Płocka twierdza zdobyta przez Piasta

Wieli oddech ulgi w Gliwicach. Piast po niemrawym początku sezonu i niemocy strzeleckiej, nie tylko przełamał się obie złe passy, ale też został pierwszą drużyną w tym sezonie, która wygrała na stadionie w Płocku!

Wisła do niedzieli ani razu nie uległa jako gospodarz i pewnie liczyła na podtrzymanie passy, bo do Płocka zawitał Piast, który na inaugurację przegrał z Pogonią, a w tym tygodniu nie błyszczał w Pucharze Polski odpadając po rzutach karnych z Górnikiem Zabrze.

Dramat z karnymi

A propos rzutów karnych, to ich koszmar… nadal unosi się nad gliwicką drużyną. Było to widać dość szybko, bo już w 3. Minucie Damian Kądzior podszedł do piłki po zagraniu ręką Piotra Tomasika. Pomocnik uderzył zbyt czytelnie i dobrze dysponowany tego dnia Krzysztof Kamiński odbił piłkę. Dla Piasta był to piąty niewykorzystany karny z ostatnich sześciu, jakie wykonywali w lidze. A przecież były jeszcze mecze pucharowe z Górnikiem i Arką Gdynia w niedalekiej przeszłości.

Lepiej niż wcześniej

Ale źle wykonany rzut karny nie powinien przesłaniać faktu, że w pierwszej połowie, a właściwie przez ponad godzinę Piast grał w końcu naprawdę bardzo dobrze. Być może wpływ na to miała bardzo dobra murawa, jakże odmienna od tej w Gliwicach, która wyraźnie przeszkadzała Piastowi w ostatnich dwóch meczach.

Goście w Płocku wyraźnie chcieli atakować, korzystali z okazji na kontry, czy też dośrodkowania w ple karne. W pierwszej połowie jednak brakowało kropki nad i, a do tego – tak jak wspominaliśmy- świetnie w bramce spisywał się Kamiński. Jeśli chodzi o Wisłę tylko raz zagroziła Plachowi

Kilka minut i po sprawie

Po przerwie trener Waldemar Fornalik dokonał dwóch zmian i Piast stał się jeszcze bardziej konkretny. Szalę na swoją korzyść gliwiczanie przechylili w zaledwie kilka minut. Najpierw na uderzenie z dystansu zdecydował się aktywny Michał Chrapek, który był o centymetry od kapitalnego gola. Piłka jednak trafiła w poprzeczkę, ale precyzyjną dobitką popisał się Martin Konczkowski.

Po kilku minutach goście przypieczętowali długo oczekiwane zwycięstwo w jeszcze lepszy sposób. Zespołową akcję zakończył strzałem z kilkunastu metrów Kamil Wilczek. Dla snajpera było to pierwsze trafienie po powrocie do Polski i tym samym umocnienie się w klasyfikacji najlepszych ekstraklasowych strzelców Piasta w historii. Ostatni raz Wilczek zdobył bramkę dla śląskiego klubu 19 maja 2015 roku, tuż przed rozpoczęciem swoich zagranicznych wojaży.

Wynik 2:0 sprawił, że goście skupili się na kontroli i dowiezieniu rezultatu do końca. Najbliżej trzeciego gola był jednak… Frantiszek Plach. Bramkarz gliwiczan o mały włos a zaskoczyłby Kamińskiego. To byłaby historia, ale historią jest też zdobycie twierdzy Płock i wskoczenie na właściwe tory. Bo w Gliwicach wszyscy mają nadzieje, że te niedzielne trzy punkty będą dopiero początkiem nowej, zwycięskiej passy Piasta.


Wisła Płock – Piast Gliwice 0:2 (0:0)

0:1 – Konczkowski, 64 min (bez asysty), 0:2 – Wilczek, 68 min (asysta Chrapek)

WISŁA: Kamiński – Vallo (72. Furman), Michalski, Rzeźniczak, Tomasik (81. Chrzanowski) – Gerbowski (81. Zynek), Szwoch, Rasak – Jorginho (61. Kolar), Tuszyński, Sekulski. Trener Maciej BARTOSZEK. Rezerwowi: Zieliński, Cielemięcki, Lesniak, Zbozień, Lagator.

PIAST: Plach – Huk, Czerwiński, Mosór – Konczkowski, Hateley, Chrapek (75. Kaput) Kądzior (60. Pyrka), Katranis (46. Holubek), Sappinen (60. Vida), Wilczek (88. Toril ). Trener Waldemar FORNALIK. Rezerwowi: Szymański, Ameyaw, Reiner, Kostadinow.

Sędziował Bartosz Frankowski (Toruń). Widzów: 2516. Żółte kartki: Tomasik (3. faul), Vallo (42. faul), Rzeźniczak (90+2. faul) – Vida (90. faul), Hateley (90+5. faul)

Piłkarz meczu – Michał CHRAPEK


Na zdjęciu: Kamil Wilczek zaczął strzelać znów dla Piasta i od razu gliwiczanie zaczęli wygrywać.

Fot. Adam Starszyński/Pressfocus


PO MECZU POWIEDZIELI:

Waldemar FORNALIK: – Zdawaliśmy sobie sprawę, jak ważne są punkty w tym spotkaniu. Patrząc na tabelę, to są one bezcenne. Zdawaliśmy sobie również sprawę z trudnego terenu w Płocku, gdzie statystyki wyraźnie pokazywały, że Wisła tutaj jeszcze nie przegrała, a większość wygrała. Powiedzieliśmy sobie jednak, że jesteśmy w stanie wygrać i tak też się stało. Nie załamaliśmy się po pechowym początku i niestrzelonym karnym.

Maciej BARTOSZEK: – Nie byliśmy kompletnie sobą, nie byliśmy tym zespołem i do którego przyzwyczailiśmy kibiców. Mieliśmy trudne momenty i nie mogliśmy więcej z tego meczu wycisnąć. Przytrafiła nam się taka dyspozycja dnia, czy mamy jakiś większy problem, to już ciężko na gorąco to powiedzieć.