Pretensje tylko do siebie

22 strzały zawodników Cracovii w meczu z Lechią nie wystarczyły do zdobycia choćby jednej bramki.


To miał być mecz potwierdzający, że Cracovia okrzepła i może zostać zaliczona w poczet zespołów z czołówki ekstraklasy. Tymczasem Lechia Gdańsk przyjechała pod Wawel w roli czerwonej latarni, a wygrała 1:0 i odbiła się od dna tabeli. Zespół Jacka Zielińskiego po 12. kolejkach znalazł się w środku stawki 4 punkty za podium i 6 nad strefą spadkową.

Raz wychodzi, raz nie

– Nastroje w szatni bardzo minorowe – stwierdził na pomeczowej konferencji prasowej szkoleniowiec „Pasów”.

– Wręcz powiedziałbym: wściekłość, złość i rozczarowanie. Czy może być jednak inaczej po meczu, w którym oddaje się 22 strzały, w tym 10 celnych, a nie zdobywa się bramki? Pretensje można mieć tylko do siebie. Nie znaczy to jednak, że my permanentnie nie mamy skuteczności. Strzeliliśmy przecież 3 bramki Legii, 3 bramki Rakowowi. Zdarzają się więc mecze, że wszystko wychodzi. Czasami brakuje łutu szczęścia, czasami zwykłych piłkarskich umiejętności, chłodnej głowy i tak dalej. To wszystko składa się w sumie na końcowy obraz, który po meczu z Lechią ma kształt zera, bo tyle po tym spotkaniu mamy po stronie strzelonych bramek. Pracujemy cały czas nad tym, ale wygląda tak jak wygląda.

Pan Raczkowski wie lepiej

Cracovia ma na swoim koncie 5 zwycięstw, 2 remisy i 5 porażek oraz bilans bramkowy 14:10. Tylko drużyny Rakowa Częstochowa i Lecha Poznań straciły mniej goli, ale w ofensywie lepszy bilans ma ponad połowa stawki, a skuteczność w ataku – co dobitnie potwierdziło spotkanie z Lechią – jest kluczem do sukcesu.

– Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że to będzie ciężki mecz, tak zwany mecz do jednej bramki i tak właśnie było – kontynuował opiekun Cracovii.

– Liczyliśmy jednak, że ta jedna bramka to będzie po naszej stronie. Szkoda, że akurat VAR, i to w samej końcówce, decydował o końcowym rozstrzygnięciu, robiąc bałagan. Skoro sędziowie tak zdecydowali, że jedną sytuację – tę w naszym polu karnym – się ogląda, a drugą – tę w polu karnym Lechii – się nie ogląda, to dla mnie jest dziwne. Starcie, po którym odgwizdany został rzut karny przeciwko nam, oceniłbym 50 na 50. Oglądałem to i prawda jest taka, że Conrado szukał kontaktu z Jugasem i był dotknięcie, więc okej. Ale skoro za parę minut była bardzo podobna, naprawdę bardzo podobna sytuacja w szesnastce gdańszczan i słyszę, że tam w ogóle nie było kontaktu, to jestem zaskoczony. Można było przecież podbiec do ekranu i sprawdzić. Jaki to jest problem? VAR ma nam pomagać. No ale najwyraźniej pan Raczkowski, który w tym meczu był sędzią VAR, wie lepiej. A VAR raz pomaga, raz coś zabiera i załóżmy, że w ogólnym rozrachunku wychodzi to na zero.

Więzozrosty Oshimy

Nie można też zapomnieć, że dobrze funkcjonująca maszyna Cracovii zacięła się nieco, gdy urazu doznał Takuto Oshima. Japończyk opuścił boisko w 26 minucie gry. Po wejściu Floriana Loshaja gdańszczanie zaczęli dochodzić do głosu i mecz się wyrównał, a w II połowie przypominał już momentami wymianę ciosów bokserów liczących na to, że jednak trafią mocniej niż rywal.

– Skoro „Taku” po 20 minutach gry sam poprosił o zmianę, to musiało być coś dosyć istotnego – dodał trener krakowian.

– Są różne wersje, bo od razu w przerwie rozmawialiśmy z fizjoterapeutami i wydaje się, że staw skokowy jest cały, ale dostał w okolice więzozrostów, których jest w tym miejscu dużo, więc było to bardzo bolesne, ale mam nadzieję, że będzie gotowy do gry w najbliższym meczu w niedzielę z Miedzią Legnica. Zobaczymy jednak na treningach.


Fot. Krzysztof Porebski / PressFocus