Piast Gliwice. Nigdy tego nie zapomni

Od meczu z 12 maja 2019 roku, będzie kojarzony z najbardziej szalonym spotkaniem w dotychczasowej historii Piasta. Przyjazd na Okrzei Jagiellonii jest idealnym momentem do wspomnień…

Nic już nie musi

Była 89 minuta meczu, gdy Jesus Imaz wyrównał z rzutu karnego. Chwilę później Tomasz Jodłowiec oddaje niesamowity strzał i zdobywa bramkę na 2:1. Sztab szkoleniowy i ławka rezerwowych Piasta wybiega na boiska w szale radości, ale mecz jeszcze nie został zakończony. Po wznowieniu gry sędzia Jarosław Przybył, dyktuje kolejnego karnego dla Jagi. Ponownie naprzeciw Szmatuły staje Imaz, ale tym razem Polak jest górą i broni strzał Hiszpana. Gliwiczanie dopisują trzy punkty i przybliżają się do historycznego mistrzostwa Polski.

Doświadczonego bramkarza pytamy, ile razy oglądał skrót tamtego meczu. – Ojej… bardzo często to robiłem i robię! To najlepszy sposób na poprawę nastroju. Gdy mam gorszy dzień albo jestem zmęczony, wystarczy puścić sobie końcówkę meczu z Jagiellonią – uśmiecha się Jakub Szmatuła. 38-letni bramkarz ma świadomość, że taki mecz z jego udziałem już więcej może się nie powtórzyć. – Choć nigdy nie mówi nigdy. Faktycznie dla mnie, czy dla Tomka Jodłowca, to był niezwykły wieczór i niesamowite emocje – dodaje rezerwowy aktualnie bramkarz Piasta.

W poprzednim sezonie Szmatuła najpierw grał, potem stracił miejsce na rzecz Frantiszka Placha, by wejść do gry w decydujących meczach, gdy Słowak borykał się z kłopotami zdrowotnymi. Teraz znów jest rezerwowym i jak na razie zagrał tylko w meczu o Superpuchar Polski i w Pucharze Polski. – Sytuacja jest trochę podobna do poprzedniego sezonu, ale nie do końca. Jak sobie z tym radzę, że nie gram? Nie jestem już młodym bramkarzem, więc podchodzę do tego z dużym spokojem. Ja już nie muszę nikomu niczego udowadniać. Wszystko, co robię, robię dla siebie. Cieszę się z możliwości trenowania, cieszę się, gdy wstaję z łóżka i nic mnie nie boli – śmieje się Kuba i dodaje. – To nie jest jednak tak, że już odpuściłem. Jestem gotowy i jak trzeba będzie, to pomogę drużynie. Dopóki zdrowie dopisuje, nie myślę o emeryturze – zapewnia, choć jakieś kroki ku życiu po grze w piłkę już poczynił. – Pierwsze papiery trenerskie mam zrobione, ale tak szybko mnie nie zobaczycie trenującego dzieci czy bramkarzy – puszcza oko. – Aż tak mnie jeszcze, nie ciągnie, do trenerki, że chce kończyć z graniem. Spokojnie stać mnie jeszcze na trochę gonienia za piłką.

To byłoby mistrzostwo świata

Obecnie jego szansą na grę jest Puchar Polski. Z Unią Skierniewice zagrał, do Siedlec nie pojechał. – Tak się złożyło, że byłem chory i nie chciałem pozarażać kolegów w szatni czy autokarze. Teraz zagramy z Legią II i mam nadzieję, że będzie dane mi wystąpić – mówi Szmatuła, który z uwagi wieku, doświadczenia i stażu w Piaście może porównać zespół z poprzedniego sezonu do tego, który jest obecnie. – Pod względem atmosfery, kultury pracy jesteśmy tym samym Piastem. Oczywiście kilku chłopaków już nie ma, ale są inni. Mieliśmy na początku sezonu bardzo trudny moment, ale duża zasługa sztabu szkoleniowego w tym, że z niego w stosunkowo krótkim czasie wyszliśmy. Trzeba pamiętać, że nie jesteśmy Legią i co rok nie będziemy walczyli o mistrzostwo. Jasne, że chcielibyśmy to powtórzyć, ale do tego musiałoby się złożyć wiele czynników. Dla nas to byłoby mistrzostwo świata. Sytuacja w tabeli jest dobra, punktujemy regularnie, zobaczymy, jak to się będzie rozwijało dalej. Wiosna zawsze jest trudniejsza i wtedy wiele rzeczy się rozstrzyga – ocenia Jakub Szmatuła, który pewnie, gdy usiądzie w piątkowy wieczór na ławce, oczami wyobraźni wróci do majowego meczu z Jagiellonią…

Na zdjęciu: Jakub Szmtuła był bohaterem majowej konfrontacji Piasta z Jagą w Gliwicach.