Piast Gliwice. Dwie wielkie sensacje

– Na tamtych półfinałowych meczach z Lechem padły rekordy frekwencji. Na nieistniejącym już Stadionie XX-lecia według jednych było ponad 20 tys. widzów, a innych 18 tys. – wspomina Marcin Żemaitis.


Piast ma swoje dobre doświadczenia z przeszłości, jeżeli chodzi o pucharowe rozgrywki na etapie półfinałów. W 1978 i 1983 roku eliminował w 1/2 Pucharu Polski jedną z najlepszych wtedy klubowych jedenastek w kraju Lecha Poznań.

Rekordy frekwencji

W 1978 roku gliwiczanie, grający wtedy na zapleczu ekstraklasy czyli wtedy I ligi ograli „Kolejorza” u siebie 3:1, a pięć lat później było 1:0. Tamte spotkania pamięta Marcin Żemaitis, piłkarz gliwiczan w latach 1972-84, a potem jego prezes, który reaktywował Piasta po zapaści pod koniec lat 90.

– I w jednym i w drugim przypadku, te nasze zwycięstwa z Lechem były sensacyjne, bo poznaniacy w hierarchii polskiej piłki stali wtedy dużo wyżej niż my. Jak dobrze pamiętam, to oba spotkania odbyły się na nieistniejącym już Stadionie XX-lecia. Padły wtedy rekordy frekwencji. Dochodziło do takich sytuacji, że ci którzy stali na bramkach, to wpuszczali ludzi za przysłowiowe pięć złotych, a po meczu – wiem to z relacji świadków – kapsy napchane mieli do granic możliwości – opowiada z uśmiechem pan Marcin. Dodaje przy tym.

– Wspomnienia z racji zwycięstw mam bardzo dobre, a takie osobiste wiąże się z tym drugim spotkaniem. W Lechu grał zawodnik, który nazywał się Józef Adamiec [reprezentant Polski, z Lechem dwa razy wywalczył mistrzostwo – przyp. red.]. Grał wcześniej w Małapanew Ozimek i stamtąd go znałem. W tamtym meczu zderzyliśmy się głowami, a Józka zabrano do szpitala z podejrzeniem wstrząśnienia mózgu. Ja ten wygrany przez nas mecz dograłem do końca.

Potem odwiedziłem go w szpitalu i na szczęście wszystko było w porządku. Jednak potem skarżył mi się, że w Poznaniu od tego momentu wołali na niego „Żemaitis”. Ten jeden i drugi mecz z Lechem w półfinale Pucharu Polski, z taką oprawę, z kibicami, to zdecydowanie jedne z najlepszych piłkarskich wspomnień – mówi były piłkarz i działacz klubu z Gliwic.

Załatwił ich Szarmach

Teraz przed Piastem kolejny wielki sprawdzian w półfinale Pucharu Polski, starcie z Arką.

– Jeśli chodzi o te pucharowe rozgrywki, to na pewno jeden z najważniejszych meczów w historii klubu. Ja ciągle przez lata udawałem mądrego i mówiłem, że Piast od tamtych moich czasów w finale Pucharu Polski nie zagra, choć te nasze przegrane w decydujących meczach, to temat na osobną rozmowę. Chełpiłem się tym, że nikt od tego czasu tak daleko nie zaszedł.

Teraz mamy olbrzymią szansę na kolejny awans, czego oczywiście drużynie z całego serca życzę, żeby zdobyć ten puchar. To bardzo ważne spotkanie, które mam nadzieję, że zespół trenera Fornalika rozstrzygnie na swoją korzyść. Zresztą ze spotkań z Arką też mam swoje wspomnienia, bo mój debiut na drugoligowych boiskach [teraz I liga – przyp. red.] miał miejsce właśnie tam. My graliśmy wtedy o utrzymanie, oni o nic, ale mieli w zespole takiego gościa, który nazywał się Andrzej Szarmach.

Zagrałem przeciwko niemu, do dziś się przyjaźnimy, a kiedy się spotkamy, to Andrzej wspomina tamten szczególny dla mnie mecz. On wtedy strzelił cztery czy pięć bramek, a mnie trener Smuda zmienił po 35 minutach. Zaraz potem został skaperowany przez Górnika Zabrze. Przegraliśmy 1:7. Mam nadzieję, że teraz będzie inaczej. Waldek Fornalik ogarnął wszystko to, co działo się w sezonie, te wszystkie zmiany, więc trzeba być dobrej myśli przed meczem w Gdyni – podkreśla Marcin Żemaitis.


Na zdjęciu: Drużyna Piasta Gliwice z 1975 roku: Od lewej: Górny rząd: – Tadeusz Pawlik, Jan Jonda, Waldemar Białaś, Marcin Żemaitis, Michał Cichoń, Lesław Gil, Marian Wasilewski, Adam Statowski, Dolny rząd: Wiesław Popławski, Andrzej Molenda, Kazimierz Gontarewicz, Karol Fajferek, Henryk Ledwoń, Lesław Dunajczyk.

Fot. www.facebook.com/PiastGliwice