Podbeskidzie w Łodzi chce skończyć ze złą passą

Bielszczanie nigdy w historii nie wygrali przy al. Unii Lubelskiej, a po raz ostatni pokonali ŁKS przed ponad dwunastoma laty.


Wydawało się, że wszystko – jeżeli chodzi o grę w defensywie Podbeskidzia – idzie w dobrym kierunku. W czterech meczach z rzędu „górale” nie stracili bowiem gola, ale nadszedł mecz z Koroną Kielce, w którym Martin Polaczek aż trzykrotnie musiał wyjmować piłkę z siatki.

– Graliśmy z mocniejszym przeciwnikiem, który momentami obnażył nasze zachowania w rozegraniu piłki od tyłu. To były kardynalne błędy na poziomie decyzyjności. Oddawaliśmy piłkę przeciwnikowi i mówiliśmy „strzelcie sobie gola”. Pokazaliśmy elementarny brak odpowiedzialności. To spowodowało, że przegraliśmy, a te przyzwoite w naszym wykonaniu zawody mogły się skończyć przynajmniej remisem – mówi Piotr Jawny, szkoleniowiec bielskiego zespołu.

W starciu z kieleckim rywalem bielszczanie zapłacili za ryzyko. Zdaniem trenera podejmowane jednak w nieodpowiednich sektorach boiska. – Nie chcemy schodzić z obranej drogi. Nie chcemy kopać piłki na oślep. To nie ma sensu. Robi tak niemal cała ta liga, ale my tak robić nie chcemy. Nadal chcemy podejmować ryzyko. Tam, gdzie są ku temu przesłanki, czyli bliżej pola karnego przeciwnika.

Nie możemy jednak tego robić pod własną bramką, bo do niczego nas to nie zaprowadzi – podkreśla opiekun „górali”, a przed dzisiejszym meczem w Łodzi pewne jest jedno. Takich „byków” w defensywie Podbeskidziu popełniać nie wolno, bo rywal to wykorzysta. ŁKS jest bowiem – obok lidera z Kielc, a także Arki Gdynia – drugą najskuteczniejszą drużyną I ligi. Tylko w dwóch z ośmiu meczów łodzianie nie strzelili w tym sezonie gola. Ostatnio zespół Kibu Vicuny dwa razy trafił Miedź Legnicę i wygrał na trudnym terenie 2:0.

Dodatkowym atutem, który przemawia za gospodarzami dzisiejszego spotkania jest to, że ostatnio ŁKS regularnie trafiał do siatki Podbeskidzia. W sezonie 2018/19 pędzący do ekstraklasy zespół Kazimierza Moskala strzelił bielszczanom w dwóch meczach aż 6 bramek, wygrywając oba spotkania po 3:0. To jednak nie koniec złych wspomnień kibiców „górali” ze starć z łódzkim przeciwnikiem.

Otóż Podbeskidzie nie wygrało żadnego z siedmiu ostatnich spotkań z tym rywalem! Po raz ostatni zespół spod Klimczoka pokonał „Rycerzy wiosny” we wrześniu 2009 roku, czyli przeszło 12 lat temu. Mecz rozegrano pod Klimczokiem, a o tym, jak to było dawno niech świadczy fakt, że bramki ŁKS-u bronił Bogusław Wyparło, w obronie zagrali Marcin Adamski i… Tomasz Hajto, a w pomocy wystąpił Mariusz Mowlik, a także młody i zdolny Krzysztof Mączyński. Wszyscy wymienieni rozegrali równo 100 meczów w reprezentacji Polski.

Siedem meczów bez zwycięstwa z ŁKS-em, to jeszcze nie wszystko, jeśli chodzi o argumenty na niekorzyść Podbeskidzia przed dzisiejszym spotkanie,. Otóż „górale” nigdy w historii nie wygrali ligowego meczu na stadionie przy al. Unii Lubelskiej. Cztery takie spotkania kończyły się remisami, a czterokrotnie górą byli gospodarze. Teraz również łodzianie wydają się faworytem tego spotkania, choć trener Kibu Vicuna spodziewa się trudnego meczu.



– Podbeskidzie ma wielu dobrych, doświadczonych zawodników. To zespół, który bardzo dobrze przechodzi z obrony do ataku. Ma szybkich zawodników i sporą jakość w kontrach. W dobrej formie jest Kamil Biliński. To lider drużyny u bramkostrzelny napastnik – podkreślił hiszpański opiekun ŁKS-u, który za czasów pracy w Wiśle Płock miał w zespole innego z obecnych graczy „górali”, Giorgiego Merebaszwilego.




Na zdjęciu: Kadr pochodzi z września 2009 roku. To wtedy Podbeskidzia po raz ostatni wygrało z ŁKS-em.

Fot. Łukasz Laskowski/Pressfocus