Podbeskidzie. Kłopoty się mnożą

Podbeskidzie przeżywa trudne chwile. Nie dość, że nie ma punktów, to na dodatek problemy kadrowe coraz bardziej „góralom” doskwierają.


Niemało problemów, szczególnie z grą w defensywie i zdobywaniem punktów, ma od początku sezonu zespół Podbeskidzia Bielsko-Biała. I jakby tego było mało, drużynę dopadła, śmiało, można tak stwierdzić, plaga kontuzji.

Zaczęło się od urazu Kornela Osyry, który na początku października, tuż przed reprezentacyjną przerwą, doznał kontuzji stawu skokowego i wypadł z gry do końca roku. Później, w dwóch kolejnych spotkaniach, w meczowej kadrze zabrakło Martina Polaczka.

Wiadomo było, że słowacki golkiper doznał, na jednym z treningów, urazu barku. Długo jednak nie było wiadomo, jak kontuzja jest poważna. Niestety dla sympatyków „górali” okazało się, że bardzo poważna. Słowacki golkiper będzie musiał przejść zabieg, a następnie czek go trzymiesięczna rekonwalescencja. Oznacza to, że najwcześniej do treningów wróci w lutym przyszłego roku.

Słaba i rozsypana

To nie koniec, a kolejne dwa ciosy, choć nieco mniej dotkliwe, otrzymała w sobotę, w trakcie spotkania z Wisłą Kraków, obrona bielskiego zespołu. A jeden z nich był ciosem w sensie… dosłownym, bo Kacper Gach został uderzony łokciem w twarz przez Macieja Sadloka. Młody zawodnik Podbeskidzia zalał się krwią i musiał opuścić boisko.

Po meczu okazało się, że „Gaszek” ma złamany nos i czeka do dwutygodniowa pauza. W trakcie sobotniego spotkania na placu gry zastąpił go Milan Rundić, który… skończył mecz z urazem wykluczającym go z treningów na 10 dni. Reasumując zatem wszystkie cztery omawiane kontuzje piłkarzy Podbeskidzia, dotyczą zawodników formacji defensywnej, czyli bramkarza i trzech obrońców. A już kilka razy w tym sezonie zwracaliśmy uwagę na to, że ten element gry, to zdecydowanie najsłabszy punkt w poczynaniach Podbeskidzia.

Obrona „górali”, notorycznie, popełnia błędy, a teraz trener Krzysztof Brede będzie musiał łatać dziury personalne. A prawdziwe wyzwanie czekać będzie sztab szkoleniowy przed najbliższym meczem ligowym. 6 listopada „górale” zagrają z Zagłębiem Lubin, a w spotkaniu tym, dodatkowo, nie będzie mógł zagrać Aleksander Komor, który w starciu z Wisłą Kraków obejrzał czerwoną kartkę.

Boli tak samo

Wcześniej jednak, bo w czwartek, ekipa spod Klimczoka – również u siebie – zmierzyć się miała z tym samym rywalem w meczu Pucharu Polski. Wobec powyższych problemów kadrowych trudno jest zaryzykować stwierdzenie, że zawodnicy grający w lidze mniej otrzymają swoją szansę, choć – z pewnością – w niektórych przypadkach tak będzie.

Wiele wskazuje na to, że drugi raz z rzędu w wyjściowej jedenastce znajdzie się miejsce dla Mateusza Marca. Przypomnijmy, że ten zawodnik trafił do Podbeskidzia zimą, a następnie miał problemy, aby wywalczyć sobie miejsce w wyjściowym składzie i trwały one długo. Nic z tego. Mecz w Pucharze Polski, który „górale” mieli rozegrać w czwartek został odwołany.

W I lidze tylko dwa razy wystąpił w wyjściowym składzie. A w ekstraklasie dopiero mecz w Krakowie był pierwszym, który zaczął od pierwszej minuty. – To na pewno cieszy. Tym bardziej że dostałem szansę na pozycji, na której czuję się najlepiej. Jednak przegraliśmy mecz i boli mnie to tak samo, jak wszystkich – mówił po sobotnim występie Mateusz Marzec, który był jedną z jaśniejszych postaci drużyny trenera Bredego.

Nie spuszczać głów

Próbował strzałów z dystansu; raz jego próbę obronił Michał Buchalik, a za drugim razem zabrakło kilkunastu centymetrów. Wiadomo, że uderzenie z dalszej odległości jest sporym atutem tego piłkarza, co pokazywał jeszcze w I lidze, w barwach GKS-u Bełchatów, czy też w zimowych sparingach. Od tamtej pory minęło już jednak sporo czasu. Teraz, z całą pewnością, taki gol, który – w dodatku – dałby wymierne efekty w postaci zdobyczy punktowej, byłbym czymś przez „górali” pożądanym.


Czytaj jeszcze: Mocno „górali” biją

– Wierzę w naszą drużynę. I w to, że mamy dobry zespół. Potrzebujemy – po prostu – przełamania. Lepsze momenty nadejdą. W meczu z Wisłą zabrakło nam szczęścia, bo sytuacje były – słusznie zauważył „Marcowy”, który podkreślił, że trzeba eliminować błędy, po których drużyna traci gole.

– Nie możemy spuszczać głów. Trzeba podnieść morale i dobrze przygotować się do meczu pucharowego z Zagłębiem Lubin – zaznaczył ofensywny pomocnik Podbeskidzia.


Na zdjęciu: Mateusz Marzec wierzy, że wkrótce do Podbeskidzia uśmiechnie się szczęście, którego – jak na razie – brakuje.

Fot. Krzysztof Porębski/Pressfocus