Powrót do USA

Po niemal 20 latach przerwy karawana Pucharu Świata zawitała do Stanów Zjednoczonych. W Lake Placid skoczkowie po raz ostatni rywalizowali 33 lata temu.


Lake Placid, niewielkie miasteczko w Stanie Nowy Jork, dwa razy w historii gościło uczestników zimowych igrzysk olimpijskich. W 1932 i w 1980 roku. Druga z wymienionych imprez nieodzownie kojarzy się ze słynnym meczem hokeja la lodzie, w którym reprezentacja Stanów Zjednoczonych sensacyjnie pokonała Związek Radziecki. Działo się to podczas potężnych napięć pomiędzy oboma krajami, bo przypomnijmy, że niespełna trzy miesiące wcześniej ZSRR wkroczył do Afganistanu. Niemniej jednak IO się odbyły, jeszcze bez bojkotów, i rozegrano dwa konkursy skoków narciarskich. Na skoczni normlalnej mieliśmy ogromne szanse na medal. Po pierwszej serii Stanisław Bobak zajmował bowiem znakomite, czwarte miejsce. Z niewielką stratą do trzeciego Penttiego Kokkonena z Finlandii. Drugi skok zakopiańczykowi jednak nie wyszedł. Spadł na szóste 10. miejsce w klasyfikacji konkursu, a mistrzem olimpijskim został Austriak Toni Innauer. Srebrny medal zdobył Japończyk Hirokazu Yagi, a na najniższym stopniu podium stanął zawodnik z NRD, Manfred Decker, który zaatakował z dalszej pozycji. Na skoczni dużej Polacy spisali się słabiej, bo warto przypomnieć, że poza Bobakiem w amerykańskich igrzyskach wzięli udział jeszcze Piotr Fijasi Stanisłąw Pawlusiak.

W kolejnych latach Puchar Świata w Lake Placid organizowany był w miarę regularnie. MacKenzie Intervale Ski Jumping Complex był stale wykorzystywany dla rywalizacji o Kryształową kulę. Aż do 1990 roku. Wówczas po raz ostatni rozegrano na skoczniach w stanie Nowy Jork konkursy Pucharu Świata. 1 grudnia, na obiekcie normalnym, wygrał słynny Austriak, Andreas Felder. Dzień później, na skoczni dużej, najlepszy okazał się Niemiec ze Wschodzu – Andre Kiesewetter. Było to jedno z zaledwie dwóch triumfów tego zawodnika w Pucharze Świata.

Wcześniej, co ciekawe, w Lake Placid wygrywali nawet Amerykanie, co współcześnie wydaje się wręcz abstrakcją. W 1983 roku najlepszy okazał się Jeff Hastings, który wyprzedził późniejszych medalistów olimpijskich – Primoża Ulagę z Jugosłąwii i reprezentanta Czechosłowacji, Jirzego Parmę. Było to jedno z zaledwie trzech zwycięstw zawodnika z USA w Pucharze Świata. Dla porównania Polacy wygrali 98 konkursów, a liderzy, pod tym względem, czyli Austriacy, mają na swoim koncie 264 triumfy.

Nigdy jednak polski skoczek nie stanął na podium rywalizacji w Lake Placid. Nie oznacza to jednak, że nasi w Stanach Zjednoczonych radzili sobie słabo. Bo oto w 1996 w Iron Mountain, gdzie miały odbyć się najbliższe konkursy, ale zostały przeniesione właśnie do Lake Placid, Adam Małysz zajął drugie miejsce. W styczniu 2001 roku „Orzeł z Wisły” wygrał konkurs, który był jednocześnie próbą przedolimpijską, w Park City, a rok później – podczas IO w Salt Lake City – zdobył brązowy i srebrny medal już podczas rywalizacji olimpijskiej.

W 2004 roku, po raz ostatni, odbyły się zawody Pucharu Świata w Stanach Zjednoczonych. Małysz bardzo groźnie wówczas upadł, doznał wstrząśnienia mózgu i to wykluczyło go ze startów na kilka tygodni. To właśnie wtedy pożegnał się ze swoim charakterystycznym kolczykiem. Musiał go zdjąć podczas badań w szpitalu, a ten następnie gdzieś się zawieruszył. Wygrał wówczas Noriaki Kasai, a drugiego konkursu, ze względu na zbyt silny wiatr, nie przeprowadzono.

Po 19 larach zatem Puchar Świata wraca do Stanów Zjednoczonych. I, co ciekawe, zadebiutuje nowa konkurencja. Otóż w piątek rozegrany zostanie normalny konkurs indywidualny, do którego kwalifikacje odbędą się dziś. W sobotę skoczkowie najpierw powalczą o punkty Pucharu Świata solo, a następnie, późnym wieczorem naszego czasu, odbędzie się premierowa w zimowym wydaniu kompetycja duetów. Oficjalna nazwa tego konkursu, to „Super Team”. Na starcie, według komunikatu organizatorów, ma stanąć 13 par, po jednej z każdego kraju.

Reprezentowane będą: Kazachstan, Estonia, Rumunia, Szwajcaria, USA, Finlandia, Japonia, Włochy, Niemcy Słowenia, Polska, Norwegia i Austria. Wymienione reprezentacje wezmą udział w pierwszej serii. 12 najlepszych drużyn awansuje do II serii, a 8 duetów będzie skakać w serii trzeciej. Zasady są proste. W walce o najwyższe cele będą liczyć się te duety, które w sumie oddadzą sześć skoków. Jak na razie nie wiadomo, na których zawodników postawi nasz szkoleniowiec,

Niemniej jednak na taki konkurs na pewno warto zwrócić uwagę, bo niewykluczone, że właśnie takie zawody zostaną dołączone do programu zimowych IO, które w 2026 roku odbędą się we Włoszech. A jeżeli nie, to raczej na pewno zostaną wprowadzone do programu IO w 2030 roku. Trudno spodziewać się, że czołowi nasi skoczkowie dotrwają do tej imprezy. Warto jednak podkreślić, że cała nasza drużyna jeszcze nigdy w historii nie rywalizowała o punkty PŚ w Stanach Zjednoczonych. Zabraknie Kamila Stocha, który będzie trenował w Zakopanem.

W międzyczasie napłynęły ciekawe informacje z Norwegii. Otóż lider klasyfikacji generalnej Pucharu Świata, Halvor Egner Granerud, w Lake Placid wystąpi, ale pojawiają się doniesienia, że Norwega zabraknie następnie w rumuńskim Rasznowie, czyli podczas ostatniego weekendu Pucharu Świata przed mistrzostwami świata, które pod koniec lutego rozpoczną się w Planicy. Jeżeli rzeczywiście tak się stanie, to wicelider generalki, Dawid Kubacki, będzie miał szansę, by odrobić do dominatora ostatnich konkursów sporo punktów.

Najlepiej jednak, gdyby „Mustaf” zaczął odrabiać straty już w Lake Placid, w bezpośredniej konfrontacji z Granerudem. Trudno będzie – to oczywiste. Granerud jest w znakomitej formie, choć wyprawa na inny kontynent może zaburzyć pewne zależności. Tak było zresztą całkiem niedawno, przed wyjazdem karawany PŚ do Sapporo. Odbyło się to właśnie z niekorzyścią dla Kubackiego, który właśnie w Japonii stracił sporo z tego, czym dysponował wcześniej.


Fot. Kacper Kirklewski/PressFocus