Podbeskidzie. Zdjęci z trasy

Wczoraj rano, o godz. 8.30, drużyna Podbeskidzia Bielsko-Biała ruszyła do Grudziądza na mecz z Olimpią. Sztab szkoleniowy zaplanował, że po drodze ekipa zatrzyma się w Gutowie Małym, gdzie odbędzie jednostkę treningową.

– Po dotarciu na miejsce otrzymałem informacje od prezesa, że do godziny ma zostać podjęta decyzja o anulowaniu kolejki. I rzeczywiście, już w trakcie trwania naszego treningu, dostałem informacje, że meczu nie będzie – powiedział Krzysztof Brede, szkoleniowiec bielskiego zespołu.

– W tej sytuacji zaplanowałem dłuższy trening, po którym zjedliśmy obiad i udaliśmy się w drogę powrotną do Bielska-Białej – wyjaśnił trener Podbeskidzia.

Przygotowani na każdą indywidualność

Co dalej? – Pozostaje nam czekać – to jeszcze raz trener Brede.

– Na razie plan jest taki, że od poniedziałku będziemy trenować razem. Wszystko jednak zależy od rozwoju sytuacji. W razie czego jesteśmy przygotowani na ewentualność treningów indywidualnych, związanych głównie z motoryką. Zawodnicy otrzymają rozpiski, sporttestery. Każdy z nich wie, jak trzeba wprowadzić dane do systemu, który ja na bieżąco monitoruję. Tak działaliśmy w przerwie zimowej. Ponadto każdy z zawodników będzie miał ze sobą piłkę. Można poćwiczyć chociażby żonglerkę, żeby nie stracić czucia piłki. Musimy brać pod uwagę takie rozwiązanie, choć mam nadzieję, że będziemy mogli normalnie trenować – podkreślił szkoleniowiec bielskiego zespołu.

Podbeskidzie Bielsko-Biała jest tą drużyną I ligi, której przerwanie rozgrywek doskwiera najbardziej. „Górale” wiosnę rozpoczęli znakomicie, bo od dwóch zwycięstw, i awansowali na pozycję lidera tabeli.

– Zdrowie jest najważniejsze – trener Krzysztof Brede nie pozostawia wątpliwości, co do tego, że zgadza się z decyzją PZPN-u. Tymczasem wobec smutnej informacji dla kibiców o odwołaniu meczów I ligi, dla sympatyków Podbeskidzia bardzo dobrą wiadomość ogłosił wczoraj Bogdan Kłys, prezes klubu.

Polaczek na dłużej

Podbeskidzie postanowiło bowiem przedłużyć, do końca czerwca 2022 roku, kontrakt z Martinem Polaczkiem. Przypomnijmy, że o słowackiego bramkarza latem bielski klub walczył zaciekle. W końcu udało mu się podpisać roczny kontrakt z tym zawodnikiem. Wszyscy tamtej decyzji przyklasnęli, a prezes Kłys podkreślał, że pozyskanie dobrego bramkarza było priorytetem.

– W poprzednim sezonie straciliśmy 46 bramek. O wiele za dużo – uważał, zresztą słusznie, sternik Podbeskidzia. Polaczek, przychodząc do Podbeskidzia, miał w Polsce dobrze wyrobioną markę. W barwach Zagłębia Lubin rozegrał 77 meczów w ekstraklasie i bronił w europejskich pucharach. Jesienią tego sezonu, już w barwach „górali”, praktycznie nie popełniał poważniejszych błędów. Niemniej jednak rzadko, bo tylko dwa razy, udało mu się zachować czyste konto.

Należy też pamiętać, że Słowaka nie ominął pech. Musiał opuścić pięć spotkań po tym, jak doznał – na jednym z treningów – pęknięcia kości jarzmowej. Rundę wiosenną tego sezonu zaczął bardzo udanie. Przypomnijmy bowiem, że w dwóch pierwszych spotkania Podbeskidzia nie straciło bramki, chociaż… trzeba przyznać, że Polaczek nie miał w tych spotkaniach – ze względu na znaczną przewagę Podbeskidzia – zbyt wiele do roboty. Wigry Suwałki i Warta Poznań oddały zaledwie po dwa celne strzały na jego bramkę. W tych samych meczach bielszczanie celnie uderzali… 20 razy.

Na zdjęciu: Martin Polaczek pozostanie piłkarze Podbeskidzia jeszcze przez ponad dwa lata.