Podbeskidzie. Bramka po 294 dniach

101 minut potrzebował na pierwszoligowych boiskach Kamil Biliński, aby wpisać się na listę strzelców. Dużo dłużej czekał na trafienie w oficjalnych rozgrywkach.


1 sierpnia 2019 roku Kamil Biliński, który był wówczas piłkarzem FC Ryga, strzelił gola dla swojego zespołu w rewanżowym meczu II rundy eliminacji Ligi Europy z Piastem Gliwice. Było to trafienie na wagę awansu łotewskiego zespołu do kolejnej fazy rywalizacji, czyli śmiało można stwierdzić, że „Bila” wyrzucił mistrza Polski z europejskich rozgrywek. Niespełna tydzień później, w III rundzie kwalifikacji LE, polski napastnik zdobył kolejną bramkę, w starciu z HJK Helsinki. 1 września tymczasem, w meczu ćwierćfinałowym Pucharu Łotwy, Biliński strzelił swojego ostatniego – do minionej niedzieli – gola w oficjalnych rozgrywkach. Trafił do siatki w meczu z FK Tukums. Do końca sezonu na Łotwie (system wiosna-jesień) grał już niewiele i bramek nie zdobywał. Pod koniec października zeszłego roku jego drużyna zapewniła sobie mistrzostwo kraju, ale miesiąc później okazało się, że „Bila” na Łotwie dłużej grać nie będzie.

Już dobili do 50

W lutym, tuż przed wyjazdem na zgrupowanie do Turcji, 32-letni napastnik podpisał 1,5-roczny kontrakt z Podbeskidziem. W barwach „górali” zagrał w sześciu z siedmiu dotychczasowych wiosennych spotkań. Za każdym razem wchodził na boisko z ławki. W ostatnim spotkaniu, przeciwko GKS-owi Tychy, po raz pierwszy wpisał się na listę strzelców. Aby dokonać tej sztuki potrzebował dokładnie 101 minut na pierwszoligowych boiskach. Trzeba przyznać, że na gola w oficjalnych rozgrywkach czekał bardzo długo, co było – w znacznej mierze – spowodowane przerwą w zmaganiach. W niedzielę od jego ostatniej, wspomnianej bramki w Pucharze Łotwy, minęło aż 294 dni.

– Premierowy gol cieszy mnie osobiście, bo czekałem na tę pierwszą bramkę od samego przyjścia do Podbeskidzia – mówi Kamil Biliński.

– Od pierwszego dnia chciałem pomagać zespołowi. W meczu z GKS-em Tychy to się udało, bo wyrwaliśmy przynajmniej ten jeden punkt na wyjeździe. Chociaż wiadomo, że były apetyty na coś więcej. Celem było zwycięstwo, ale trzeba to docenić, że nie przegraliśmy kolejnego spotkania i trzeci raz z rządu wyciągamy ze złego wyniku przynajmniej ten remis. Cieszy, że potrafimy walczyć do końca – powiedział piłkarz, który zdobył 50 gola w tym sezonie dla Podbeskidzia. Wymieniona kwota strzelonych bramek jest już imponująca, biorąc pod uwagę to, jak skuteczni w poprzednich sezonach – po spadku z ekstraklasy – byli „górale”. W ubiegłych rozgrywkach, po 34. kolejkach, mieli na swoim koncie 52 gole. Ale wcześniej było dużo gorzej. W sezonie 2017/18 zdobyli jedynie 37, a sezon wcześniej 40 bramek.

Aby przyszło jak najwięcej

Bielszczanie strzelali przynajmniej jednego gola w każdym z 13 ostatnich meczów ligowych. I serię tę, z całą pewnością,chcieliby kontynuować już w najbliższą niedzielę, kiedy to przed własną publicznością zmierzą się ze Stomilem Olsztyn.


Przeczytaj jeszcze: Każdy chciał wygrać


– Zamykamy temat GKS-u Tychy i myślimy już o Stomilu. Wszystkie gole, które strzelam zawsze dedykuję swojej rodzinie. Żonie i synom. Tym bardziej się cieszę, że to się udało. Mam nadzieję, że w kolejnych meczach będzie łatwiej. Nie tylko dla mnie, ale również dla zespołu. I wszyscy razem będziemy mogli wrócić na zwycięską ścieżkę – podkreślił Kamil Biliński

Napastnik Podbeskidzia nie ukrywa, że – podobnie, jak wszystkich piłkarzy – cieszy go to, że kibice wracają na trybuny. W niedzielę sympatycy futbolu, po raz pierwszy od 9 marca i meczu z Wartą Poznań, zawitają na Stadion Miejski przy ul. Rychlińskiego.

– To bardzo cieszy. Nie gramy przecież tylko dla siebie, czy dla naszych rodzin, ale przede wszystkim dla kibiców. Najważniejsze jest dla nas to, kiedy są na stadionie i nas wspierają. Lubimy, kiedy jest ich jak najwięcej. Wiemy, że teraz nie da się zapełniać całych stadionów. Ale liczymy na to, że ta ilość osób, która będzie mogła, przyjdzie na stadion. A najważniejsze jest to, abyśmy wszyscy po niedzielnym meczu cieszyli się z trzech punktów – wyraził nadzieję… szesnasty piłkarz „górali” w tym sezonie, który wpisał się na listę strzelców.


Na zdjęciu: Tak Kamil Biliński cieszył się z pierwszego gola w barwach Podbeskidzia.

Fot. Jakub Ziemianin/TSPodbeskidzie