że my, trenerzy, będziemy mieli pełną wiedzę. Jest reprezentacja – no to gramy bez przepisu o młodzieżowcu. Albo jest reprezentacja – nie ma kolejki. Wtedy można wcześniej planować mikrocykl. Teraz bardzo trudne jest prowadzenie zespołu, niemożliwe okazuje się dokładniejsze planowanie.

Bardzo rzutuje to na ogólny wizerunek Nice 1 Ligi.

Marek PAPSZUN: – Przykrą sprawą jest ta „spychologia”, odbijanie piłeczki. Organizator zrzuca winę na kluby, kluby mają pretensje do organizatora. A tam, gdzie niezadowolenie i konflikty, jeszcze nic dobrego przecież nie urosło. Największym kapitałem tego, co się tej wiosny dzieje, niech będzie doświadczenie. Jeśli ktoś będzie umiał wyciągnąć z tej sytuacji wnioski, to stosunkowo szybko będzie można takim sytuacjom w przyszłości zapobiec. Oby było dobre odczytanie moich intencji; tego, co chciałem powiedzieć. Tak naprawdę, ja nie chcę nikomu niczego zarzucać, a proszę tylko o zrozumienie i spojrzenie na rolę trenera, drużyny. Jak mamy się przygotowywać?

W poniedziałek dostaliśmy informację, że w środę po świętach gramy z Odrą. Wcześniej zawodnicy wiedzieli, że będą mieli święta. Teraz w święta będą trenować. Żeby była jasność: nie mówię, że jesteśmy nietykalni. Skoro w Lany Poniedziałek gra ekstraklasa, to my też możemy. Ale dobrze by było wcześniej, po ludzku, przygotować się do tego.

Nie stawiać rodzin w takiej sytuacji, że na coś się umawiasz, a nic z tego nie wychodzi. Zdradzę, że jeden z naszych zawodników planował zaręczyny. Ja musiałem mu teraz powiedzieć: „Odwołuj zaręczyny, musisz być na treningu”. Normalne ludzkie rzeczy, bo przecież jesteśmy tylko ludźmi i mamy też swoje prywatne życie. Nie mam pretensji, że musimy grać w tę środę po świętach, ale powinniśmy wiedzieć o tym wcześniej.

Wy i Chojniczanka rozegracie w kwietniu po siedem meczów, Miedź Legnica – tylko pięć. Czy przez to jej szanse na awans wzrosną?

Marek PAPSZUN: – Jeśli powiem, że zdecydowanie tak, to pewnie będzie wiele zarzutów, bo summa summarum każdy rozgrywa w sezonie po 34 mecze. Kto jednak obiektywnie ocenia, a zna się trochę na piłce i prowadzeniu zespołu, ten dobrze wie, że jest to mała przewaga. W zeszłym sezonie o awansie do ekstraklasy decydował punkt. Punkt! Czasem zdobycie punktu jest zależne od tego, w którą stronę wiatr zawieje, więc co dopiero mówić o obciążeniu 14 meczami w dziewięć tygodni.

Na końcową tabelę wpłyną detale, szczegóły. Dlatego tak, Miedź ma przewagę i każdy rozsądny człowiek to powie. My jednak z tego powodu nie zamierzamy oczywiście składać broni. Koniec końców, nikt nam niczego nie zabrał, mecze muszą się odbyć, dlatego trzeba starać się w nich punktować.