Polska Hokej Liga. Zakręt zaliczony…

Tyszanie po dniu odpoczynku wrócili do treningów i dzisiaj poznają półfinałowego. Jedno jest pewne: będą mieli blisko.


Christian Mroczkowski, 27-letni napastnik rodem z Kanady, ale z polskim korzeniami, w zwycięskim play offie z Comarch Cracovią 4-2 był jedną z centralnych postaci. Strzelił 3 zwycięskiego gole w 1., 4 i 6. meczu oraz zaliczył 4 asysty. Jego wkład w awans do półfinału jest niebagatelny, ale za nim stoi cała drużyna GKS-u Tychy, która była niezwykle zdeterminowana i zawodnicy pokazali niezłomne charaktery. Wczoraj odpoczywali po sukcesie, ale od dzisiaj przygotowują się do kolejnej serii, ale na razie rywal jeszcze nie jest znany.

Wpadki bez konsekwencji

Do niedzielnego meczu chwaliliśmy hokeistów GKS-u za umiejętność gry w przewadze. W sumie na 16 goli strzelonych „Pasom” 10 zdobyli w liczebnej przewadze oraz 1 w osłabieniu. W ostatnim, jak się później okazało, wynik otworzył Bartłomiej Pociecha, wykorzystując osłabienie rywali. Cóż z tego skoro potem stracili 2. bramki w takich samych okolicznościach.

– Zrobiliśmy niewybaczalne błędy i mogły nas sporo kosztować – mówi zdobywca zwycięskiej bramki w dogrywce. – Na szczęście powróciła koncentracja i staraliśmy długo utrzymywać krążka i zneutralizować poczynania rywali. Oni potrafią wyprowadzać kontry i zdobywali wiele goli w takich sytuacjach. Może 3. tercja nie była finezyjna w naszym wykonaniu, ale najważniejsze, że utrzymywaliśmy się przy krążku i czyhaliśmy na swoją szansę. Tego gola dedykowałem mamie, która miała urodziny.

Radość hokeistów GKS-u nie znała granic i z szatni dochodziła głośna muzyka oraz gwar rozmów. Było się z czego cieszyć, bo przecież niektórzy tyską drużynę w tym sezonie spisali już na straty. A tymczasem potrafiła wyjść z trudnej sytuacji.

Z optymizmem

Zespół GKS-u ma złe wspomnienia z meczów finałowych z Comarch Cracovią. W sezonie 2015/16 tyszanie prowadzili w rywalizacji 3:2 i ją przegrali. W kolejnym prowadzili już 3:1 i znów przegrali.

– Oczywiście, że pamiętam te wydarzenia, ale to była zupełnie inna drużyna – podkreśla obrońca, Bartłomiej Pociecha. – Nasze głowy zostały z tych niepowodzeń „wyczyszczone” i gdy przystępowaliśmy do tej rywalizacji nikt o tym nie pamiętał. O naszym awansie zadecydowała determinacja i koncentracja w tych najważniejszych momentach. Owszem, popełniliśmy błędy, ale potrafiliśmy je naprawić. Gdy straciliśmy 2. gola w tych niecodziennych okolicznościach mieliśmy drobny kryzys i wówczas Cracovia nieco nas zdominowała.

Potem odzyskaliśmy rytm gry, zaś w przerwie między 3. tercją i dogrywką w szatni było spokojnie. Staraliśmy się być skupieni na tym co mamy do wykonania. Najważniejsze: dokonaliśmy tego i teraz z optymizmem patrzę na sportową przyszłość. Oczywiście, jeszcze niczego nie dokonaliśmy i tylko jedynie wygraliśmy rywalizację z jednym faworytów do mistrzostwa. Trzeba dokonać kolejne kroki, by spełniły się nasze marzenia. Dla nas nie ma znaczenia z kim będziemy grali w półfinale, ale wiemy, że trzeba wygrać.

Czy pod tyską szatnią unosi się delikatny zapach złotego medalu? Tyscy hokeiści słysząc to pytanie tylko się uśmiechają, zaś, jak zawsze zadziorny obrońca, ze swą odpowiada: taki jest nasz cel. Droga do niego jest jeszcze daleka pewnie najeżona wieloma przeciwnościami losu. Pierwszy, poważny zakręt został zaliczony…


Na zdjęciu: Bartłomiej Pociecha w swoim stylu przymierzył i zdobył ważnego gola na inauguracje 6. spotkania z „Pasami”.

Fot. Łukasz Sobala/PressFocus