Piłkarski poker – czyli jak Górnik nie zdobył piętnastego mistrzostwa (część 2)

Nie róbmy z ludzi wariatów, czyli jak Górnik nie zdobył piętnastego mistrzostwa. Ta historia mogły być kanwą do napisania scenariusza.


Niesmak i skandal

29 lat temu to spotkanie zelektryzowało kibiców w całym kraju: Legia – Górnik, czyli nie tak dawnych wspomnień czar… Lecz teraz to był mecz o wszystko. W Zabrzu przede wszystkim o przyszłość klubu. Piłkarze Górnika aby zdobyć mistrzostwo, musieli wygrać, gospodarzom do szczęścia wystarczył remis.

Ale zanim 15 czerwca 1994 roku piłkarze obydwu klubów przystąpili do ostatecznej rywalizacji, spotkali się w półfinale Pucharu Polski. W pierwszym meczu w stolicy Legia wygrała 5:2. Na rewanż do Zabrza – 8 czerwca, jechali jak po swoje. Po nieco ponad 20 minutach przegrywali jednak już 0:2 i gospodarzom brakowało gola, by wyeliminować zespół gości. Ostatecznie skończyło się na remisie 2:2. W tamtym meczu Górnik zagrał bardzo agresywnie, co jest zrozumiałe, kiedy stawką jest finał. Ale prowadzący te zawody sędzia Ryszard Wójcik podobno nie panował nad tym, co się działo na murawie. Taki styl gry nie podobał się Komisji Sędziów, której prezes Eugeniusz Kolator (kilkanaście lat później prasa pisała o nim Eugeniusz K.) zaapelował do sędziego mającego prowadzić mecz tych drużyn w Warszawie, aby nie dopuścił do takiej gry!

Godzina zero

Już dwie godziny przed meczem rozegranym w środę 15 czerwca okienka kas były zamknięte, bo najzwyczajniej zabrakło biletów, a zgromadzeni na trybunach kibice zorganizowali wielką fetę w przekonaniu, że nic i nikt nie odbierze Legii tytułu, na który wszyscy czekali 24 lata. Piłkarze Górnika czuli pewien niepokój, jakby sie miało coś niedobrego wydarzyć. Jak mówił Jacek Grembocki. – Mój kolega z Warszawy kilka dni wcześniej powiedział mi: „jeżeli zdobędziecie mistrza przy Łazienkowskiej, ani wy, ani sędzia stąd nie wyjedziecie.

Kiedy mecz sie rozpoczął od razu zaczęły się emocje. Już w 48 sekundzie (!) żółtą kartkę ujrzał Grzegorz Mielcarski. Fakt, wtedy grało się bardziej ostro, a piłkarze jednej i drugiej drużyna świętoszkami nie byli. Jak wspomina Mielczarski. – Po latach Jacek Zieliński przyznał, że w tamtym meczu miał za zadanie mnie „skasować” ze wszystkimi konsekwencjami.

Pięć minut później „żółtko” zobaczył Jacek Grembocki. Mecz był zacięty, oba zespoły postawiły na atak lecz lepsze wrażenie sprawiał Górnik. Aczkolwiek krycie metodą „każdy swego” sprawiło, że kibice obserwowali sporo destrukcji. Bardzo aktywny był Henryk Bałuszyński, który dwukrotnie groźnie strzelał, z kolei ataki legionistów były zatrzymywane na szesnastym metrze.

Rewia kolorów

Boiskowy zegar wskazywał 40 minutę. Na razie mistrzem była Legia. Wtedy sędzia Sławomir Redziński po raz pierwszy pokazał czerwony kartonik Bałuszyńskiemu, właściwie nie bardzo wiadomo za co? Może właśnie za tę aktywność? Jednak to wydarzenie nie załamało piłkarzy Górnika. W 41 minucie Jerzy Brzęczek otrzymał piłkę na środku boiska, popędził z nią lewą strona boiska, posłał Markowi Szemońskiemu, a ten technicznym strzałem pokonał bramkarza gospodarzy!. Publiczność zamarła. Nie spodziewali się takiego zwrotu akcji… Kiedy piłkarze obydwu zespołów schodzili do szatni na przerwę, to mistrzem był Górnik!

Kilka minut po wznowieniu gry „czerwień” zobaczył Grzegorz Dziuk i Górnik grał już w dziewiątkę. Jednak to zabrzanie w dalszym ciągu stwarzali sobie lepsze sytuacje do zdobycia gola w postaci celnych uderzeń Mielcarskiego i Brzęczka. Piłkarze ze stolicy pierwszy celny strzał oddali dopiero w 67 minucie! Strzelał Leszek Pisz, ale Marek Bęben nie dał sie zaskoczyć. Trzy minuty później ten sam piłkarz wykonywał rzut rożny. Piłka trafiła do Adama Fedoruka, który umieścił ją w siatce. Trybuny oszalały… Aplauz był jeszcze większy, kiedy 5 minut później sędzia pokazał trzecią czerwona kartkę. Oczywiście piłkarzowi Górnika – Jackowi Grembockiemu. Sprawdziły się słowa obrońcy Górnika, który powiedział przed meczem. Zobaczycie, ten sędzia nas wykartkuje!

Piłkarski poker
„Niesmak” – tak o pamiętnym meczu z 15 czerwca 1994 roku pisał w „Sporcie” red. Dariusz Czernik

Grać przeciwko zespołowi, który dysponuje siłą większą o trzech graczy nie jest łatwo. Ale zabrzanie nie mieli nic do stracenia – próbowali – ale brakło już atutów, aby odwrócić bieg zdarzeń… W 90 minucie sędzia odgwizdał pozycję spaloną jednego z piłkarzy, odwrócił się z ręką uniesioną ku górze, by wskazać kierunek wykonywania rzutu wolnego i w tym momencie pierwsi kibice gospodarzy już przeskakiwali ogrodzenie, z wszystkich stron wybiegając na boisko, przekonani, że to ostatni gwizdek arbitra. Byli tak spragnieni świętowania pierwszego od 24 lat tytułu mistrzowskiego dla Legii, że sędzia wskazał na środek boiska, sygnalizując koniec spotkania. Po czym zaczął uciekać do szatni.

Sędzia kończy karierę

Pochodzący z Nowej Soli Sławomir Redziński, sędzia tego meczu miał ledwie 37 lat. Ówczesne limity pozwalały mu na kolejne 10 lat sędziowania. Jednak nigdy już nie poprowadził zawodów. Skończył karierę, a kilka tygodni po meczu na pół roku wyjechał z Polski. Podobno za tą decyzja stały kłopoty zdrowotne. Po meczu na szczycie Redziński dostał wysoką notę od obserwatora Alojzego Jarguza. Jedyne, co mu Jarguz zarzucił, to uwaga, że oszczędził jednego z piłkarzy Górnika i nie pokazał mu drugiej żółtej kartki.


Czytaj także:

Piłkarski poker, czyli jak Górnik nie zdobył piętnastego mistrzostwa (cz. 1)


Gdyby tak się stało, sędzia musiałby mecz zakończyć i przyznać Legii walkower. Jak podawał „Przegląd Sportowy”, Andrzej Flügel, dziennikarz „Gazety Lubuskiej” miał jechać z Redzińskim na spotkanie z Górnikiem. – Chciałem zrobić reportaż, jak wygląda dzień arbitra. Od wyjścia z domu, przez podróż, po sam mecz. Umówieni byliśmy, że zrobimy to na spotkaniu ŁKS z Ruchem, ale Redziński do mnie zadzwonił i mówi: „Panie Andrzeju, mam dla pana bombę. Zrobimy ten materiał na meczu o mistrzostwo między Legią a Górnikiem. Dwa dni przed, kolejny telefon od Redzińskiego, który odwołał całą akcję. Mówił, że jedzie wcześniej na konferencję sędziowską. Zasugerowałem, że dojadę pociągiem. Nie zgodził się wspomina Flügel i dodaje. – Dziś wygląda to tak, jakby nie chciał mieć świadków. Po meczu rozgoryczony Grzegorz Mielcarski wspominał.

My tego meczy nie przegraliśmy z Legią tylko z sędzią. On nie potrafił nawet uszanować godności osobistej naszego masażysty. Gdy ten usiłował złagodzić skutki mojej kontuzji, usłyszał od arbitra, że ma zbierać klamoty i wyp… Słyszałem to!– mówił reprezentant Polski, teraz będący w sztabie kadry u Fernando Santosa.

Niedomówienia

Obserwatorem tego spotkania był Maciej Szczęsny – wtedy siedział na ławce, bo w bramce Legii w tamtym sezonie numerem jeden był Zbigniew Robakiewicz. Tak po latach wspominał wszystko. Od początku czułem, że jesteśmy pod parasolem ochronnym. Sędzia bardzo ochoczo i szybko rozdawał kartki i tylko jednej drużynie. Tyle że ten parasol jakiś taki nieszczelny był, bo pan Redziński pozwolił Górnikowi strzelić gola po tym, jak piłka wyszła na aut. Oczywiście nie mam żadnego dowodu na to, że tamtego dnia byliśmy pod ochroną. Wiadomo, że mnie nikt nie wtajemniczał, a ja się nie dopytywałem. Interesujące słowa gracza Legii… Po tamtym wydarzeniu zaogniły sie stosunki pomiędzy piłkarzami obydwu klubów. Na zgrupowaniu w Konstancinie, gdzie było kilku piłkarzy Górnika i Legii, jak wspomina Jacek Grembocki, zawodnicy niemal skoczyli sobie do oczu, po kpiących słowach Fedoruka skierowanych w stronę zabrzan. Sytuacje uspokoił wtedy Tomasz Wałdoch.

Sezon zakończył się, Górnik zajął ostatecznie trzecie miejsce, bowiem w ostatniej kolejce zabrzan wyprzedził jeszcze GKS Katowice. Mistrzem została Legia. To co nie udało sie warszawskiemu klubowi rok wcześniej, kiedy pozbawiono ich mistrzostwa za podejrzany „festiwal strzelecki” w ostatniej kolejce, kiedy o tytule miały decydować bramki, udało się teraz. Wtedy nawet prokuratura prowadziła śledztwo, ale nic nikomu nie udowodniono, a słowa wiceprezes PZPN Ryszarda Kulesza „cała Polska widziała” nic nie znaczyły. Teraz też widziała…

Początek kłopotów

Za dwa dni rozpoczynał się mundial w USA, bez naszej reprezentacji. Jednak „dzięki” temu meczowi nasz futbol był przez chwilę „bohaterem” gazet w wielu krajach. Renomowany niemiecki „Kicker” wymieniał nawet sumę jaką arbiter miał jakby dostać od Legii…

Natomiast w Zabrzu sprawy potoczyły się szybko, klub znając realia polskiej piłki nie wysłał protestu do PZPN. Prezes Władysław Kozubal dwa dni później podał się do dymisji – podobno ze względów zdrowotnych. W klubie niby nic się nie zmieniło, ale wszyscy wiedzieli, ze mit Eldorado prysł i odejście czołowych piłkarzy to tylko kwestia czasu. Historie alternatywne dobre są dla filmowych scenariuszy, ale gdyby wówczas Górnik zdobył to mistrzostwo, byłaby duża szansa na Ligę Mistrzów. To był silny zespół, oparty o „srebrną” ekipę z igrzysk w Barcelonie. Tak naprawdę od tego momentu rozpoczęło się powolne opadanie. I sukcesy zespołu ze stolicy…

Marek Dziechciarz


Na zdjęciu: Sędzia Sławomir Redziński to postać do dzisiaj pamiętana jest przez kibiców Górnika.

Fot. Roosevelta81.pl


Pamiętajcie – jesteśmy dla Was w kioskach, marketach, na stacjach benzynowych, ale możecie też wykupić nas w formie elektronicznej. Szukajcie na www.ekiosk.pl i http://egazety.pl.