Masażystki w męskim świecie. „Nie zawsze jest Wersal, są i łzy”

Chociaż pracują z samymi mężczyznami, nie narzekają, że z tego powodu jest im trudniej. Same uprawiają sport, wiec pewnie łatwiej znosić im „humory” hokeistów i piłkarzy. Jedno jest pewne, Paulina Szaweł i Natalia Legierska trzymają facetów w ryzach, dzięki czemu traktowane są z szacunkiem.

 

Miała być lekarzem

Tata naciskał, by studiowała weterynarię, albo medycynę. Paulina Szaweł nie skorzystała jednak z jego sugestii. Nie, wcale nie zrobiła mu na złość, po prostu znalazła inny sposób na życie. – Skąd zainteresowanie fizjoterapią? – głośno myśli nasza bohaterka. – Wbiłam sobie do głowy, że chcę pomagać ludziom. Wiem, że lekarze też to robią, ale ja chciałam pomagać ruchem, a fizjoterapia to przecież leczenie ruchem. Mieszkała wtedy z nami babcia, która była obłożnie chora, a ja chciałam bardzo jej pomóc. Może to przeważyło szalę w wyborze mojego zawodu?

 

„Przepowiednia”

Paulina zapewnia, że od zawsze była związana ze sportem. – Jako dziecko uprawiałam piłkę ręczną w Pogoni Żory, lecz na tym nie kończyły się moje zainteresowania. Uprawiałam również sztuki walki, trójbój siłowy, ale moim hobby jest siłownia, wprost uwielbiam crossfit. Od czasu do czasu ćwiczę z chłopakami, ale wolę sama, bo z nimi nie dałabym rady.

Co ją skłoniło do przyjścia do klubu JKH GKS Jastrzębie? – To, że jestem w klubie hokejowym z Jastrzębia zawdzięczam Adamowi Dziurskiemu, który przez lata był ich fizjoterapeutą – snuje swoją opowieść Paulina Szaweł. – Teraz prowadzi Centrum Medyczne razem z Tomaszem Wodeckim (naszym lekarzem klubowym, który daje nam wsparcie, za każdym razem jak tego potrzebujemy) i raz zostałam polecona, by przyjść tam na zastępstwo. Poszłam na tzw. rozmowę kwalifikacyjną, żeby Adam poznał mnie, dowiedział się kim jestem itd. Nasza rozmowa, która miała trwać 15 minut, przedłużyła się do dwóch godzin! Na jej zakończenie powiedział do mnie: „Wiesz co, Paulina, jak ja odejdę z hokeja, to ty zajmiesz moje miejsce„. Potraktowałam to wtedy jako niewinny żart, bo przecież wtedy widzieliśmy się pierwszy raz w życiu. Nie wiem, skąd miał takie przeczucie. I pewnego dnia zadzwonił do mnie mówiąc krótko, ale treściwie: „Paulina, przychodzisz do JKH, bo ja odchodzę z hokeja”. Dał mi dosłownie chwilę do namysłu.

Paulina Szaweł, masażystka hokeistów JKH GKS Jastrzębie
Prawda, że sympatyczna? Ale biada każdemu, kto Paulinie Szaweł nadepnie na odcisk. Fot. Arkadiusz Kogut/400mm

 

Styl życia, nie praca

Decyzja była bardzo szybka. Czy nie miałam żadnych wątpliwości? Oczywiście, że miałam! Dotychczas moja praca miała bardziej standardowy wymiar, a w Jastrzębiu byłam skazana na pracę z samymi facetami. Różne charaktery… Ale to, co robię teraz, nie do końca można nazwać pracą, to jest styl życia. To nie jest tak, że przychodzi się na 8 godzin, zrobi swoje i wychodzi.

Dla mnie jest to pasja. Czasami nie wiem, czy jest poniedziałek, czy niedziela. Pracuję od treningu do treningu, od meczu do meczu. I tak to się kręci. Dostosowuję swój czas do potrzeb hokeistów, by każdy mógł zregenerować się, zjeść obiad i generalnie był zadowolony.  Dogadujemy się bez problemów, chociaż nie zawsze jest Wersal. Kłócimy się, co zrozumiałe, często muszę znosić „humory” zawodników, ale częściej oni moje. Jestem „humorzastą” kobietą, ale tylko przed okresem (śmiech). Wystarczy, że przyniosą mi czekoladę i mój zły humor mija.

Bywają hokeiści trudni we współpracy? Każdemu z nas przytrafia się gorszy dzień, ale nie, ja za chłopakami skoczę w ogień. Wiem doskonale, że każdy z nas jest inny, ale myślę że dobrze nam się współpracuje. Panowie są konkretni i rzeczowi, co bardzo lubię.

 

Były łzy

Oczywiście były momenty, gdy mówiłam sobie „mam już dosyć”. Kilka razy, gdy nikt nie widział, siedziałam w gabinecie przy kozetce i płakałam. Miałam kryzys i mówiłam sobie „pieprzę to, wychodzę”, ale zawsze wracam, bo hokej uzależnia. Jesteśmy w jednym pomieszczeniu, ja i dwudziestu kilku facetów, jest mnóstwo nagromadzonego testosteronu, jest przysłowiowych „sto pytań do”, więc po prostu czasami nie umiem tego udźwignąć.  Zdarza się dużo kontuzji i trzeba wszystko szybko ogarnąć. Ale wszyscy staramy się być cierpliwi i wyrozumiali. To procentuje, dzięki temu potrafimy się normalnie komunikować i dogadywać. Oni mnie rozumieją, a ja staram się zrozumieć ich.

 

Nauczyła się przeklinać

Jak rozładowuję napięcie? Siłownia albo krzyk. Siłownia wycisza mi mózg, resetuje go. Jednak zdarza mi się podnieść głos, bo w szatni jestem bardziej „męska” niż na zewnątrz. Nie mogę być do końca kobietą, bo oni weszliby mi na głowę. Nie należę do osób, które są grzeczne, ciche i pokorne. Nie będę zaprzeczać, używam wulgarnego słownictwa. Powiem więcej, leci dużo tej „łaciny”. Na swoje usprawiedliwienie dodam, że przeklinanie to była pierwsza rzecz, której się tutaj nauczyłam, w myśl zasady „z kim poprzestajesz, takim się stajesz”. Oni we mnie już też widzą bardziej zawodnika niż kobietę. Jeżeli muszę rozładować napiętą sytuację, to trzaskam drzwiami i wychodzę na chwilę na zewnątrz, by zapalić papierosa, albo przejść się dookoła lodowiska. Panowie też próbują rozładować to jakimś żartem, anegdotą itp. Jaki ostatnio zapamiętałam? Żadnego konkretnego, ale wielu z nich rzuca dowcipami jak z rękawa.

W trakcie meczów hokejowych fizjoterapeutka JKH bacznie śledzi poczynania na tafli, w każdej chwili gotowa pospieszyć z pomocą. Fot. Arkadiusz Kogut/400mm

 

Problem z obcokrajowcami

Kiedy Paulina Szaweł zjawiła się w klubie z Jastrzębia, nie mogła złapać kontaktu z obcokrajowcami. – Nie rozumiałam ani języka czeskiego, ani słowackiego, wszyscy się ze mnie śmiali w szatni – tłumaczy fizjoterapeutka. – Byłam zestresowana, wręcz przerażona, bo dla mnie wszystko było nowe. Jeden chłopak uczył mnie czeskiego po angielsku, to dopiero była komedia.

Bardzo cieszę się z przyjęcia, jakie zgotowali mi trenerzy, Robert Kalaber i Rafał Bernacki. Przyjęli mnie bardzo ciepło, nie patrzyli mi na ręce, obdarzyli mnie pełnym zaufaniem od samego początku, tak jak kiedyś Adama Dziurskiego. Jestem im za to bardzo wdzięczna, że dali mi wolną rękę. Dzięki temu pracując z zawodnikami mogłam robić to, co uważam za najlepsze, a efekty mogliśmy oceniać na lodzie.

 

Kobiety gorsze

Przyjęła zaproszenie do współpracy z kadrą młodych hokeistek, ale nie zrobiła tego bez mrugnięcia powieki. – Wahałam się, bo  dla mnie priorytetem jest praca z hokeistami JKH – mówi Paulina. – Podczas mojej nieobecności zastąpi mnie Adam Dziurski, z czego wszyscy się bardzo cieszą. W reprezentacji będę głównym fizjoterapeutą, a będzie mi pomagać jeszcze jedna osoba. Zgrupowanie zacznie się 27 grudnia u nas, w Jastrzębiu, skończy 5 stycznia, a potem wyjazd do Szkocji.  Wbrew pozorom kobieta z kobietami wcale nie dogaduje się łatwiej niż z mężczyznami?  Jest dokładnie na odwrót. Dlaczego? Z kobietami ciężko się pracuje, bo one są humorzaste, bardziej zaborcze i zazdrosne, jest więcej kłótni między nimi niż u mężczyzn. Jak to my, kobiety, robimy często problem z niczego, a potrafimy to doskonale. Dlatego będę starać się trzymać je twardą ręką, bo skoro z facetami daję sobie radę, to z kobietami – mam nadzieję – też dam sobie radę.

Paulina Szaweł jest pogodną kobietą, ale biada temu, kto wejdzie jej w drogę.  Żaden facet nie chciałby dostać od niej „z liścia”, bo istnieje poważne niebezpieczeństwo, że głowa odpadłaby razem z płucami. I wcale nie musi to być żart…

 

Kontuzja w Dniu Kobiet

Natalia Legierska sport ma we krwi. Jej tata Marian Sajdak przed laty był pięściarzem w GKS-ie Jastrzębie, jej starszy brat Przemysław chciał zostać piłkarzem, ale futbolową edukację zakończył na etapie juniora. Ona sama próbowała sił w lekkoatletyce, jej marzeniem był udział w igrzyskach olimpijskich. Liznęła też trochę boksu, ale to był tylko epizod.

Natalia, która w tej chwili pracuje jako masażystka z piłkarzami GKS-u Jastrzębie, od dziecka lubiła sport, szczególnie lekkoatletykę. – Biegałam właściwie od zawsze, brałam udział w szkolnych zawodach, jednak wyczynowo zaczęłam biegać  w Klubie Biegacza MOSiR Jastrzębie dopiero w wieku 17 lat, moim trenerem był Jakub Staśkiewicz – wspomina z uśmiechem na twarzy. – Zaczynałam od krótkich dystansów: 200, 300, 400 metrów przez płotki, potem nawet 800 metrów. Moim największym osiągnięciem jest 12 miejsce w Halowych Mistrzostwach Polski Juniorów i Juniorów Młodszych oraz brązowy medal na Mistrzostwach Śląska. doznałam poważnej kontuzji. Skręciłam kolano grając w piłkę nożną (!) podczas turnieju szkolnego zorganizowanego z okazji Dnia Kobiet. Miałam uszkodzone więzadła krzyżowe, mimo to wróciłam do biegania, ale nie zbliżałam się do wcześniej prezentowanego poziomu. Teraz biegam już tylko rekreacyjnie.

 

Brat „wróżbita”

Jak sama podkreśla, zawsze interesowały ją zdrowie i anatomia człowieka, stąd decyzja o studiach w Instytucie Kultury Fizycznej Państwowej Wyższej szkoły zawodowej w Raciborzu. – Wybrałam kierunek wychowanie fizyczne, specjalność odnowa biologiczna – wyjaśnia Natalia Legierska. – A praca masażystki w klubie piłkarskim? Wykrakał mi ją mój brat, Mateusz, który jest zagorzałym kibicem GKS-u Jastrzębie, Gdy skończyłam studia powiedział do mnie: „Będziesz kiedyś masować piłkarzy naszej GieKSy”. Przytaknęłam, ale nie wierzyłam, że kiedyś do tego dojdzie.

W trakcie meczów na ławce Natalia Legierska denerwuje się nie mniej niż inni członkowie sztabu. Fot. Łukasz Krajewski/400mm

Jak trafiłam do GKS-u? Oczywiście przez przypadek. Pracowałam wtedy w fitness klubie i na masaże przychodzili tam czasami piłkarze. Kiedyś, gdy jeden z nich trafił do mnie, zapytałam, czy nie potrzebują masażysty? Od słowa do słowa i okazało się, ze kogoś szukają, bo poprzedni zrezygnował z pracy. Napisałam wtedy sms-a do Damiana Zawieruchy, który w klubie jest trenerem przygotowania motorycznego, z którym znamy się wiele lat, bo on też uprawiał biegi. On zadzwonił, był pośrednikiem między mną, a trenerem Skrobaczem. Przyszłam na rozmowę i… już zostałam.

 

Nieśmiała z natury

Podejmując pracę w Jastrzębiu z piłkarzami, miała po raz pierwszy styczność ze sportowcami. I to samymi mężczyznami! Z czym miała największy problem? – Strasznie stresowałam się wchodząc do szatni, gdy była ich całą grupa – wspomina. -. Nie wiem, z czego to wynikało, pojedynczo aż tak źle nie było. To chyba dlatego, że z natury  jestem nieśmiała. Jak się pracuje z sami mężczyznami? W klubie odnalazłam się doskonale, bo mam przecież trzech starszych ode mnie braci. W męskim towarzystwie byłam od zawsze, dobrze czuję się wśród piłkarzy i mam nadzieję, że oni też nie narzekają na współpracę ze mną. Wiadomo, że gdyby była tutaj jeszcze jedna kobieta, byłoby inaczej, ale chłopcy traktują mnie jak godną zaufania koleżankę.

Czasami przeklnie

Jest takie przysłowie „kiedy wejdziesz między wrony, musisz krakać tak jak one”. Sportowcy, nie tylko piłkarze, znani są z tego, że często rozładowują złość używając „łaciny kuchennej”. Czy Natalii Legierskiej zdarza się przeklinać? – Niestety tak, ale sporadycznie – przyznaje z rozbrajającą szczerością. – W szatni, owszem, zdarza się, że użyję wulgarnych słów, ale bardzo rzadko. Staram się nie przeklinać, bo uczę w szkole i jakby to wyglądało, gdyby mi się coś wymsknęło w obecności uczniów?

Bywa, że wraca do domu „padnięta”, ze względu na czas pracy i ogrom obowiązków. – Dwa razy w tygodniu rozpoczynam pracę o godzinie 8.00, a wracam o 20.00 – przyznaje. – By się zrelaksować, wspólnie z mężem lubimy obejrzeć dobry film, najchętniej sensacyjne, które trzymają w napięciu do końca. Słucham też muzyki. Jaki gatunek lubię najbardziej? Wszystko zależy od humoru. Słucham rocka, ale też hip-hop, czy pop, uwielbiam stare polskie piosenki. Lubimy czas spędzać poza domem, więc jak tylko jest okazja, jeździmy najczęściej w góry.

 

Ech, ci sędziowie…

Natalia jegierska przyznaje, że bardzo przeżywa każdy mecz swojej drużyny, ściska kciuki z chłopaków i zawsze trzyma ich stronę. – Mecze bardzo przeżywam, raz zdarzyło się nawet, że ze złości popłynęły mi z oczu łzy, ale wytarłam je ukradkiem. Co mnie tak zdenerwowało? Niestety, nieudolne i tendencyjne sędziowanie. Pan sędzia krzywdził nas notorycznie i nie spotkała go za to żadna kara. A chyba powinna, prawda?