PlusLiga. Mistrz nie wybacza

ZAKSA kontynuuję serię zwycięstw. Tym razem pozbawiła wszelkich złudzeń GieKSę. Katowiczanie zaczęli mecz, jakby nie wierzyli w pokonanie mistrzów Polski.


Po parkiecie poruszali się niemrawo, bez energii. Lekcję siatkówki dostał zwłaszcza Jakub Szymański. Młody przyjmujący katowickiej ekipy raz za razem był ostrzeliwany zagrywką i szybko spasował. Po kilku nieudanych przyjęciach trener [Grzegorz Słaby] zdjął go z parkietu. Kędzierzynianie na parkiecie robili co chcieli. Grali z pomysłem i efektownie.

Zwłaszcza akcje w wykonaniu Aleksandra Śliwki i Jakuba Kochanowskiego wzbudzały uznanie. Przewaga ZAKSY rosła błyskawicznie. Trener gości próbował ratować sytuację, prosząc o przerwy. – Stoimy. Można przegrać, ale k… trzeba walczyć – w mocnych słowach apelował Słaby do swoich podopiecznych. Bez efektu.

Katowiczanie obudzili się dopiero w drugiej partii. Zaczęli ją rewelacyjnie, bo od pięciu punktów z rzędu. Miejscowi wydawali się być zaskoczeni ich determinacją i dobrą postawą. Nawet do tej pory skuteczny Śliwka został „zgaszony” przez blok. Z kolei Kamil Semeniuk, po kolejnym nieudanym zagraniu usiadł na ławkę rezerwowych, zastąpiony przez Piotra Łukasika.

Po drugiej stronie siatki błyszczał Dustin Watten, który wszystkie zagrywki, czy to mocne, czy skróty przyjmował w punkt. To pozwoliło rozgrywającemu Janowi Firlejowi na pokazanie swojego kunsztu. Kilka razy w efektownym stylu zgubił blok ZAKSY. Spore wrażenie robiły również potężne ataki z krótkiej Miłosza Zniszczoła.

Gospodarze gonili. Beniamin Toniutti widząc, że może liczyć praktycznie tylko na Łukasza Kaczmarka, wystawiał tylko do niego. Atakujący nie zawodził. Raz za razem punktował. Katowiczanie nie pękali, długo odpierali ataki faworytów. Wydawało się nawet, że zdołają doprowadzić do remisu w meczu.

Prowadzili już 24:22 i mieli w górze dwie piłki meczowe. Obu jednak nie wykorzystali. A ZAKSA takich błędów nie wybacza. Ataki niezawodnego Kaczmarka oraz kilka bloków odwróciły losy rywalizacji. Kędzierzynianie wywalczyli cztery punkty z rzędu i po dwóch setach prowadzili.

Rozbicie katowiczanie w kolejnej partii już nie podjęli walki. Była ona formalnością. Jak na początku spotkania goście tylko bezradnie patrzyli, co robią rywale. A ci nie mieli litości, z żelazną konsekwencją kończąc kolejne akcje i wykorzystując nawet najdrobniejsze niedokładności przyjezdnych. (sow)


Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle – GKS Katowice 3:0 (25:16, 26:24, 25:16)

KĘDZIERZYN-KOŹLE: Toniutti, Semeniuk (6), Kochanowski (8), Kaczmarek (16), Śliwka (10), Rejno (6), Zatorski (libero) oraz Łukasik (5), Staszewski, Kluth (5), Prokopczuk, Banach (libero).

KATOWICE Firlej (2), Kwasowski (60, Zniszczoł (7), Jarosz (9), Szymański (1), J. Nowakowski (5), Watten (libero) oraz Ogórek (libero), Drzaga, Buchowski (5), Nowosielski, Stolc (1), Musiał (3). Trener Grzegorz SŁABY.

Sędziowali Paweł Burkiewicz i Maciej Kolendowski (obaj Kraków).

przebieg meczu

I: 10:8, 15:9, 20:12, 25:16.

II: 6:10, 11:15, 17:20, 26:24.

III: 10:5, 15:8, 20:12, 25:16.

Bohater – Łukasz KACZMAREK.


Wojownicy z Nysy

Łukasz Łapszyński, przyjmujący Stali, rozegrał chyba najlepszy mecz w karierze, zaś jego koledzy dzielnie mu sekundowali i przerwali serię Jastrzębskiego Węgla.

Wicelider tabeli z Jastrzębia Zdroju szczycił się 13 wygranymi i tylko 2 porażkami poniesionymi z bezkonkurencyjną Grupą Azoty ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle. Jednak w końcu trafił na rywali, grających z żelazną konsekwencją i w rezultacie przegrał w Nysie. Zwycięstwo gospodarzy było w pełni zasłużone.

Uzasadnione obawy

– Zespoły niżej notowane nie mają nic do stracenia i w meczach z nami „strzelają” z pola serwisowego z podwójną siłą oraz nie zwalniają ręki w ataku. W Nysie czeka nas więc trudne zadanie – te słowa wypowiedział libero Jastrzębskiego Węgla, Jakub Popiwczak, przed starciem ze Stalą.

Jego przewidywania sprawdziły się co do joty, bo gospodarze mieli wystarczająco sporo atutów, by pokonać faworytów.

Goście w podstawowym składzie wystąpili z fińskim rozgrywającym Eemi Tervaporttim. Czy był to właściwy wybór? Wprawdzie pierwszy set zakończył się wygraną przyjezdnych, ale były delikatne sygnały, że Fin może nie unieś ciężaru gry w dalszej jego części. Natomiast jego vis-avis Marcin Komenda umiejętnie wykorzystywał swoich przyjmujących, Bartosza Bućkę i Łukasz Łapszyńskiego oraz atakującego Wassima Ben Tarę. Nie stronił też od wystawiania do środkowych. Akcenty gry były więc odpowiednio rozłożone, co miało znaczenie w dalszej części meczu.

Pełna mobilizacja

Gospodarze stracili seta, ale nie załamali się, tylko jeszcze bardziej zmobilizowali. W kolejnym szybko objęli prowadzenie 5:2. Kluczowy moment tej partii nastąpił chwilę później. Ben Tara popisał się dwoma asami serwisowymi i skutecznym blokiem. Gospodarze objęli prowadzenie 16:10 i wcale nie zamierzali na tym poprzestać. Stal funkcjonowała jak dobrze naoliwiona maszyna. Każda udana akcja jeszcze bardziej ją wzmacniała.

W ekipie gości kryzys się z kolei pogłębiał, a trener Luke Reynolds, zwykle żywo reagujący na wydarzenia na parkiecie, tym razem bezradnie stał, bo regulaminowe czasy już wcześniej wyczerpał. Przy stanie 17:11 w drużynie gości pojawił się na stałe Lukas Kampa, ale i on również nie potrafił odmienić losów kolejnej odsłony.

Gospodarze wykonywali wręcz mrówczą pracę w obronie – słowa uznania dla libero Kamila Dembca – i byli niezwykle skuteczni w kontrach. Mimo to tie-break wisiał w powietrzu, bo goście mocno się zmobilizowali i podjęli wyzwanie. Prowadzili 18:16, ale gospodarze szybko odrobili straty. Końcowe fragmenty to gra punkt za punkt. Przy remisie 23:23 piłkę w aut posłał Tomasz Fornal, zaś Łapszyński z zagrywki „ustrzelił” Rafała Szymurę i w ekipie gospodarzy wybuchła nieopisana radość.

Dla Stali to niezwykle cenne punkty, które pozwalają nieco odetchnąć. Czy to wypadek przy pracy siatkarzy z Jastrzębia? O tym przekonamy się już jutro, bowiem we własnej hali podejmują groźny, ale nieobliczalny zespół ze stolicy. (mic)


Stal Nysa – Jastrzębski Węgiel 3:1 (18:25, 25:18, 25:18, 25:23)

NYSA: Komenda (1), Bućko (12), M’Baye (7), Ben Tara (20), Łapszyński (16), Schmalewski (7), Ruciak (libero) oraz Dembiec (libero), Filip, Szczurek. Trener Krzysztof STELMACH.

JASTRZĘBIE: Tervaportti (1), Fornal (14), Gładyr (4), Al Hachdadi (20), Szymura (14), Szalacha (9), Popiwczak (libero) oraz Kosok, Kampa, Bucki (1), Wiśniewski (2). Trener Luke REYNOLDS.

Sędziowali Jacek Litwin i Tomasz Flis (obaj Kraków).

Przebieg meczu

I: 7:10, 15:14, 16:20, 18:25.

II: 10:6, 15:10, 20:13, 25:18.

III: 10:6, 15:10, 20:13, 25:18.

IV: 9:10, 13:15, 19:20, 25:23.

Bohater – Łukasz ŁAPSZYŃSKI.


Fot. Łukasz Sobala/PressFocus