Podbeskidzie. Potrzeba wygrywania

Bielszczanie, po efektownym triumfie w Tychach, podejmują dziś Skrę Częstochowa.


Tomasz Jodłowiec, po raz pierwszy odkąd dołączył do Podbeskidzia Bielsko-Biała, wyszedł na mecz ligowy od pierwszej minuty. Tak się złożyło, że bielszczanie rozegrali w Tychach, przeciwko GKS-owi, znakomite spotkanie. Wygrali 4:1 i nikt nie miał ani przez moment wątpliwości, że byli zespołem lepszym. Szczególnie w drugiej połowie. To właśnie wtedy, po ładnej, indywidualnej akcji, „Jodła” strzelił gola na 2:1 dla „górali”.

Śmiało można nawet stwierdzić, że o takie możliwości techniczne nikt tego zawodnika by nie posądzał. Tymczasem 37-latek w pojedynkę ograł dwóch rywali, a następnie płaski, plasowanym strzałem dał prowadzenie swojej drużynie. – Czy komuś mógłbym zadedykować tę bramkę? Pewnie, że tak. Żonie i dzieciom, bo to oni najbardziej mi pomagają – powiedział po końcowym gwizdku uczestnik Euro 2016.

Doświadczony piłkarz Podbeskidzia nie miał po mecz wątpliwości, że wygrała drużyna lepsza. – Wygraliśmy w Tychach zasłużenie. Mecz był bardzo otwarty, ale było to spowodowane sposobem gry GKS-u Tychy. Postanowili zagrać tak, a nie inaczej. My, przy dobrym wyprowadzeniu piłki, mieliśmy sporo miejsca i potrafiliśmy stworzyć przewagę. Mamy takich zawodników, którzy to potrafią. Dzięki temu stworzyliśmy wiele sytuacji. Wpadły dzięki temu cztery bramki i z tego bardzo się cieszymy, bo te gole dały nam zwycięstwo – zauważył Tomasz Jodłowiec.

– Miejsce w środku pola otwierało się wówczas, kiedy rywal gonił wynik. W momencie, kiedy pierwszą piłkę po odbiorze trzeba było zagrać umiejętnie. Wtedy mogliśmy pracować nad tym, by przewaga z przodu się tworzyła – zaznaczył były reprezentant Polski, który podkreślił, że cierpliwość jest niezwykle ważną cnotą.

– Czekałem na swój moment. Na tę szansę, która akurat w tym meczu się nadarzyła. Muszę przyznać, że spokojnie do wszystkiego podchodziłem, przychodząc do Podbeskidzia. Dawałem sobie jakiś czas, bo przypomnijmy, że miałem dłuższą przerwę spowodowaną kontuzją. Od kilku dni przed meczem z GKS-em Tychy wiedziałem, że zagram. Poukładałem sobie to w głowie. Myślałem również o tym, jak podłączyć się do przodu i to się również udało – powiedział były gracz m.in. warszawskiej Legii, który znalazł odpowiedni moment, by zdobyć gola.

Podbeskidzie efektowną wygraną w Tychach okupiło urazami. Już w pierwszej połowie boisko musiał opuścić Michał Janota, który nie zagra dziś przeciwko Skrze Częstochowa. Nie wiadomo, co będzie z Iwajło Markowem. Przypomnijmy, że w końcówce niedzielnego spotkania bułgarski obrońca zderzył się z własnym bramkarzem, Matveiem Igonenem. Obrońca zespołu spod Klimczoka przyjął potężny cios łokciem na głowę, a na boisku pojawiła się karetka. Zawodnik został odwieziony do szpitala. Z którego nagrał wideo skierowane do kibiców.

– Dziękuję za troskę. Czuję się już znacznie lepiej. Mam nadzieję, że wkrótce zobaczymy się na stadionie – przekazał obrońca zespołu spod Klimczoka. Do całej sytuacji odniósł się również Tomasz Jodłowiec. – Szkoda, że coś takiego się wydarzyło, ale tak to już – niestety – w sporcie jest. Musimy sobie jednak z tym radzić. Przed nami mecz ze Skrą, a następnie kolejne spotkanie. Musimy się nastawić na to, by cały czas dążyć do zwycięstw. Musimy się skupić na każdym kolejnym spotkaniu – podkreślił doświadczony piłkarz, który w swojej karierze przeszedł niejedno.

Jeżeli chodzi o Iwajło Markowa, to wszystko wskazuje na to, że Bułgar doznał jedynie rozcięcia wargi. Oczywiście został kompleksowo przebadany w tyskim szpitalu, ale – z tego, co udało nam się ustalić – nie napłynęły w kontekście stanu jego zdrowia żadne niepokojące wieści. Trener Mirosław Smyła zadecyduje dziś, po rozmowie z zawodnikiem, czy gracz ten pojawi się na boisku od pierwszej minuty. I czy w ogóle będzie brany pod uwagę przy ustalaniu składu na mecz ze Skrą. Podbeskidzie powalczy o czwarte zwycięstwo z rzędu. Brzmi godnie, ale na pewno „górale” rywala zlekceważyć nie mogą.




Na zdjęciu: Tomasz Jodłowiec (z prawej) strzelił bramkę w starciu z GKS-em Tychy.

Fot. Łukasz Sobala/PressFocus