Prezes „posprzątał” sędziego

Szef piłkarskiej centrali tego dnia wydał oświadczenie następującej treści: „Przed nami finał Pucharu Polski, w którym zmierzą się drużyny Arki Gdynia i Legii Warszawa. Arbitrem głównym spotkania miał być sędzia Bartosz Frankowski z Torunia. Niestety, wydarzenia z ostatniej kolejki Lotto Ekstraklasy spowodowały, iż postanowiłem wystąpić do Polskiego Kolegium Sędziów o zmianę arbitra głównego finału na stadionie PGE Narodowym w Warszawie. Szanując dotychczasowe dokonania i przebieg kariery sędziego Frankowskiego z niepokojem przyglądałem się ostatnim prowadzonym przez niego spotkaniom. Zwłaszcza w sobotnim meczu Lech Poznań – Górnik Zabrze (cztery dni przed finałem) pan Frankowski pokazał, że w swej aktualnej dyspozycji nie gwarantuje wysokiego i stabilnego poziomu rozstrzygania najważniejszego meczu sezonu w Polsce. W tej sytuacji arbitrem głównym spotkania finałowego Pucharu Polski będzie pan Piotr Lasyk”.

Czym naraził się sędzia międzynarodowy sternikowi PZPN? Co przelało czarę goryczy? Nie ma wątpliwości, że incydent z 82 minuty wspomnianego meczu w Poznaniu. W tym momencie doszło do przepychanki obrońcy „Kolejorza”, Emira Dilavera, z napastnikiem zabrzan, Marcinem Urynowiczem. 27-letni Austriak najpierw zapaśniczym chwytem powalił przeciwnika na murawę, a potem kolanami wskoczył na klatkę piersiową Urynowicza.

Sędzia Bartosz Frankowski postanowił obejrzeć zdarzenie na telewizyjnej powtórce i po wideoweryfikacji pokazał winowajcy tylko żółtą kartkę! Nikt nie miał wątpliwości, że było to chamskie, by nie powiedzieć bandyckie zachowanie defensora Lecha i za to jest tylko jedna kara – czerwona kartka. Żeby nie było niedomówień, nie było to jedyne zaburzenie wzroku arbitra z Torunia, który w I połowie przymknął oko na chamskie kopnięcie Urynowicza przez Łukasza Trałkę. Defensywny pomocnik „Kolejorza” nie został za to nawet upomniany żółtą kartką.

Najbardziej przykre jest to, że Dilaverowi za swoje zachowanie nie spadnie już włos z głowy. Skoro bowiem został ukarany, Komisja Ligi nie może nałożyć na niego dodatkowych sankcji. Dilaver zatem w majestacie prawa będzie grał do końca sezonu, no chyba że w kolejnym meczu wywinie jakiś „numer”.