Jakoś to nie będzie

Po meczu Odra Opole – Górnik Łęczna. Po drugiej z rzędu porażce piłkarze liderującej w I lidze Odry Opole są wściekli na siebie.


Tabela I ligi nie mówi prawdy. Szczególnie nie oddaje nastrojów w ekipie lidera. Piłkarze zajmującej pierwsze miejsce Odry Opole są bowiem wściekli na siebie za swoją postawę w ostatnich dwóch meczach.

Dobijał zbyt lekko

Po porażce 0:2 w Lublinie podopieczni Adama Noconia chcieli szybko wrócić na zwycięską ścieżkę. Tak szybko, że w spotkaniu z Górnikiem Łęczna zagrali nie w swoim stylu. Niebiesko-czerwoni przyzwyczaili wszak kibiców śledzących ich postawę do uważnej gry w defensywie i czekania na okazję do wykorzystania stałego fragmentu gry lub przeprowadzenia szybkiej akcji.

W meczu 14. kolejki natomiast od pierwszego gwizdka sędziego opolanie rzucili się na rywali i zasypali przeciwnika rzutami z autu oraz narożnika boiska. Owszem, wypracowali znakomitą sytuację bramkową w 6. minucie, ale strzał Mateusza Kamińskiego głową z 6. metra został w znakomitym stylu obroniony przez Macieja Gostomskiego, a najlepszy strzelec zespołu Borja Galan dobijał zbyt lekko, żeby dać swojej drużynie prowadzenie.

Wszystko się rozsypało

– Chcieliśmy mocno zacząć ten mecz i początek na to wskazywał, że wszystko będzie dobrze – podkreślił w pomeczowej wypowiedzi Mateusz Kamiński. – Stworzyliśmy sobie jedną, drugą sytuację, ale magle z niczego straciliśmy bramkę. Później mecz się wyrównał, ale pod koniec pierwszej połowy wszystko się rozsypało w ciągu 3 minut. Druga i trzecia bramka to jest kryminał. Jeżeli ktoś myśli, że jakoś to będzie to na pewno się myli i musi zmienić podejście. „Jakoś to” nie będzie. Na boisku, czy to z przodu czy z tyłu, o każdą piłkę trzeba walczyć.

Brać na siebie odpowiedzialność

Przypomnijmy, że przy pierwszym straconym golu rywala „odpuścił” Jakub Antczak i zabrakło także doskoku do rywala składającego się do strzału na 20. metrze. Druga bramka była trafieniem samobójczym Tomasza Mikinicza, a trzecia padła po rzucie rożnym, bo nikt, choć dośrodkowana z rzutu rożnego piłka długo leciała w środek pola karnego opolan, nie zablokował przeciwnika składającego się do strzału z woleja z 12. metra.


Czytaj także:


– Trzeba brać na siebie odpowiedzialność – dodał kapitan Odry. – Mówiliśmy sobie przed meczem, że przeciwnicy będą strzelać z dystansu. Jednak co z tego, że o tym wiedzieliśmy skoro tak straciliśmy pierwszą bramkę, bo zabrakło doskoku. Później nie potrafiliśmy skutecznie wybić piłki z pola karnego, przetransportować jej dalej. Ta piłka wracała w naszą szesnastkę i w efekcie padła następna bramka, a na przerwę schodziliśmy przegrywając 0:3. W drugiej połowie chcieliśmy jak najszybciej strzelić gola, żeby jak najszybciej zmienić oblicze spotkania i zacząć gonić, ale się nie udało.

Jeszcze 5 spotkań w tym roku

Najwięcej zastrzeżeń po tym meczu fachowcy oraz kibice Odry mieli do zbyt koronkowej gry piłkarzy z Opola. Za dużo było podań nawet już w polu karnym, a za mało strzałów z dystansu. Jednak grząska i śliska oraz niezbyt równa murawa na pewno była sprzymierzeńcem zawodników decydujących się na uderzenia zza pola karnego.

– No tak – zgodził się 35-letni filar opolskiej defensywy. – Za dużo, będąc już pod polem karnym rywali, próbowaliśmy dogrywać, czekać i czekać, a mówiliśmy sobie, że gdy mamy piłkę na 20. metrze to trzeba próbować strzałów, tym bardziej, że nasze boisko co każdy widział było takie, że nie sprzyjało pięknej grze. Jednak zabrakło tej decyzji i niestety straciliśmy punkty u siebie. Musimy o tym jak najszybciej zapomnieć, przeanalizować błędy, wyciągnąć wnioski i walczyć w następnych meczach. Jeszcze w tym roku pięć spotkań przed nami. W 12 meczach straciliśmy 7 goli, a w 2 ostatnich 5. Widać, że coś się zacięło, ale mam nadzieję, że to były tylko dwa słabsze spotkania – nie więcej.

Na oparach

Wprawdzie kapitan Odry o tym nie wspomniał, ale w grze opolan widać także braki… kadrowe. Lista zawodników leczących urazy jest dosyć długa, a ci piłkarze, którzy od początku sezonu wyciągnęli wózek na sam szczyt mają prawo być zmęczeni. Dlatego sztab szkoleniowy opolskiego zespołu z utęsknieniem czeka na reprezentacyjną przerwę. Zanim ona nadejdzie trzeba jeszcze będzie „na oparach” rozegrać sobotni wyjazdowy mecz z Wisłą Puławy i dopiero po nim pomyśleć o chwili odpoczynku.


Fot. Mateusz Porzucek/PressFocus