Wielki dzień Kazimierza Kmiecika

Legendarny napastnik – czterokrotny król strzelców ekstraklasy – ma boisko swojego imienia.


Niewielu sportowców doczekało się pomnika za życia. Wśród nich jest Kazimierz Kmiecik – legendarny napastnik reprezentacji Polski i Wisły Kraków. Od minionej niedzieli jego imię nosi bowiem boisko LKS-u Węgrzcanka, w leżącej pod Wieliczką wiosce Węgrzce Wielkie. Tam wychował się i wciąż mieszka czterokrotny król strzelców polskiej ekstraklasy.

Pasmo sukcesów

W biało-czerwonych barwach rozegrał 34 spotkania, zdobył 8 bramek i choć nie są to imponujące liczby, to może się pochwalić olimpijskimi tytułami mistrza z 1972 roku i wicemistrza z 1976 roku, a także medalem za 3. miejsce mistrzostw świata z 1974 roku. Za to w koszulce z białą gwiazdą, której wierny jest do dziś, pracując w sztabie szkoleniowym, Kmiecik rozegrał 304 w ekstraklasie spotkania i zdobył 153 bramki. W 1978 roku świętował mistrzowski tytuł. Do tej kolekcji dorzucił Puchar Grecji z AE Larisa w 1985 roku.

O tych sukcesach przypomniał burmistrz Wieliczki Artur Kozioł, nadając imię Kazimierza Kmiecika stadionowi, na którym wychował się i ruszył w piłkarski świat legendarny napastnik Klubu Wybitnego Reprezentanta PZPN.

Królewski Stadion

– W Wieliczce jest Królewskie Górnicze Wolne Miasto – podkreślił burmistrz. – Teraz już oficjalnie mogę oświadczyć, że w Węgrzcach Wielkich jest Królewski Stadion imienia Kazimierza Kmiecika, który się tu urodził, wychował i nadal mieszka. W imieniu wszystkich radnych oraz mieszkańców nadaliśmy temu boisku tytuł, który mówi wszystko. Wielkie gratulacje dla czterokrotnego króla Kazimierza, ale przede wszystkim wielkie podziękowania dla tak zacnych i zasłużonych piłkarzy, jak Marek Kusto i Zdzisław Kapka, którzy z Kazimierzem Kmiecikiem tworzyli wiślacki atak „3-K”, oraz Marek Motyka, Leszek Lipka czy Piotr Skrobowski, a także jego obecni koledzy ze sztabu szkoleniowego Wisły, Radosław Sobolewski i Bogdan Zając. Dziękuję, że mogliśmy przeżyć ten dzień.

Wyjątek w polskim futbolu

Zanim przecięto wstęgę, nie zabrakło wzruszających wspomnień Kazimierza Kmiecika i wyróżnień oraz nagród dla bohatera dnia. Pospieszyli z nimi: w mieniu władz Wisły Kraków – prezes Jarosław Królewski, jako przedstawiciel małopolskiej rodziny piłkarskiej, szef Małopolskiego ZPN [Ryszard Kołtun] i – jako gospodarz oraz wyraziciel woli działaczy, zawodników, trenerów i sympatyków – prezes Węgrzcanki, Marek Kaczmarski.

– Zazdroszczę Węgrzcom Wielkim, że mają takiego piłkarza i człowieka, który jest wyjątkiem w polskim futbolu, całe życie oddanym praktycznie jednemu klubowi – stwierdził prezes Kołtun, wręczając medal 110-lecia Małopolskiego ZPN za zasługi dla rozwoju piłkarstwa krakowskiego i małopolskiego.

– Kaziu, grając i trenując w Wiśle, w której spędził najlepsze piłkarskie lata i nadal w niej pracuje, całym sercem był również w swojej rodzinnej miejscowości i przy macierzystym klubie. To nie przypadek, że stadion, na którym Węgrzcanka wywalczyła awans do V ligi, został nazwany jego imieniem. O tym, jak bardzo go cenimy, świadczą także inne wyróżnienia. Gdy wyłanialiśmy jedenastkę 105-lecia MZPN, w ataku znalazł się Kazimierz Kmiecik. Jemu także wręczona został nagroda „Jasna strona futbolu”, którą prezydent Krakowa przyznaje ludziom, którzy byli i są na sztandarach piłkarstwa, a po zakończeniu kariery uczą i wychowują młodzież, nie mogąc się z futbolem rozstać. Kazimierz Kmiecik otrzymał ją w tym roku. Życzę mu więc, żeby zawsze był taki sam, to znaczy skromny, autentyczny i budzący powszechną sympatię.

Rodzinny człowiek

Wśród uczestników tej wyjątkowej uroczystości nie zabrakło rodziny bohatera dnia – żony, synów i wnuka, który chce kontynuować piłkarską tradycję.

– Nie będę ukrywał, że były to dla mnie wzruszające chwile – zapewnił Kazimierz Kmiecik. – Jestem człowiekiem rodzinnym. Dlatego podziękowania za to wszystko co osiągnąłem i za co zostałem wyróżniony, zacząłem od świętej pamięci mamy. To ona była motorem napędowym piłkarskiego rozwoju. Najpierw nosiła, a potem woziła mnie na mecze. Gdy już grałem w seniorach Wisły, po każdym meczu czekała na mnie na balkonie bez względu na to, czy wracałem przed, czy po północy. Od razu musiałem więc wysłuchać recenzji w stylu: „aleście dobrze zagrali” i biła brawo po zwycięstwie. Czasami było: „co wyście tam grali” i nie kryła niezadowolenia po porażce. Nic więc dziwnego, że nie chciałem przegrywać – mówi legendarny Kazimierz Kmiecik.

– Boisko Węgrzcanki to moje ulubione miejsce z czasów dzieciństwa. Idąc z domu do szkoły, do której miałem 150 metrów, przechodziłem przez boisko, więc… prowadziłem piłkę przy nodze. Kopałem przed lekcjami i po lekcjach. Gdy lekcje się kończyły, a rodzice byli w pracy, zostawałem na boisku i dwie-trzy godziny trenowałem – mówił wzruszony Kazimierz Kmiecik.


Czytaj także w kategorii PIERWSZA LIGA


– Jestem wdzięczny, że działacze wystąpili z taką inicjatywą i dumny, że mam stadion swojego imienia. Nie będę też ukrywał, że słów o moich sukcesach, wymienianych przy otwarciu, słuchałem ze ściśniętym sercem. Bo przecież tu wszystko się zaczęło. Teraz to boisko nosi moje nazwisko, choć powiem szczerze, że jeszcze to do mnie nie dotarło. Może za tydzień będę potrafił powiedzieć, jakie to uczucie…

Zasłużył na „pomnik”

Wiele ciepłych słów powiedzieli również wspomniani wcześniej koledzy z boiska, jego obecni współpracownicy z Wisły oraz Krzysztof Mastalerz, trener Węgrzcanki, która – korzystając z dobrej rady Kazimierza Kmiecika – wywalczyła właśnie awans do V ligi. Komplementami sypali także włodarze Węgrzc Wielkich oraz działacze Węgrzcanki. Nikt nie miał wątpliwości, że Królowi Kazimierzowi taki „pomnik” się należał.


Na zdjęciu: Legendarny Kazimierz Kmiecik (drugi z lewej) nie potrafił ukryć wzruszenia…

Fot. Dorota Dusik


Pamiętajcie – jesteśmy dla Was w kioskach, marketach, na stacjach benzynowych, ale możecie też wykupić nas w formie elektronicznej. Szukajcie na www.ekiosk.pl i http://egazety.pl.