Polska Hokej Liga. Przewidywany układ

Pewne jest, że jeden z GKS-ów zagra o złoto mistrzostw Polski.


GKS Katowice – GKS Tychy oraz Re-Plast Unia Oświęcim – JKH GKS Jastrzębie – to pary półfinałowe play off o mistrzostwo Polski. To przewidywany układ, choć droga dla ani jednej z drużyny nie była usłana różami. Największe kłopoty mieli obrońcy tytułu mistrzowskiego hokeiści JKH GKS-u, którzy awansowali dopiero po 7. meczu. A w nim było sporo emocji, bo zespół z Torunia nadspodziewanie dzielnie stawiał czoła do samego końca.

Tego się spodziewano

Hokeiści z Jastrzębia już przed meczami z Toruniem przestrzegali przed nadmiernym optymizmem i przekonywali, że trzeba będzie się sporo natrudzić, by odnieść zwycięstwo. Skończyło na wygranej w serii 4-3 i chyba plan minimum został zrealizowany.

– Gdy trener zdecydował o zmianie nie byłem zdenerwowany, bo wiedziałem jaki ciężar gatunkowy ma ten mecz – wyjawił Michał Kieler, który w 13 min zastąpił między słupkami Patrika Nechvatala. – Myślę, że pomogłem drużynie i najważniejsze, że awansowaliśmy. To była niezwykle trudna seria i w niektórych spotkaniach sami robiliśmy sobie pod górkę. Trochę ze skutecznością byliśmy na bakier, ale rywal też stawiał twarde warunki. Mieliśmy wiele świetnych okazji do strzelenia gola, a one wpadały w najmniej oczekiwanym momencie. Emocje po ćwierćfinałach nieco opadły.

Hokeistom JKH towarzyszyła spora nerwowość w poczynaniach i może w półfinałowych z Unią będą grali nieco spokojniej.

– Z Toruniem zdecydowania za dużo robiliśmy kar i podczas osłabień wkładaliśmy sporo sił, a i tak traciliśmy gole – dodaje bramkarz z Jastrzębia. Na ten element musimy gry musimy zwracać uwagę. Mamy za sobą serię trudnych meczów i, moim zdaniem, ona nas wzmocniła psychicznie. Zespół z Oświęcimia miał przerwę, a my pozostajemy w rytmie meczowym.

W tej rywalizacji z Unią, naszym zdaniem, wiele będzie zależało od przygotowania fizycznego. To jeden z atutów JKH od początku pracy trenera Roberta Kalabera.

Nic za darmo

Hokeiści GKS-u Katowice po wygraniu sezonu zasadniczego są postrzegani jako główni faworyci do złota. Głód sukcesu wśród kibiców „GieKSy” jest ogromny. Po wygraniu serii z Zagłębiem Sosnowiec zgotowali oni hokeistom oraz trenerom niesłychaną fetę. Trener Jacek Płachta był mile zaskoczony jako skandowano jego nazwiska. A to przecież był zaledwie lub aż zwycięski ćwierćfinał.

– Kto myślał, że będzie miło i przyjemnie oraz 4-0 ten szybko został wyprowadzony z błędu – mówi najskuteczniejszy napastnik GKS-u, Patryk Krężołek, który ma koncie 5 goli i 4 asysty. Może pierwsze spotkanie wygrane 6:1 wprowadziło trochę rozluźnienia w naszych szeregach, a po przegranej na własnej tafli i to był zimny prysznic. Przed kolejnymi występami zwiększyliśmy naszą czujność.

W tych meczach zdecydowanie za dużo mieliśmy kar i one sprawiały, że gra nie była taka jakbyśmy sobie życzyli. W tym elemencie gry musimy być bardziej zdyscyplinowani, bo przewagi mogą zadecydować w rywalizacji z kolejnym rywalem. Zespół z Sosnowca postawił wszystko na jedną kartę. Dopiero w ostatnim meczu trochę się odblokowaliśmy i gol Marcina Kolusza sprawił, że było nam nieco łatwiej. A potem z każdym trafieniem się nakręcaliśmy i tylko żal, że nie pomogliśmy Johnowi Murrayowi w utrzymaniu „czystego” konta.

Po trudach ćwierćfinałowej serii hokeiści mieli weekend wolny i od poniedziałku przygotowują się do meczów z GKS-em Tychy.

– Mieliśmy wolne co wcale nie oznacza, że balowaliśmy po awansie – śmieje się napastnik rodem z Krynicy, ale już mocno zasiedziały w Katowicach. – Na świętowanie przyjdzie czas po sezonie. Wiemy czego chcemy i czego od nas się oczekuje.Zdajemy sobie sprawę z klasy rywala, który przecież wyeliminował niezwykle silną Cracovię. To będzie niezwykle ciekawa konfrontacja, ale my będziemy mieli więcej powodów do zadowolenia.

Szansę obu GKS-ów, naszym zdaniem, są równe, ale tylko jeden z nich znajdzie się w finale.


Na zdjęciu: Patryk Krężołek w meczach z Zagłębiem zaimponował skuteczną grą.

Fot. Tomasz Kudala/PressFocus