Punkty dające nadzieję

Zwycięstwem z Galiczanką dziewczyny udowodniły, że potrafią grać. Jestem przekonany, że to nie było ich ostatnie słowo – powiedział prezes KPR-u Ruch Chorzów, Klaudiusz Sevković.


Uff, nareszcie… – rozległo się w sobotni wieczór w okolicy chorzowskiej hali przy Dąbrowskiego, gdzie stacjonuje KPR Ruch. Oddech ulgi był pokłosiem premierowego zwycięstwa „Niebieskich” w PGNiG Superlidze. Czekały na nie od początku sezonu. Do tej pory opuszczały parkiet ze spuszczonymi głowami, ale tym razem – po wyjazdowym i niespodziewanym pokonaniu Galiczanki Lwów 31:23 – dominowała euforia.

Niebieski pazur

– Byłem pod ogromnym wrażeniem tego, jak dziewczyny zaprezentowały się w podwarszawskich Markach. Co prawda pierwsza połowa była w miarę wyrównana i zakończyła jednobramkowym prowadzeniem, ale po zmianie stron nasze zawodniczki pokazały niebieski pazur – uśmiecha się Klaudiusz Sevković, prezes KPR-u Ruch.

– Jeśli wygrywa się 8 bramkami, to o przypadku nie może być mowy. Tym meczem udowodniły, że potrafią grać. Jestem przekonany, że jeszcze bardziej uwierzą w swoje możliwości i pójdą za ciosem – dodaje Sevković, który „siedzi” w handballu od dobrych 20 lat, więc nie ma problemu z postawieniem diagnozy przerwania serii 16 porażek.

– Trener Ivo Vavra podkreślił, że w meczu z mistrzem Ukrainy zawodniczki ograniczyły liczbę błędów, a w grę był zaangażowany cały zespół, a nie – jak we wcześniejszych spotkaniach – jedna lub dwie. Trudno nie przyznać mu racji, ale należy też dodać pełną koncentrację, agresywną obronę i sięgającą 70 procent skuteczność w ataku. Znamienne jest to, że wszystkie dziewczyny, które zaczęły ten mecz, zdołały trafić do siatki i to kilkakrotnie. Do tej pory jedna czy dwie miały po kilka goli, a pozostałe zero. Teraz dorobek bramkowy rozłożył się na szersze grono, czego efektem było zwycięstwo. „Królową polowania” okazała się Karolina Jasinowska. Kołowa „żyje” z podań. W tym meczu 9 razy otrzymała piłkę i 8 razy umieściła ją w siatce. Koleżanki chciały jej dorównać. Podobać się mogła aktywność rozgrywających Poliny Masałowej, Marceliny Polańskiej i Pauli Masiudy, bo w sumie zdobyły 13 bramek, a także skrzydłowych Patrycji Wiśniewskiej i Natalii Doktorczyk, która stała się egzekutorką rzutów karnych.

Zdjęcie blokady

Na miano bohaterki zapracowała też Kaja Gryczewska.

– Weszła do bramki pod koniec pierwszej połowy i już w niej została, a wiele jej interwencji było kapitalnych. Kaja długo leczyła kontuzję kolana, ale tym występem potwierdziła, że zna swój fach. W tak świetnej postawie pomogły jej jednak obrończynie, a szczególnie czyniąca stałe postępy Nadia Bury, wspomagająca na środku Jasinowską. Wiem, dwukrotnie otrzymała 2 minuty kary, ale one są wpisane w ryzyko zawodowe, a piłka ręczna to gra błędów – nie odkrywa Ameryki prezes Sevković, który twierdzi, że „Niebieskie” na pierwsze punkty nie musiały czekać do przedostatniej kolejki sezonu zasadniczego.

– Owszem, było kilka wysokich porażek, ale nie brakowało też minimalnych, gdzie decydowały detale i można było ich uniknąć. Liczę, że zdobyte w Markach punkty odblokują zespół pod względem mentalnym. Od niedzieli zaczynamy walkę o utrzymanie – zapowiada Klaudiusz Sevković, mając na myśli domowy mecz z MKS-em Urbis Gniezno. Zakończy on sezon zasadniczy, a po przerwie na reprezentację chorzowianki wezmą udział w play outcie i w sześciu meczach zmierzą się ze Startem Elbląg, Młynami Stoisław Koszalin oraz wspomnianym Gnieznem. Ich położenie jest trudne, bo dziś do 9. miejsca (udział w turnieju barażowym z mistrzami trzech grup 1. ligi) tracą 11 punktów, ale to tylko sport…

  • 650 DNI czekał Ruch na zdobycz punktową w najwyższej klasie rozgrywkowej. 9 maja 2021 roku zremisował z Koszalinem 28:28, pokonując je w rzutach karnych 5:4. Pieczęć na wygranej postawiła Marcelina Polańska, ale bohaterką była Patrycja Chojnacka, broniąc 4 (!) z rzędu „siódemki”. Od zdobycia pełnej puli – wygrana 28:27 z Elblągiem – minęło natomiast 727 dni.

Na zdjęciu: Na takie zdjęcie chorzowianki czekały od początku sezonu…
Fot. KPR Ruch Chorzów