Po nitce do Gladbach

Warsztat 42-letniego Niemca nie może być podważany. Urodzony w Lipsku szkoleniowiec wykonuje kapitalną pracę w RB Salzburg, gdzie pracuje od lata 2017 roku i zdobywa średnio 2,34 punktu na mecz (wg serwisu Transfermarkt).

Austriacka ekipa pod jego wodzą nie awansowała co prawda do Ligi Mistrzów. Jest to zmorą tego klubu, ale bardzo dobrze pokazywała się w Lidze Europy. W poprzednim sezonie dotarła do półfinału – zdominowała też rozgrywki ligowe, co specjalnie trudne akurat nie było. Rose zrobił sobie świetną reklamę, wypromowało się pod jego skrzydłami kilku ciekawych graczy, a o jego usługi zaczęły bić się mocne zespoły niemieckiej Bundesligi.

Od samego początku – co logiczne – trener był łączony z Lipskiem. To, że się tam urodził to jedno, ale poza tym całkowicie normalne jest, że co ciekawsi ludzie spod szyldu Red Bulla przenoszą się z Salzburga do RB Lipska. Jednak niemiecki zespół postanowił sięgnąć po Juliana Nagelsmanna z Hoffenheim, przez co media w jego miejscu zaczęły upatrywać właśnie Rose.

Hoffe ostatecznie musiało obejść się smakiem, bo 42-latkiem zainteresowało się Schalke, które latem przejdzie przebudowę na wielką skalę – także na stanowisku trenera. Klub z Gelsenkirchen przestał liczyć się w tej walce, gdy do gry wkroczył Wolfsburg, który latem pożegna się z trenerem Bruno Labbadią. Wydawało się, że nitka w końcu dobiegła końca, ale wtedy w całej tej zabawie pojawiła się właśnie Borussia Moenchengladbach.

W poprzednim tygodniu pogrążone w kryzysie „Źrebaki” podjęły podobną decyzję, co Wolfsburg – latem pożegnają się z obecnym szkoleniowcem, Dieterem Heckingiem. W mediach natychmiast pojawiła się plotka o Marco Rose, tyle że była już ona na poważnym etapie. Mówiło się, że Niemiec jest już dogadany z Borussią i faktycznie – wczoraj ogłoszono porozumienie.

– Negocjacje trwały od dłuższego czasu, rozmawiałem też z rodziną. Dyskusje uległy zintensyfikowaniu podczas przerwy na reprezentacje, a dogadaliśmy się na początku tego tygodnia – mówił Niemiec, którego w Bundeslidze chciałby prawie każdy klub.

 

Piotr Tubacki