Podwójny pech Barana

Gdy po zakończeniu rundy jesiennej na stronie internetowej Odry kilku zawodników wzięło udział w podsumowującej półrocze ankiecie, niemal wszyscy wskazywali, że najlepszą drużyną, z jaką przyszło mi się zmierzyć, było Zagłębie Sosnowiec. Pomimo faktu, że… ostatecznie zwyciężyli je przy Oleskiej 1:0. Tę jedyną bramkę zdobył w piątej minucie doliczonego czasu gry Martin Baran. Niby nic szczególnego – centra Marcina Wodeckiego z rzutu wolnego i celna „główka” Słowaka – ale radość była tak duża, że trafienie to zostało nawet nominowane do konkursu na miano „opolskiego gola jesieni”. Teraz, w przeddzień rewanżu z sosnowiczanami, Baran jest na zupełnie innym biegunie.

Niefart wrócił

30-letni środkowy obrońca, w naszym kraju grający od sześciu lat (Polonia Bytom, Polonia Warszawa, Jagiellonia Białystok, Wigry Suwałki, Podbeskidzie), ostatni występ w wyjściowym składzie zanotował 29 października. Odra przegrała wtedy w Chorzowie z Ruchem 1:3, do czego Baran przyłożył rękę, przy stanie 1:1 w nieodpowiedzialny sposób łapiąc drugą żółtą kartkę i osłabiając tym samym zespół. Potem do końca roku parę stoperów tworzyli już Mateusz Bodzioch i młodzieżowiec Aleksander Kowalski. Słowakowi pozostało walczyć o utracone miejsce w jedenastce zimą.

– Jestem zadowolony głównie z tego punktu widzenia, że wreszcie zdrowie jest już u mnie na dobrym poziomie. Po tym trudnym roku, jaki miałem w Podbeskidziu przed przejściem do Odry, teraz wytrzymałem i z tego bardzo się cieszę – tak podsumowywał premierowe półrocze w Opolu. W okresie przygotowawczym pech jednak wrócił. Jego część stracił wskutek choroby, przez którą spędzić musiał nawet kilka dni w szpitalu. A gdy ruszyła wiosna, wrócił do meczowej „osiemnastki”, to… w wyjazdowym starciu z Chojniczanką został ukarany czerwoną kartką. Jako rezerwowy!

Pociągnął za rękaw

Za co? Za naruszenie nietykalności sędziego. A dokładnie – arbitra technicznego, któremu chciał przekazać swoje uwagi. Ten w meczowym tumulcie najwyraźniej ich nie słyszał (albo nie chciał słyszeć), dlatego Baran pociągnął go za rękaw. Techniczny wezwał głównego, a ten ukarał Słowaka czerwoną kartką. Na pytanie „dlaczego” usłyszał w odpowiedzi, że za to, iż dotknął sędziego…

– Ta kartka była konsekwencją decyzji sędziego, łańcuszka zdarzeń. Przy wyniku 0:0, po zagraniu ręką jednego z przeciwników, powinniśmy mieć rzut karny. Skończyło się jednak tylko rzutem rożnym dla nas, po którym zostaliśmy skontrowani i straciliśmy bramkę. Rosła frustracja. Martin nie miał jednak prawa się tak zachować. Wyszedł ze strefy ławki rezerwowych bez zgody sędziego. Dotknął technicznego, bo chciał po prostu zasygnalizować, że jest obok i by sędzia odwrócił się twarzą do niego. To zbyt doświadczony i kulturalny gość, by robić głupoty, dlatego będę go chronił. Wiemy oczywiście, że nie miał prawa tego zrobić. Z drugiej strony, widać, jak bardzo zależy mu na drużynie, jak bardzo czuje się powiązany z chłopakami. Niestety, czeka go kara – przyznaje Mirosław Smyła, trener Odry.

Jeszcze im pomoże?

Wczoraj do klubu wpłynął komunikat od Komisji Dyscyplinarnej PZPN, informujący o zawieszeniu Barana na dwa mecze. Połowę tej kary odpokutował już w środę, nie mogąc wystąpić w wyjazdowym starciu z Rakowem. Drugą połowę odbędzie w niedzielę – przy okazji meczu z rywalem, którego pogrążył we wrześniu. – Nieszczęścia często chodzą parami. W przypadku Martina skumulowało się to, ale jest w życiu taka zasada, że jeśli dwa nieszczęścia spotkają danego człowieka, to potem długo ma spokój. Wierzę, że tak będzie i jeszcze w tym sezonie bardzo nam pomoże, pomagając w osiąganiu dobrych wyników – dodaje szkoleniowiec Odry.