Horror na początek

Polacy z pierwszym zwycięstwem w drodze na igrzyska olimpijskie w Paryżu. Z Węgrami wygrywali już nawet 15 punktami, a mimo to do ostatnich sekund drżeli o wynik.


W Gliwicach rozpoczął się wczoraj turniej prekwalifikacyjny do igrzysk olimpijskich w Paryżu. Oprócz biało-czerwonych biorą w nim udział Portugalia, Węgry oraz Bośnia i Hercegowina. W drugim turnieju w Tallinnie grają z kolei Czechy, Estonia, Izrael i Macedonia Północna. Po dwie najlepsze ekipy z każdej grupy awansują do półfinałów, które również rozegrane zostaną w Gliwicach. Do właściwych kwalifikacji awansuje tylko zwycięzca.

Nasi koszykarze walkę rozpoczęli od starcia z Węgrami. Byli faworytami. W ekipie znad Dunaju nie ma bowiem graczy o znanych nazwiskach z czołowych klubów – zabrakło Adama Hangi byłego zawodnika Realu Madryt, co nie znaczy, że czekała ich łatwa przeprawa. Ostatnio z Węgrami o punkty mierzyli podczas pierwszej fazy eliminacji MŚ 2019. W Bydgoszczy wygrali 70:60, ale w rewanżu w Szombathely ulegli 57:64. Towarzysko Polska i Węgry grały ostatnio w sierpniu 2019 roku, tuż przed wylotem biało-czerwonych na MŚ, podczas turnieju w Hamburgu. Wówczas wygrali Węgrzy 80:75.

Polacy spotkanie zaczęli bez klasycznego rozgrywającego. Funkcję tę pełnili Mateusz Ponitka i Michał Michalak. Nie są to kreatorzy i biało-czerwoni mieli spore problemy z wypracowywaniem czystych pozycji rzutowych. To, że nasza drużyna nie przegrywała więcej niż cztery punkty zawdzięcza przede wszystkim Aleksandrowi Balcerowskiemu. W strefie podkoszowej był nie do zatrzymania, znakomicie wykorzystując swoją przewagę warunków fizycznych nad podkoszowymi rywali. Jeśli udało się mu podać piłkę pod kosz, akcję kończył celnym rzutem. Po siedmiu minutach miał na koncie siedem punktów.


Czytaj także:


Gdy na parkiecie pojawił się wreszcie rozgrywający, Andrzej Pluta, niewiele to zmieniło. Syn znakomitego przed laty reprezentanta Polski Andrzeja, grał bowiem zbyt indywidualnie. Próbował rzutów z dystansu. Do ojca sporo mu jednak jeszcze brakuje i obie próby przestrzelił.

W 17 minucie Węgrzy prowadzili 29:25. I wtedy nastąpił przełom. Michalak trafił „trójkę”. Był to pierwszy celny rzut z dystansu naszych koszykarzy w meczu. Po chwili w jego ślady poszedł Ponitka. Nasi gracze złapali rytm. Twardą obroną zatrzymali Węgrów w ataku, a sami wyprowadzali kontry. Odskoczyli na osiem punktów (38:30). W ostatniej akcji Gyorgy Goloman zniwelował straty Węgrów do sześciu „oczek”.

Po przerwie Polacy poszli za ciosem. Mieli już nawet 15 punktów przewagi ( (54:39). Jeszcze w 37 minucie wygrywali 59:46 i wydawało się, że kontrolują spotkanie. Węgrzy nie dawali jednak za wygraną. Konsekwentnie odrabiali straty. Wykorzystywali każdy błąd naszej drużyny, a tych było sporo. I to rywale na ostatnią kwartę wyszli, prowadząc 60:59.

W decydujących 10 minutach liderzy naszej ekipy: Balcerowski, Ponitka i Sokołowski, wzięli ciężar gry na siebie. Polacy zaczęli od siedmiu punktów z rzędu. Znów odskoczyli (66:60). Emocje na tym się jednak nie skończyły. Węgrzy cały czas byli blisko. Na minutę „trójkę” trafił Balcerowski. To był kluczowy rzut. Biało-czerwoni wygrywali 78:73. Prowadzenia już nie oddali. W ostatnich sekundach na linii rzutów wolnych nie pomylił się Ponitka.

Polska – Węgry 83:81 (19:19, 19:13, 21:28, 24:21)

POLSKA: Balcerowski 22 (1×3), Michalak 13 (1×3), Ponitka 13 (1×3), Sokołowski 18, Zyskowski 7 (2×3) – Witliński 4, Pluta, Nizioł, Milicić jr. 4 (1×3), Groselle, Żołnierewicz 2. Trener Igor MILICIĆ.

WĘGRY: Benke 9 (2×3), Vojvoda 13 (2×3), Golomon 12 (1×3), Keller 4, Varadi 6 (x3) – Pongo 3 (1×3), Lukacs 2, Somogyi 6, Perl 24 (2×3), Karahodzic 2. Trener Stojan IVKOVIĆ.


Na zdjęciu: Aleksander Balcerowski pod koszem toczył twarde boje z ambitnymi Węgrami.
Fot. Fot. FIBA