Przy Bukowej wojna co się zowie!

Ponad 3 i pół tysiąca widzów na trybunach, emocje, gole, zwroty akcji i come back gospodarzy od 0:2 do 3:2. To był znakomity klasyk przy Bukowej, po którym katowiczanie mogli świętować pierwszą od 3 lat domową wygraną w pierwszej lidze.


Po ponad trzech latach znów doszło do „świętej wojny” między GieKSą a Zagłębiem na ligowym gruncie. Poprzednią, w marcu 2018 roku, wygrały 1:0 „hanysy” po golu Adriana Błąda, a prócz niego, tamten mecz pamiętali jeszcze inni zawodnicy katowickiego zespołu, Dawid Kudła i Arkadiusz Jędrych, tyle że wystąpili wtedy… po przeciwnej stronie barykady.

I to właśnie Kudła do spółki z Jędrychem odegrali tego południa ważne role w wydarzeniu, które na dobre rozkręciło ten mecz. Akcji niezwykłej. Nieraz możesz myśleć, że w piłce widziałeś już wszystko, ale wtedy rzeczywistość natychmiast wyprowadza z błędu…

Upływał drugi kwadrans, gdy Jędrych w narożniku pola karnego sprowadził do parteru Patryka Bryłę. Nie była to czysta „jedenastka”, ale sędzia Dominik Sulikowski nie wahał się, wskazując na 11. metr. Kudła zdołał obronić uderzenie Szymona Sobczaka. Powinien w zasadzie złapać piłkę, lecz ostatecznie wygarnął ją prawą ręką. Sosnowiczanie reklamowali, że stało się to już za linią. Nawet telewizyjne powtórki nie rozstrzygały tego klarownie.

Konsultacja gdańskiego arbitra z wozem VAR trwała ponad 2 minuty. Decyzja nie była czarno-biała: rozjemcy zdezorientowali publikę, uznając, że ważniejsze jest to, co wydarzyło się przed linią: a tam jeszcze zanim z „wapna” uderzył Sobczak, znalazł się golkiper GieKSy! Jedenastka musiała zostać zatem powtórzona. Tym razem skutecznie wykonał ją Maciej Ambrosiewicz. Kudła zmienił róg, kapitan Zagłębia przymierzył w ten sam, co wcześniej Sobczak.

Ambrosiewicz po czwartkowej porażce w Opolu (zawinił przy golu na wagę wygranej Odry) bił się w pierś, przepraszał kibiców i nie krył, że przegranej w takim stylu nie da się wytłumaczyć. Tym razem w newralgicznym momencie wziął odpowiedzialność na swoje barki. Bukowa aż kipiała z emocji. A one de facto dopiero wtedy się zaczynały. To była prawdziwa święta wojna!

Nieudany występ w Opolu skłonił trenera Kazimierza Moskala, przed laty prowadzącego GKS, do dwóch roszad w składzie. Za Joao Oliveirę i Maksymiliana Banaszewskiego od pierwszej minuty posłał w bój Quentina Seedorfa i Wojciecha Szumilasa. Obaj brali udział w akcji, która dała Zagłębiu drugiego gola. Podwyższyło prowadzenie jeszcze przed przerwą. Odebrało piłkę na połowie GKS-u i szybko ją rozegrało. Szumilas miał przed polem karnym sporo czasu i miejsca. Uderzył lewą nogą w długi róg. Kudła był bez szans.

Trzeci raz w czwartym meczu przy Bukowej odnotowaliśmy zatem wynik 2:0 dla którejś ze stron. Gospodarze prowadzili tu z Resovią, przegrywali z Podbeskidziem, oba te spotkania kończyły się remisem 2:2. Tym razem po premierowych trzech kwadransach na powtórkę niewiele wskazywało. O ile mimo braku zwycięstw w każdym z dotychczasowych występów w roli beniaminka GieKSa mogła się podobać – nawet tych z Miedzią i Sandecją, w których nie zdobyła bramki – o tyle z sosnowiczanami nie potrafiła rozwinąć skrzydeł.

Nic nie zwiastowało come backu, jaki miał nadejść, ale zwiastować nie mogło, skoro przed przerwą nie oddała nawet celnego strzału, a najgroźniejszą okazję stworzyła dopiero w ostatnich sekundach, gdy Adrian Błąd spudłował głową po centrze Rafała Figiela. Ten drugi na II połowę już nie wybiegł, podobnie jak Szymon Kiebzak, którego zmienił Krystian Sanocki.

Ale drużyny Rafała Góraka nie należy skreślać i szybko przypomniała to wszystkim tym, którzy w przerwie to uczynili. Ruszyła z pasją do przodu, ofensywę orzeźwiło wejście Sanockiego, a przykład tego, jak grać, dał najstarszy w GieKSie Arkadiusz Woźniak. Znów zagrał na prawej obronie, a jego wejścia w pole karne rozmontowywały sosnowiecką ofensywę. Najpierw wykończył centrę Sanockiego uderzeniem pod poprzeczkę, potem zanotował asystę przy trafieniu błyskotliwego Filipa Szymczaka. Jeden z kibiców na trybunie głównej, fetując gola napastnika wypożyczonego z Lecha, aż z impetem wylał na schody sektora vip piwo z plastikowego kubka.

Dopiero roztrwonienie zaliczki z I połowy sprawiło, że Zagłębie próbowało odzyskać rytm. W 73 minucie ile sił w nogach kropnął z 13 metrów Dawid Gojny i „zadzwoniła” poprzeczka bramki Kudły, który po kilku minutach świetnie zatrzymał dryblującego w polu karnym Quentina Seedorfa. Gol padł po przeciwnej stronie boiska, w roli głównej wystąpił Marcin Urynowicz. Bukowa odleciała.

Trener sosnowiczan w Opolu mówił, że jego zespół nie dojechał na I połowę. W Katowicach nie wyszedł z szatni. GieKSa mogła świętować pierwszą po ponad trzech latach domową wygraną w I lidze, pierwszą po awansie. Po latach podlanych frustracją pierwszoligowych męczarni katowiccy kibice doczekali się drużyny, którą po prostu chce się wspierać i oglądać, bez zastanawiania, ile brakuje do awansu i kiedy ekstraklasa. Obwieszczamy: Bukowa to na starcie sezonu stolica pierwszoligowych widowisk!


GKS Katowice – Zagłębie Sosnowiec 3:2 (0:2)

0:1 – Ambrosiewicz, 31 min (karny), 0:2 – Szumilas, 45+3 min, 1:2 – Woźniak, 53 min, 2:2 – Szymczak, 62 min, 3:2 – Urynowicz, 81 min.

GKS: Kudła – Woźniak (73. Wojciechowski), Jędrych, Janiszewski, Rogala (80. Kozłowski) – Jaroszek (76. Repka), Figiel (46. Urynowicz) – Kiebzak (46. Sanocki), Błąd, Pawłas – Szymczak. Trener Rafał GÓRAK.

ZAGŁĘBIE: Bielikow – Galić, Dalić (84. Machała) , Jończyk, Gojny – Szumilas, Ambrosiewicz, Kamiński (84. Oliveira) – Bryła (69. Banaszewski), Sobczak (60. Tanque), Seedorf (84. Troć). Trener Kazimierz MOSKAL.

Sędziował Dominik Sulikowski (Gdańsk). Widzów 3593. Żółte kartki: Kudła, Woźniak – Sobczak, Bryła, Kamiński.
Piłkarz meczu – Arkadiusz WOŹNIAK.


Fot. Marcin Bulanda/PressFocus