Podbeskidzie. Trener na trybunach

Krzysztof Brede w końcówce sobotniego starcia Podbeskidzia z Bruk-Betem Termaliką Nieciecza obejrzał czerwoną kartkę.


Już w I połowie starcia pomiędzy Podbeskidziem Bielsko-Biała, a Bruk-Betem Termaliką Nieciecza szkoleniowiec gospodarzy, Krzysztof Brede, napomniany został przez sędziego Marka Opalińskiego z Legnicy żółtą kartką. Zdaniem arbitra zbyt intensywnie wygłaszał swoje racje przy linii bocznej boiska. W końcowej fazie spotkania, kiedy drużyna spod Klimczoka broniła się przed nawałem ataków rywala, podyktowany przez arbitra został rzut wolny dla Bruk-Betu. Szkoleniowiec Podbeskidzia znów miał inne zdanie na temat tej sytuacji, które donośnie artykułował. Puste trybuny Stadionu Miejskiego przy ul. Rychlińskiego zdecydowanie nie były sprzymierzeńcem szkoleniowca… Sędzia Opaliński podbiegł wówczas do ławki rezerwowych bielskiego zespołu i pokazał opiekunowi „górali” drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartkę.

Czy taka decyzja była dobra? Tego raczej się już nie dowiemy, ale bielski szkoleniowiec odniósł się do całej sytuacji po meczu.

– Jestem trenerem, który bardzo energicznie prowadzi swój zespół przy linii. To nie jest tak, że się rozpraszam i nie wiem, co się dzieje na boisku. Próbuję cały czas coś podpowiadać zespołowi. I jeżeli widzę jakieś pomyłki, to je komentuję. A, że mam bardzo donośny głos, to ktoś to słyszy i reaguje na to – powiedział Krzysztof Brede i w najmniejszym nawet przypadku nie skłamał. Ci bowiem, którym jest dane oglądać mecze Podbeskidzie zgodzą się ze stwierdzeniem, że trener „górali” żyje meczem. A że biorą się z tego napomnienia…

– Te kartki, które pokazywane są trenerom, stanowią pewnego rodzaju bezpiecznik dla sędziego. Po to, aby trenera uciszyć. Niektórzy arbitrzy potrafią sobie z tym poradzić. Potrafią podejść do trenera i zwrócić mu uwagę. Wiemy jednak, że sędziowie techniczni są na to uczuleni i słuchają. Zamiast koncentrować się na tym, co dzieje się na boisku, słuchają, co mówi ławka trenerska. Ja komentowałem to, co działo się na boisku. Trener rywala, Mariusz Lewandowski, podobnie. Był upominany, ale nie dostał kartki – przybliżył okoliczności całego zamieszania szkoleniowiec drużyny spod Klimczoka.


Przeczytaj jeszcze:  Jak Bobby Robson


Krzysztof Brede nie należy do trenerów, którzy są dla sędziów wyrozumiali. Już kilka razy sugestywnie, ale zawsze w sposób elegancki, mówił o błędach arbitrów. Czy może właśnie dlatego sędziowie są na niego „cięci”? Nie chodzi o to, aby brać szkoleniowca w obronę. Ale słychać było w sobotę na bielskim stadionie wszystko doskonale. I nie powiedział opiekun „górali”, w stosunku do sędziów, czegoś takiego, za co mógłby zostać usunięty z ławki.

– Nie chcę szukać dziury w całym, ale przepisy są stworzone w ten sposób, aby chronić sędziego i dać mu komfort. Proszę jednak zrozumieć, że to są emocje. Proszę mnie zrozumieć, moja drużyna przeżywa trudny moment. Gramy o zwycięstwo i co? Mam stać i patrzeć co się dzieje? Komentuję, to jest naturalne. Nie wiem, czy jest ktoś, kto by to zostawił. Chyba ktoś, kto nie posiada układu nerwowego – podkreślił opiekun „górali”. I dodał:

– Sędzia jest od tego, żeby sędziować, a ja jestem od tego, aby prowadzić zespół. Kiedy przekraczam przepisy – otrzymałem napomnienie. Rozumiem to. Taki już jestem. Juergen Klopp też wyskakuje z ławki, krzyczy, gestykuluje. Nie widziałem, aby ktoś ileś tam razy do niego podbiegał. Albo żeby podbiegł raz i dał mu kartkę. To jest życie, to są emocje. Jak mam powstrzymać emocje? Znam przepisy gry i sobie komentuję. Czy to jest jakiś problem? Wielu trenerów tak robi – nie sposób się z tym nie zgodzić. Podsumowując Krzysztof Brede na pewno nie należy do tych trenerów, którzy obrażają arbitrów. Niemniej czerwona kartka, jaką zobaczył w starciu przeciwko Bruk-Betowi skutkować będzie tym, że w następnym meczu w roli pierwszego szkoleniowca Podbeskidzia wystąpi jego asystent, Hubert Kościukiewicz. W tym sezonie taka sytuacja miała już raz miejsce, bo usunięty z ławki trenerskiej Krzysztof Brede nie został w sobotę po raz pierwszy.


Na zdjęciu: Podczas meczów Podbeskidzia trener Krzysztof Brede nie stoi z założonymi rękoma.

Fot. Krzysztof Dzierżawa/Pressfocus