GKS 1962 Jastrzębie. Powody do wstydu

Katastrofalna seria jastrzębian trwa w najlepsze, a symptomów poprawy nie widać.


Radosna twórczość piłkarzy GKS-u 1962 Jastrzębie trwa w najlepsze. Zadowoleni z tego faktu są tylko przeciwnicy drużyny trenera Pawła Ściebury oraz… grający w zakładach bukmacherskich. Jeden z nich napisał po piątkowym meczu z Widzewem: „Dzięki Jastrzębie, po raz kolejny odebrałem pieniążki w STS. Takiego pewniaka jak wy, nie ma nigdzie”.

Pięć porażek z rzędu to naprawdę powód do wstydu, ale gorsza jest stagnacja zespołu, bo poprawy gry – przynajmniej ja – nie zauważyłem. Trzy ostatnie porażki w minimalnych rozmiarach (tylko 0:1) mogłyby sugerować niewielki progres, a to tylko zasłona dymna. Prawdę powiedziawszy, gdyby nie ewidentny błąd asystentki Pauliny Baranowskiej z Kijewa Królewskiego, która popełniła kardynalny błąd sygnalizując ofsajd Krystiana Nowaka, zwycięstwo łodzian byłoby bardziej okazałe. Pomijając już fakt, że kilka udanych interwencji (niech będzie – rywale trafiali w niego) bramkarza Grzegorza Drazika uchroniło zespół z Jastrzębia Zdroju przed wyższą porażką.

W tej sytuacji dziwi pomeczowa wypowiedź pomocnika GKS-u 1962, Łukasza Zejdlera: – Mecz był otwarty, ale wynik 0:1 był dla nas niekorzystny. Był to mecz walki. W każdym spotkaniu chcemy grać o pełną pulę i tutaj też tak graliśmy. Nie przestraszyliśmy się i chcieliśmy realizować swój plan. Dzisiaj kolejny raz nam to nie wyszło i jesteśmy źli na siebie. To jest ciężka sytuacja dla nas, ale musimy z niej wyjść, bo innej opcji nie ma. Z perspektywy boiska czułem, że cały czas było na styku. Wynik też to pokazuje.

Trener „gości” (nie będę już wracał do tego kuriozum) Enkeleid Dobi słusznie zauważył: – Komentarz musi być prosty – zasłużenie wygraliśmy to spotkanie. Brakowało nam skuteczności, drugi gol dałby nam więcej pewności siebie. Bramka Krystiana Nowaka została zdobyta prawidłowo, przez to później trudno było nam grać kombinacyjnie, a gra była szarpana. Wjechaliśmy na autostradę, co bardzo drogo nas kosztowało, bo zapłaciliśmy trzema pierwszymi meczami. Przed nami długa droga, ale ruszyliśmy już z miejsca i pierwsze kilometry za nami. W naszej grze widać już to, czego oczekuję od drużyny. Brakuje jeszcze konsekwencji, skuteczności i odpowiednich wyborów w konkretnych momentach. Ogólnie możemy być jednak zadowoleni z postawy drużyny. Nie mamy dużo czasu do kolejnego meczu z Zagłębiem Sosnowiec, ale nie będę szukał w tym alibi. Będziemy za to szukać rozwiązań, żeby i to spotkanie zakończyło się po naszej myśli.


Czytaj jeszcze: Gdzie jest fair play?

Szkoleniowiec jastrzębian Paweł Ściebura przestał w końcu bawić się w dyplomatę. – Przegraliśmy mecz, nasza seria jest tragiczna, a dodając do tego spotkania z zeszłego sezonu, to wręcz katastrofalna – przyznał. – Jeśli szybko nie zaczniemy wyciągać wniosków z tych porażek, to trudno nam będzie wyjść z tej sytuacji. Widzew z meczu na mecz robi progres. W spotkaniach z Radomiakiem i Chrobrym grał inaczej, a teraz widać w nim zmianę podejścia i organizacji gry. My z kolei nie ustrzegliśmy się błędów własnych, co w konsekwencji przyniosło naszą porażkę.

Koledzy (nie tylko z redakcji) co chwila mnie zaczepiają słowami: „Kiedy „twój” GKS w końcu się przełamie?”. Nie chcę obrażać piłkarzy z Jastrzębia, nie tylko dlatego, że wielu znam osobiście, ale aż korci mnie, by powiedzieć „przełamią się chyba dopiero opłatkiem podczas Świąt”. Znudziło mi się już bowiem wysłuchiwanie tej samej melodii i tłumaczeń po porażkach, szukanie pozytywów itp. W tej chwili o grze GKS-u 1962 można powiedzieć niewiele dobrego! Przy tak defensywnym ustawieniu w najlepszym wypadku można „wyciągnąć” bezbramkowy remis. Strzałów na bramkę piłkarze tego zespołu oddają tyle, co kot napłakał, na dodatek są anemiczne lub niecelne, więc nie stanowią REALNEGO zagrożenia dla bramkarza rywali.


Na zdjęciu: Jedynym jasnym punktem w zespole GKS-u 1962 Jastrzębie w meczu z Widzewem był bramkarz Grzegorz Drazik.

Fot. Rafał Rusek/PressFocus