Patryk Rombel: Okrzepniemy i będziemy wygrywać!

Rozmowa z Patrykiem Romblem, selekcjonerem reprezentacji mężczyzn.


W mistrzostwach świata w Egipcie Polska wypadła obiecująco, rozgrywała zacięte mecze, w tym zwycięskie, zapracowała na szacunek kibiców i ekspertów, ale z perspektywy zajętego miejsca – 13. – przyzna pan, że szału nie ma.

Patryk ROMBEL: – Ocenę determinuje perspektywa. Spoglądając z punktu, z którego startowaliśmy i jakie wyniki ostatnio osiągaliśmy – było nieźle, patrząc globalnie i obiektywnie, oczywiście nie ma powodu do świętowania. Ale trzeba szanować drogę, którą przebyliśmy. Tak jak nie rozdzierałem szat po trudnych początkach, tak nie skaczę dziś z radości. Zrobiliśmy postęp, czas zrobić kolejne kroki w górę.

Jesteśmy już blisko czołówki światowej czy gdzieś w połowie dystansu?

Patryk ROMBEL: – Myślę, że bliżej, ale potrzebujemy doświadczenia. Nasi rywale – Brazylia, Węgry, Hiszpania – grają w podobnym składzie 5-8 lat, my niespełna dwa i cały czas uczymy się siebie nawzajem. Czas działa na naszą korzyść, choć mamy jeszcze sporo do zrobienia. Teraz jednak będzie bardzo trudno o tak widoczny progres, jak w Egipcie. Kolejne kroki będą coraz trudniejsze, będziemy zagłębiali się w detale. Przed nami najtrudniejsza praca, żeby wygrywać z najlepszymi, musimy poprawiać szczegóły.

Jak rzut w sytuacji sam na sam z bramkarzem w ostatniej sekundzie meczu z Niemcami?

Patryk ROMBEL: – To duże uproszczenie, bo to tylko jedna akcja, jedna piłka – fakt, że najbardziej pamiętana, bo mogła rozstrzygnąć o zwycięstwie i zdecydować o tym, że dziś bylibyśmy 9. drużyną na świecie, a nie 13. Ale wcześniej tych piłek straconych czy niewykorzystanych było więcej. Popełniliśmy na przykład prosty błąd zmiany, na tym poziomie niemający się prawa zdarzyć, który kosztował nas grę w podwójnym osłabieniu i stratę prowadzenia. Przeciętny kibic patrzy na ostatnią akcję, ja widzę ich kilkadziesiąt w meczu.

Patryk Walczak przepraszał?

Patryk ROMBEL: – Nie oczekiwałem tego, ale rozmawialiśmy po meczu, bo widziałem, że go to uwiera. Ale nie będę nikogo rozliczał i piętnował z powodu jednej piłki, nawet jeżeli była ostatnią w meczu.

Zgodzimy się, że najlepszy był mecz z Brazylią, którą odprawiliśmy 10 bramkami. A którego z występów najbardziej panu szkoda: 1-bramkowej porażki z Hiszpanią, remisu z Niemcami, czy może przegranego wyraźnie meczu z Węgrami?

Patryk ROMBEL: – Więcej spodziewaliśmy się po potyczce z Węgrami, bo mogła otworzyć nam drogę do ćwierćfinału. W 1. połowie nasz plan kompletnie nie wypalił. Oddawaliśmy rywalom piłki za darmo, bez kontaktu, bez faulu i to napędzało ich kontry. Sami byliśmy głównymi winowajcami, gdyby nie to, mogliśmy grać o zwycięstwo. Zaważyła właśnie różnica w doświadczeniu, liczba minut na boisku i meczów o podobną stawkę, które sprawiają, że podchodzi się do nich z chłodną głową. Młodość, ambicja, motywacja są naszym atutem, ale dokładnie wszystko to również bywa czasem naszą zmorą, bo emocje są za duże, biorą górę. Ale gdy już okrzepniemy, będziemy takie mecze wygrywać.

Mówi się, że Polska gra „po hiszpańsku”, co to właściwie znaczy?

Patryk ROMBEL: – A mamy cztery godziny na wyjaśnienie? Ogólnie mówiąc to zaawansowana szkoła techniczno-taktyczna gry w piłkę ręczną, która do mnie przemawia, bo to całe spektrum możliwości gry w obronie i jej powiązań z atakiem. System opiera się na bardzo dobrym środkowym rozgrywającym i silnym obrotowym, ale to piłka ręczna niuansów. Ważne jest przygotowanie motoryczne zawodników, ale może ważniejsze są detale techniczno-taktyczne, o których można by długo.

Dostosował pan system reprezentacji do tego, co robią hiszpańscy trenerzy w Kielcach i Płocku, czy też to pana niezależny i świadomy wybór?

Patryk ROMBEL: – To nie miało znaczenia. Owszem, to efekt moich kontaktów z Tałantem Dujszebajewem (Rombel był asystentem trenera Łomży Vive, gdy ten był selekcjonerem w latach 2016-17 – przyp. red.), ale nie tylko, obserwowałem też w pracy innych trenerów, głównie hiszpańskich, w najlepszych klubach w Europie. Później każdy dodaje swoje elementy, ja też to robię – sposób organizacji ataku i rozłożenia akcentów w obronie. Trener Danii Nikolaj Jacobsen też stosuje sporo hiszpańskich elementów, bo to jest efektywne, zresztą przy współczesnej globalizacji trudno uniknąć przenikania wiedzy i rozwiązań. Dziś nie ma zresztą zespołu, który stosowałby 1 do 1 styl gry z kraju, z którego się wywodzi.

Skoro o Danii mowa, to co przeniósłby pan do naszej gry ze stylu dwukrotnych mistrzów świata?

Patryk ROMBEL: – Może będę nudny, ale ich ogromne doświadczenie. Jeden Mikkel Hansen ma więcej międzynarodowego ogrania od wszystkich Polaków razem wziętych. Mamy fajnych, ciekawych piłkarzy, nie gorszych od innych, ale nie mieli dotąd szansy zaistnieć w dużych imprezach. Rok temu na Euro byliśmy najmłodszym zespołem wśród 24, teraz też jednym z najmłodszych. Na szczęście wynikająca z tego różnica z każdym rokiem będzie maleć.

Zapytam teraz byłego skrzydłowego – czy w reprezentacji dobrze wykorzystujemy ich potencjał, bo zdania są podzielone?

Patryk ROMBEL: – Do poprawy w naszej grze jest wiele elementów, także współpraca ze skrzydłowymi. Na przykład mamy dobrze rzucających na lewym rozegraniu Tomka Gębalę i Szymona Sićkę, więc siłą rzeczy piłek do lewego skrzydła jest mniej. Po kolei odhaczamy konkretne zadania, ale poprawa współpracy na wszystkich pozycjach wymaga czasu.

Bolączką jest choćby prawe rozegranie, co pogłębiła kolejna kontuzja już w Egipcie Macieja Majdzińskiego. Ma pan ból głowy?

Patryk ROMBEL: – Nie patrzę na to jak na problem, a na temat, w którym musimy znaleźć rozwiązanie. Mamy miesiąc do meczów w eliminacjach Euro. Kandydaci mają zatem kilka tygodni, żeby pokazać, że zasługują na szansę, a my zrobimy wszystko, żeby dali reprezentacji jak najwięcej.

Najwięcej kontrowersji wzbudzała w kraju gra Rafała Przybylskiego. Można odnieść wrażenie, że w pana kadrze pełni rolę Peszki w reprezentacji Adama Nawałki, czyli faceta od atmosfery…

Patryk ROMBEL: – Takie oceny uważam za rażąco krzywdzące dla Rafała. Nie można skreślać zawodnika za to, że zdobył 1-2 bramki w meczu. Żeby to zrozumieć, trzeba wyjść ze statystyki punktów i bramek. Rafał nie schodzi poniżej pewnego poziomu, ma udział w 16-17 akcjach, które wpływają na wynik meczu, z reguły powyżej 50 procent. Jest 1-2. najlepiej asystującym w drużynie, odgrywa też ważną rolę w systemie obrony. I należy mu się szacunek za coś jeszcze. Na Euro w Szwecji nie złożył broni, grał na własne żądanie z pękniętym żebrem. Rafał pełni ważną rolę także w szatni, ale sprowadzenie go do roli „Atmosfericia” jest powierzchowne i generalnie nieadekwatne.

Pan za to atmosferę schładza. Gdy bierze czas, nie pokrzykuje na drużynę, tylko precyzyjnie wyjaśnia, jak rozegrać następną akcję. Emocje pan chowa czy ich po prostu nie ma?

Patryk ROMBEL: – Emocje są zawsze, pytanie, co się z nimi zrobi. Jestem tylko człowiekiem, mnie też zdarza się wybuchnąć. Uważam jednak, że boisko nie jest do tego najlepszym miejscem, tu zawodnicy muszą się skupić na zadaniach, które mają wykonać. Oczywiście są tacy, którzy muszą dostać po uszach, bo to na nich działa, inni potrzebują spokojnego wytłumaczenia. Ja robię to, co potrafię i w sposób, jaki uważam za najlepszy.

Turniej w Egipcie był sukcesem kilku zawodników, jak Adam Morawski, Szymon Sićko czy Maciej Gębala. Ale kto wie, czy największym wygranym nie okazał się pan, bo jako trener wreszcie zyskał zaufanie kibiców.

Patryk ROMBEL: – Fajnie, że nasza praca została dostrzeżona i doceniona. Jeżeli chodzi wsparcie w związku, czułem je cały czas. To także efekt pracy, w którą jestem bardzo zaangażowany na co dzień, a której owoce zbierzemy za kilka lat. Mówię o Szkołach Mistrzostwa Sportowego. To jest rzecz bez precedensu, pionierska, nikt tego przed nami w Polsce nie robił.

Aż tak? To proszę się chwalić…

Patryk ROMBEL: – Mamy cztery SMS-y dla chłopców w wieku licealnym – w Kwidzynie, Płocku, Kielcach i Gdańsku, choć ten ostatni w tym roku zostanie zamknięty, bo nie ma hali, w której mielibyśmy wymaganą liczbę godzin. Ale jeszcze niedawno szkoła była tylko jedna. W każdym razie w każdej z nich realizujemy ten sam jednolity roczny plan pracy – motorycznej, indywidualnej techniki i taktyki, gry w ataku i obronie. Robimy szkolenia z trenerami, mamy cotygodniowy kontakt, analizujemy mecze, treningi, mnóstwo materiału wideo. Przed pandemią w każdej szkole przed dzień-dwa byłem średnio raz na 2-3 tygodnie, prowadziłem treningi, koordynowałem zajęcia. Teraz siłą rzeczy bardziej pracujemy online, ale jesteśmy w bieżącym kontakcie z opiekunami drużyn. Do tego co 3 miesiące testy, badania motoryczne, analiza sposobu gry, wyników. I tak już półtora roku. Ogrom pracy, ale też parę ładnych kroków w przód.


Czytaj jeszcze: Ta drużyna jest głodna sukcesów!

I będzie z tej mąki chleb?

Patryk ROMBEL: – Naprawdę. Tym chłopcom już jest łatwiej, bo rozumieją zasady funkcjonowania w kadrze i pracy na treningu, sposobu gry. Jeżeli utrzymamy ten styl pracy, systematycznej i konsekwentnej, to będzie tylko lepiej. Oczywiście nie wszystko działa idealnie, ale poprawiamy model na bieżąco. Wkrótce czerpać będzie z tego pierwsza reprezentacja, przez lata.

Przed dwiema pierwszymi imprezami pod pana kierunkiem oczekiwania wobec reprezentacji były skromne, ale ten „dziewiczy” czas chyba właśnie dobiegł końca. Od przyszłorocznych mistrzostw Europy będziemy już wymagać…

Patryk ROMBEL: – Najpierw musimy zrobić wszystko, żeby na Euro się zakwalifikować. Po wygranych w styczniu z Turcją mamy dobrą sytuację, ale decydować będą 4 ostatnie mecze – ze Słowenią i Holandią, pierwsze dwa już za miesiąc. To oczywiste, że kibice są od tego, żeby wymagać, a my od tego, żeby robić postępy i spełniać ich oczekiwania. Wierzę, że jako drużyna będziemy robić kolejne kroki do przodu i jestem spokojny o wyniki.


Fot. Facebook.com/handballpolska