PlusLiga. Niezachwiana wiara w sukces
W ostatniej kolejce PGE Skra Bełchatów, wygrywając w Sosnowcu 3:0, zakończyła znakomitą serię trzech kolejnych zwycięstw będzinian. Dzięki nim gracze z Zagłębia Dąbrowskiego oddalili się od strefy spadkowej. Pojawiły się głosy, że mogą się włączyć do walki nawet o play off.
Wprawdzie zajmują dopiero 13. pozycję w tabeli, ale od ósmego Aluronu Virtu CMC Zawiercie dzieli ich zaledwie 5 pkt, a mają rozegrane jedno spotkanie mniej. Starcie z ekipą z Bełchatowa pokazało, że będzinian jeszcze sporo dzieli od czołowych zespołów w kraju.
– Rywale byli lepsi o dwie klasy, ale dzięki temu wiemy nad czym pracować. Trzeba uczyć się na błędach. Jest jeszcze dużo meczów i okazji do zdobycia punktów – przyznał David Sossenheimer, przyjmujący MKS-u w wywiadzie dla klubowej telewizji. – Życzyłbym sobie wygranej z takim zespołem jak Skra, ale goście grali tak, że było trudno się przeciwstawić – wtórował mu Artur Ratajczak.
Przed będzinianami dzisiaj kolejne wyzwanie. W zaległym meczu z 14. kolejki podejmują VERVĘ Warszawa ORLEN Paliwa. Faworytem są goście, którzy przewodzą ligowej stawce. Po raz ostatni i jedyny przegrali 27 listopada w Bełchatowie. W nowym roku – cztery mecze – nie stracili nawet seta, a rywalizowali m.in. z będącym na fali Jastrzębskim Węglem.
W ostatnim starciu z drużyną z Zawiercia z bardzo dobrej strony pokazał się Artur Udrys. Białoruski atakujący w tym sezonie ma sporego pecha. Najpierw zmagał się z kontuzją kolana, a ostatnio ze złamaniem żeber
– Nie mogę powiedzieć, że czuję się dobrze, ale wystarczyło, abym wystąpił. Wciąż odczuwam ból podczas ataku, przy serwisie i obronie. Ale cieszę się, że nareszcie zagrałem. Tęskniłem za tym – przyznał Udrys.
Gdy dojdzie do pełnej sprawności, warszawianie nie będą mieli słabych punktów.
Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle zagra dzisiaj na wyjeździe ze Ślepskiem Malow Suwałki. Mistrzowie Polski liczą na kolejny komplet punktów. Kryzys, który im się niedawno przytrafił, okazał się chwilowy. A że potencjał mają ogromny, boleśnie przekonali się Czarni Radom.
– Zagraliśmy swoją siatkówkę. Byliśmy skoncentrowani, a kiedy tak jest, to możemy grać właśnie szybkie mecze – powiedział po wygranej z Czarnymi węgierski atakujący kędzierzynian, Arpad Baroti, który ocenił, że do formy pomógł wrócić kędzierzynianom napięty terminarz.
– Gramy co trzy dni, więc utrzymujemy odpowiedni rytm. Trenujemy, nie mamy przerw. Oczywiście, kiedy mamy treningi przez trzy dni, to jest także czas na odpoczynek i regenerację. Kiedy przerwy są dłuższe, to wypadamy z tego rytmu. Teraz w nim jesteśmy – dodał.
Jastrzębski Węgiel ostatni mecz przed własną publicznością, który zresztą był jedynym domowym występem w tym roku, zagrał 14 stycznia. Następnie podopieczni Slobodana Kovaca wyruszyli na osobliwe tournée po Polsce i Europie. Grali kolejno w: Kazaniu, Kędzierzynie-Koźlu, Warszawie, Ankarze i Suwałkach. Dziś w Lubinie zakończą wojaże starciem z Cuprum.
Dotychczasowy bilans grania poza domem to pięć zwycięstw i porażka. Po starciu ze Ślepskiem Malow jastrzębianie na krótko wrócili do domu.
– Trzy ostatnie meczedały nam nieco w kość – mówi przyjmujący Tomasz Fornal. – Na pewno niektórzy z nas są zmęczeni – dodał i podkreślił, że pierwsze dwa dni po starciu na północy Polski zespół poświęcił na regenerację.
– Do meczu z Lubinem musimy podejść na pełnych obrotach, bo naszym celem jest przywiezienie trzech punktów – podkreślił Fornal.
Co ciekawe. taka sztuka, czyli wygrana z Cuprum na jego terenie za trzy punkty, drużynie Jastrzębskiego Węgla udała się… tylko raz. W sezonie 2014/15, czyli w tym samym, w którym „Miedziowi” debiutowali w PlusLidze, „pomarańczowi” wygrali 3:1. W tych samych rozgrywkach, w fazie play off, gospodarze wygrali 3:0, a w kolejnym sezonie triumfowali 3:1. Później (2016/17) było 3:2 dla JW, a rok później 3:0 dla lubinian.
W ubiegłych rozgrywkach w Lubinie oba zespoły zmierzyły się w pięciosetowym boju, który ostatecznie padł łupem jastrzębian. Tym razem wydaje się, że każde inne rozwiązanie, aniżeli wygrana drużyny Slobodana Kovaca za trzy punkty, będzie zaskoczeniem.
(mic, jk)
Na zdjęciu: Dla graczy MKS-u ataki bełchatowian – w akcji Artur Szalpuk – są jeszcze na zbyt wysokim pułapie.