Pogonieni na Podlasie

Drużyna ze Szczecina zdominowała Jagiellonię i wygrała bardzo pewnie. Każdy kolejny mecz w wykonaniu „Portowców” jest lepszy od poprzedniego.


Pogoń, jakby chciała zadać kłam temu, że kreuje mało sytuacji i strzela mało bramek w tym sezonie, od pierwszych… sekund rzuciła się do ataku. Najpierw groźnie sprzed pola karnego uderzał Kacper Kozłowski, ale pomylił się o niecały metr. Chwilę później stuprocentową sytuację miał Luka Zahović, który szukał dalszego słupka bramki Jagiellonii. Wydawało się, że Słoweniec wszystko zrobił dobrze, ale piłka, tym razem o kilkanaście centymetrów, minęła prawy słupek bramki strzeżonej przez Damiana Węglarza.

Gospodarze wyraźnie zasygnalizowali na początku spotkania, o co im chodzi. Planowali narzucić rywalowi swój styl gry i to im się udało. Bojaźliwa, przestraszona Jagiellonia tylko sporadycznie próbowała atakować. Nieśmiałe strzały, czy też dwie oskrzydlające akcje, to było zdecydowanie za mało, aby wywrzeć jakiekolwiek wrażenie na gospodarzach.

„Mogło być 5:0…”

Nie było tak, że gospodarze zdominowali mecz i tworzyli niezliczenie wiele sytuacji. Cały czas czuć było jednak, że mają sytuację pod kontrolą. Po ich stronie była jakość i kultura gry, choć bramka, która dała Pogoni prowadzenie, padła w okolicznościach nietypowych. Zaczęło się od niepotrzebnego faulu w bocznym sektorze boiska.

Winowajca, czyli piłkarz białostockiego zespołu, zdjął… buta Hubertowi Matynii. Ten zaś, chwilę później, posłał futbolówkę w pole karne i początkowo wydawało się, że nic z tego nie będzie. Benedikt Zech, miast uderzyć w światło bramki, tylko musnął piłkę, która następnie trafiła w udo Boedvara Boedvarssona. Islandczyk był niczym… zahipnotyzowany i zupełnie nie kontrolował tego, co dzieje się wokół niego. Dlatego, chwilę później, Węglarz musiał wyjmować piłkę z siatki.

Do przerwy Pogoń winna prowadzić wyżej. Niedługo po golu samobójczym obrońcy Jagiellonii zarówno on, jak i jego koledzy, popisali się wyjątkową niefrasobliwością, a jedno dobre podanie prostopadłe wystarczyło, aby w dogodnej sytuacji znalazł się Zahović. Słoweniec mierzył dobrze, po długim rogu, ale znakomicie przeczytał go Węglarz, który przewidział, że rywal właśnie tam będzie chciał skierować piłkę.

Golkiper Jagiellonii był zdecydowanie najjaśniejszą postacią swojego zespołu. A najlepszym dowodem na to było słowa, jakie w przerwie spotkania wypowiedział [Inav Runje], obrońca Jagiellonii. – Jest 1:0 dla Pogoni, ale mogło być 5:0. Gramy katastrofalnie – przyznał chorwacki piłkarz drużyny ze stolicy Podlasia. Nie do końca można się z tak drastyczną opinią zgodzić, bo Pogoń na pewno nie miała tylu sytuacji, aby zdobyć aż pięć goli, ale nie zmienia to faktu, że „Jaga”, do przerwy, była – po prostu – słaba.

Zamknęli sprawę

Gdy wydawało się, że gorzej już dla gości być nie może, zaraz na początku drugiej połowy Pogoń podwyższyła na 2:0. Po dośrodkowaniu z prawej strony boiska Bogdan Tiru próbował wybić piłkę, ale zrobił to na tyle nieudolnie, że trafił futbolówką we… własną rękę.

Sytuacja nie była jednoznaczna, konieczna okazała się konsultacja z VAR-em, po której okazało się, że decyzja sędziego o wskazaniu na jedenasty metr, była się słuszna. Sebastian Kowalczyk, pewnym strzałem, wymierzył sprawiedliwość i gospodarze mieli wszystko pod kontrolą. Tym bardziej, że chwilę później stworzyli kolejną doskonałą sytuację bramkową. Ale Luka Zahović nie miał wczoraj szczęścia, bo kolejny raz bardzo dobrą interwencją popisał się Węglarz.

Jagiellonia, przez chwilę, chciała zaatakować, ale argumentów nie miała żadnych. Dlatego też rywal szybko postanowił zamknąć sprawę. „Portowcy” sprytnie rozegrali rzut wolny. Alexander Gorgon pokazał się w polu karny, a Matynia zagrał do niego w tempo. Był rykoszet, była analiza VAR, ale trzecia bramka dla szczecińskiej drużyny stała się faktem.

Bezradna Jagiellonia czekała już tylko na to, aby mecz się wreszcie skończył. Bezradni byli gracze trenera Bogdana Zająca, a Pogoń strzeliła wczoraj trzy gole. Dość powiedzieć, że we wcześniejszych meczach zespół ten zdobył zaledwie sześć bramek. Najważniejsze jednak jest to, że nie traci.


Pogoń Szczecin – Jagiellonia Białystok 3:0 (1:0)

1:0 – Boedvarsson, 29 min (samobójcza), 2:0 – Kowalczyk, 49 min (karny), 3:0 – Gorgon, 69 min (asysta Matynia).

POGOŃ: Stipica – Stec, Triantafyllopoulos, Zech, Matynia – Dąbrowski (80. Podstawski), Kozłowski (67. Żurawski) – Gorgon (73. Drygas), Kowalczyk, Kucharczyk (79. Smoliński) – Zahović (73. Benedyczak). Trener Kosta RUNJAIĆ. Rezerwowi: Bursztyn, Bartkowski, Mata, Cibicki.

JAGIELLONIA: Węglarz – Olszewski, Tiru (64. Mystkowski), Augustyn, Runje, Bodvarsson – Ferreiroa (46. Puljić), Pospiszil, Romanczuk, Twardek (64. Wyjadłowski) – Imaz (87. Toporkiewicz). Trener Bogdan ZAJĄC. Rezerwowi: Dziekoński, Wdowik, Bida, Majsterek.

Sędziował Damian Sylwestrzak (Wrocław). Mecz bez udziału publiczności.. Żółte kartki: Stec (40. faul) – Boedvarsson (31. faul).
Piłkarz meczu – Hubert MATYNIA.



Fot. Piotr Matusewicz/PressFocus