Oszust wszech czasów

20 lat temu Lance Armstrong wygrał po raz trzeci z rzędu „Wielką pętlę”. Przed 10 laty przyznał się do stosowania dopingu, a teraz na jaw wychodzą kolejne fakty o jego przekrętach.


Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że Lance Armstrong zasłużenie nosi miano największego oszusta w historii sportu. Amerykanin 7 razy wygrał Tour de France, ale wszystkie jego triumfy zostały anulowane. Po raz pierwszy oskarżenia dopingowe pod jego adresem zaczęły pojawiać się w 2001 roku, w trakcie 88. edycji najsłynniejszego wyścigu na świecie. Teksańczyk konsekwentnie jednak zaprzeczał. Mówił, że wszystko jest na szeroką skalę insynuacją i to on jest ofiarą szykan. 2 lata później wygrał wyścig po raz 5 z rzędu i powtórzył wyczyn Miguela Induraina.

Dodajmy jeszcze, że przed Hiszpanem pięć razy – ale nie po kolei – „Wielką pętlę” wygrywali Jacques Anquetil, Eddy Merckx i Bernard Hinault. Dla Armstronga było to jednak za mało. Nadal się dopingował i wygrał 2 kolejne edycje francuskiej rywalizacji. Po siódmym zwycięstwie z rzędu, w 2005 roku, poinformował o zakończeniu kariery. Odchodził z peletonu, jako wielki mistrz i ktoś, którego podziwiano.

Potrafił roztoczyć wokół siebie aurę nieśmiertelnego. Kogoś, kto przecież wygrał życie. Przypomnijmy, że Amerykanin – w 1996 roku – zapadł na chorobę nowotworową. Wykryto u niego raka jądra. W 1997 roku nie startował. Przeszedł 2 operacje chirurgiczne, a także 4 cykle chemioterapii. Powrócił do ścigania w 1998 roku, a już rok później po raz pierwszy wygrał Tour de France.

Jak shake’i z McDonald’s

Wszystko, co najgorsze na temat Lance’a Armstronga wydarzyło się w styczniu 2013 roku. Oprah Winfrey, słynna amerykańska dziennikarka, zaprosiła bowiem do swojego programu byłego już kolarza, który wrócił na szosy na lata 2009-10, by promować walkę z rakiem. To, co powiedział zmroziło wszystkich kibiców kolarstwa i trzeba przyznać, że dyscyplina legła w gruzach. Jasne, że kolarstwo nigdy nie było czyste. By nie wspomnieć chociażby afery Festiny z 1998 roku. Ale słowa Armstronga w programie telewizyjnym były przełomowe.

Teksańczyk zdobył się na szczerość nigdy wcześniej w tej dyscyplinie sportu niespotykaną. – Tak, brałem doping. Tak, brałem podczas wszystkich siedmiu wygranych Tourów. Brałem EPO, kortyzon, hormon wzrostu, testosteron, robiłem transfuzje. Choć moim koktajlem było głównie EPO plus transfuzje i testosteron – mówił Armstrong w taki sposób, jakby rzeczywiście mówił o spożywaniu koktajli, czy shake’ów z McDonald’s. Jednocześnie zaprzeczył, jakoby stosował doping już po powrocie do kolarstwa.

– Ostatni raz przekroczyłem tę linię w 2005 roku. Oskarżenie, że było inaczej, to rzecz która najbardziej mnie denerwuje w raporcie Amerykańskiej Agencji Dopingowej – mówił o opublikowanym ponad trzy miesiące wcześniej raporcie USADA, który uzasadniał jego dożywotnią dyskwalifikację za doping. Większość historii opisanych w raporcie potwierdził.

Ale niektóre dementował, a do niektórych nie chciał się odnieść. M.in. do wątku Michele Ferrariego, nazywanego „Doktorem EPO”, któremu płacił fortunę za przygotowywanie programów treningowych i dopingowych. – Uważałem zawsze Michele Ferrariego za dobrego człowieka. I nadal uważam – mówił Armstrong.

Paliwo rakietowe

Po kilku latach, a konkretnie w 2020 roku, Amerykanin przyznał się do jeszcze innego występku. Dopingowego. Otóż potwierdził, że stosował niedozwolone wspomaganie od 1992 roku!

– Prawdopodobnie miałem 21 lat, gdy po raz pierwszy sięgnąłem po doping. Próbowaliśmy kortyzonu, dopingu mało efektywnego, ale EPO było na zupełnie innym poziomie. Korzyści były tak duże, że nasz sport przeszedł z miejsca od dość lekkiego dopingu, który zawsze istniał, do tego paliwa rakietowego. To była decyzja, którą musieliśmy podjąć – powiedział Armstrong, a wystarczy dodać, że w 1993 roku, czyli rok po tym, jak po raz pierwszy stosował doping, został w Oslo mistrzem świata zawodowców.

Warto podkreślić, że na światowym czempionacie w stolicy Norwegii rozgrywano osobne wyścigi w gronie amatorów i profesjonalnych kolarzy. Złoto w pierwszej z wymienionych kategorii zdobył Jan Ullrich, młodziutki, zaledwie 20-letni wówczas kolarz z Niemiec o rudych włosach, który później rywalizował z Armstrongiem podczas Tour de France. Nigdy z Amerykaninem na trasie „Wielkiej pętli” nie wygrał. Aż 4 razy ukończył wyścig tuż za jego plecami, a po latach okazało się, że również – i to na potęgę – stosował doping.

W wydanej niedawno na polskim rynku biografii, napisanej przez brytyjskiego dziennikarza, Daniela Friebego, autora m.in. znakomitej biografii Eddy’ego Merckxa, wszystko zostało opisane bez cienia wątpliwości i zażenowania. O Armstrongu również w książce tej sporo można poczytać, ale nie wszystko. Bo w 2022 roku okazało się, że doping farmakologiczny, to niejedyne oszustwo, jakie na kolarskich trasach stosował zawodnik rodem z Teksasu.

Silnik w bidonie

Otóż wyszło na jaw, że wspomaganie rozmaitymi substancjami, to dopiero wierzchołek góry lodowej. To, że Armstrong był „naszprycowany”, to jedno. A drugie, że wspomagał się również w sposób mechaniczny. W kwietniu 2022 roku francuski dziennikarz, Antoine Vayer, zajmujący się kolarstwem od wielu lat, zmontował ciekawy film, na którym widać, że Amerykanin – zarówno podczas etapów ze startu wspólnego, jak i jazdy indywidualnej na czas – sięga pod siodełko.

Widać na tym materiale wyraźnie, że po naciśnięciu tajemniczego guzika znacznie przyspiesza. W grę mogą wchodzić niewielkie silniczki, które ważą niecały kilogram i potrafią wytworzyć ok 500 watów energii. Takie urządzenie mogło być zamontowane zarówno w piaście, jak i w bidonie. Harry Gibbings, szef firmy Typhoon, która zajmuje się produkcją tego typu silników, wyjaśnił zasadę działania.

– To nie jest jak jazda na motocyklu. Aby to zadziałało, trzeba mocno pedałować – powiedział Anglik. Nie można zatem wykluczyć, że Armstrong stosował wspomaganie technologiczne na wielu etapach. Warto przy okazji dodać, że oskarżenia co do tego typu wspomagania pojawiły się również w tym roku. Było kolarz, jak na razie, nie odniósł się do tego typu rewelacji. Czyli im też nie zaprzeczył. Zwyżka prędkości jest widoczna gołym okiem, a jeżeli chodzi o pomiary, to eksperci wyliczyli, że mógł dzięki takim machlojkom zyskać nawet 5-7 kilometrów na godzinę. To bardzo dużo, biorąc pod uwagę prędkości, jakie kolarze osiągają.

Robił to dla bólu

O kolarstwie Lance Armstrong potrafił mówić dużo i szczerze. – Kolarstwo jest tak trudne, cierpienie jest tak intensywne, że jest to absolutnie oczyszczające. Ból jest tak głęboki i potężny, że nad Twoim mózgiem opada kurtyna. Ktoś kiedyś zapytał mnie, jaką przyjemność sprawiała mi tak długa jazda na rowerze? Przyjemność? Odpowiedziałem. Nie rozumiem tego pytania. Nie robiłem tego dla przyjemności. Robiłem to dla bólu – zwykł mawiać amerykański kolarz i nie sposób się z tym nie zgodzić.

Z dopingiem Teksańczyk 7 razy wygrał Tour de France, a podczas każdego z tych wyścigów miał do pokonania ponad 3200 km. Zenon Jaskuła, który w 1993 roku – jako pierwszy Polak – wygrał etap „Wielkiej pętli”, jak również jako pierwszy kolarz z bloku wschodniego zajął miejsce na podium w klasyfikacji generalnej, nigdy na dopingu przyłapany nie został. Nie było co do niego nawet poważniejszych podejrzeń o stosowanie niedozwolonego wspomagania. Ale on sam powiedział, że nie da się przejechać Tour de France na bułce z miodem.


Czytaj także w kategorii KOLARSTWO


Dziś francuski wyścig wydaje się czysty i ma swoich bohaterów. Można wierzyć, lub nie, ale obecnie przemknąć oszustowi przez antydopingowe procedury jest dużo trudniej niż było w czasach Lance’a Armstronga. Wspomniane przez Amerykanina transfuzje krwi były czymś zupełnie powszechnym w jego czasach. Krew przetrzymywano nawet w zwyczajnych lodówkach hotelowych, a jej przetaczanie było wręcz nagminne.

Warto podkreślić, że w 1998 roku, czyli tuż przed erą Lance’a Armstronga, wyścig padł łupem Marco Pantaniego, nieżyjącego już włoskiego kolarza. 12. miejsce zajął wówczas Dariusz Baranowski. Ale gdyby policzyć kolarzy, w stosunku do których nigdy nie było udowodnionych przypadków korzystania z dopingu farmakologicznego, to „Ryba” zająłby… 3. lokatę! Miejmy nadzieję, że czasy oszustów już nigdy do kolarstwa nie powrócą. Choć, zdaniem niektórych, to marzenia ściętej głowy.


Na zdjęciu: Lance Armstrong nie dość, że stosował doping farmakologiczny, to – najprawdopodobniej – wspomagał się mechanicznie.

Fot. Wikipedia


Pamiętajcie – jesteśmy dla Was w kioskach, marketach, na stacjach benzynowych, ale możecie też wykupić nas w formie elektronicznej. Szukajcie na www.ekiosk.pl i http://egazety.pl.