„Z Piasta odszedłem w odpowiednim momencie. Wierzę, że zagram w Serie A”
Zanim zamienił pan Piasta Gliwice na Palermo, był pan mocno przywiązany nie tyle do miasta, w którym się pan wychował, ale nawet do osiedla. Jak więc radzi sobie dziś Radosław Murawski w takim miejscu jak Sycylia?
Radosław MURAWSKI: Chodzi o to, czy jestem już bardziej włoski niż gliwicki? (śmiech) Może tak, bo mieszkam, rozmawiam i czasami myślę po włosku, ale prawda jest taka, że jestem Polakiem. Nie będę ukrywał, że dobrze się czuję w Italii, z językiem i komunikacją nie ma problemów. Od początku sporo się uczyłem włoskiego, najpierw tylko rozumiałem, a teraz już normalnie rozmawiam i gdy potrzebuję coś załatwić, to nie mam z tym problemów.
Włoska kuchnia przypadła do gustu?
Radosław MURAWSKI: Gdy przyjeżdżam do Polski, nie jestem wybredny, ale fakt, że pizzę mam u siebie na co dzień. W Gliwicach mam ochotę zjeść coś „naszego”, typu rolada, kapusta czy pierogi. Tego we Włoszech nie ma i… trochę brakuje. Kiedy mam wolne, nie zgrywam „fit-bohatera” i nie mówię, że jem tylko gotowany ryż z kurczakiem. Są dni, w których można sobie pozwolić na trochę luzu, ale wszystko trzeba robić z głową. Kawa za to jest we Włoszech pyszna. Nie wiem czy w Polsce znalazłbym taki sam smak.
Jak wiedzie się panu pod względem sportowym?
Radosław MURAWSKI: To mój drugi sezon, ale czuję się tak samo, jak na początku – bo też od pierwszych chwil zostałem dobrze przyjęty i nigdy nie było niekomfortowo. Na pewno teraz jest jeszcze lepiej, bo jako drużyna jesteśmy bardziej skonsolidowani, sporo już przeszliśmy i to widać także w meczach, kiedy są z nami jeszcze kibice. Jest dobrze i wierzę, że ten sezon będzie bardziej udany niż poprzedni.
Przeskok z Piasta do Palermo musiał być spory, bo to inne kluby, inne ligi i inna mentalność. Jak teraz patrzy pan na te dwa miejsca?
Radosław MURAWSKI: Z takich zwyczajnych spraw, to oczywiście pogoda jest najbardziej zauważalną różnicą. Graliśmy w Święta Bożego Narodzenia, także w styczniu i było ciepło, a murawa była świetna. Pogoda w tym okresie pozwala na grę na dobrych boiskach, a w Polsce długimi tygodniami czy miesiącami jest to niemożliwe. Intensywność treningów także jest zmienna. To są detale, które składają się na pełny obraz. Nie ma wielkiej przerwy w lidze i to mi się podobna, bo zawsze mówiłem, że wolę grać niż trenować.
Może to za mało czasu, ale czy już teraz może pan powiedzieć, że wyjazd i transfer do Palermo był najlepszym, co mogło pana spotkać? Miał pan 22 lata i nie znał języka. Proszę nie oszukiwać, że nie było trochę tremy, strachu i niepewności po zmianie klubu?
Radosław MURAWSKI: Gdy pierwszy raz zmieniasz otoczenie, to z tyłu głowy rodzą się pytania: czy jesteś pewien, czy wszystko będzie dobrze, bo życie zmienia ci się o 180 stopni. Ale kto nie zaryzykuje, ten nie pije szampana. Z takiego założenia wychodzę. Zawsze będę podkreślał, skąd pochodzę i gdzie się wychowałem. To, że jestem w Palermo, nie oznacza, że nie kibicuję i nie trzymam kciuków za Piasta. Nie jestem we Włoszech na całe życie. Ktoś powie, że to tylko Serie B, ale uważam, że zrobiłem dobrze. Z Piasta odszedłem w odpowiednim wieku i chciałem spróbować nowego wyzwania. Wiedziałem, że łatwo nie będzie, ale zawsze lubiłem wyzwania. Wierzę, że zagram w Serie A. Gra na zapleczu nie jest łatwa. Wszyscy walczą tutaj na całego, chętnych do awansu jest wielu.
Dla przeciętnego Polaka Sycylia kojarzy się z mafią i wakacjami. Jak w takim razie gra się w takim miejscu w piłkę, skoro dookoła dzieje się tyle ciekawych rzeczy?
Radosław MURAWSKI: Palermo, Sycylia to miejsce bardzo turystyczne, na co dzień to moje miejsce pracy i życia. Trudno się na początku trenowało, gdy w słońcu było 40-45 stopni. Ale z biegiem czasu się do tego przyzwyczaiłem, teraz nie mam z tym problemu. Czuję się dużo mocniejszy, grając w takiej temperaturze, rywale mają problemy z nami. Często bywało tak, że w 60 minucie mieli dość, a my zasuwaliśmy na pełnych obrotach.
A jak z tą mafią? Miał pan takie „przygody” jak Arkadiusz Milik w Neapolu, który był okradany?
Radosław MURAWSKI: Mówisz Sycylia, myślisz mafia. Ale muszę wszystkich zaskoczyć, bo będąc tutaj nie spotkało mnie nic niebezpiecznego. Nie musiałem się bać, czy ostrzegać kogoś, kto mnie odwiedza. Nikt z bronią nie biega po ulicy, aczkolwiek wszędzie są miejsca gdzie możesz iść. W Gliwicach też jest gorsza dzielnica czy ulica. Dlatego nie odbiega to od normy. Drugi rok jestem tu i żyję. Ludzie są przyjaźni i mili wobec mnie.
Ostatnio jednak mogliśmy przeczytać o zawirowaniach przy zmianie właściciela. Jest gorzej niż z Wisłą Kraków
Radosław MURAWSKI: My patrzymy przede wszystkim na siebie i na boisku. To co dzieje się poza nim, ma się nijak, bo czy to z jednym czy drugim właścicielem, ten klub będzie walczył o najwyższe laury. To jest nasze marzenie i chcemy ten awans wywalczyć tak czy siak. To jest nasz wspólny cel.
Zatrudniał pana jeszcze Maurizio Zamparini, ekscentryczna postać we włoskim futbolu. Jakie ma pan z nim związane wspomnienia?
Radosław MURAWSKI: Zamparini to były prezydent Palermo, nie miałem z nim za dużo styczności, więc żadnych pikantnych historii nie opowiem. Gdy się spotykaliśmy, był bardzo serdeczny. Nigdy nie odczułem niczego złego, zawsze był otwarty i pomocny, a to, czy krążą o nim jakieś legendy… Ile ludzi – tyle opinii. Moja jest taka, że od początku mojego pobytu wszystko było dobrze. To również dzięki niemu jestem w Palermo.
Poprzedni sezon był dla was trudny i bolesny, bo do samego końca walczyliście o awans do Serie A. Pan nawet z tego powodu musiał zmienić datę ślubu. Wszystko na nic…
Radosław MURAWSKI: Walczyliśmy do samego końca, doszliśmy do finału play-off. Pierwszy mecz wygraliśmy, drugi przegraliśmy i nie udało się. Takie jest życie, ślub zaplanowaliśmy dwa lata wcześniej i gdy wybraliśmy datę, to nawet nie przypuszczałem, że będę w Palermo. Wszystko się nałożyło, do końca wierzyłem, że się uda. Niestety kontrakt był i nie można było nic zrobić. Podeszliśmy do tego rozsądnie. Na szczęście ślub i wesele udało się szybko przenieść, nikt nie robił problemów i ten dzień był wyjątkowy.
Teraz jesteście w tabeli na miejscu premiowanym bezpośrednim awansem do Seria A. Tym razem się uda?
Radosław MURAWSKI: Myślę, że jesteśmy mocniejsi niż w tamtym roku. W tym sezonie gramy z większym doświadczeniem i zdajemy sobie sprawę, że nie ma co się podpalać. Stąpamy mocno po ziemi. Wierzę, że teraz będzie tak jak ma być. Bardzo tego chcemy!
Indywidualnie też jest nieźle. W poprzednim sezonie rozegrał pan prawie 40 spotkań, teraz także występuje pan regularnie.
Radosław MURAWSKI: Zagrałem sporo meczów, teraz też jestem pod grą. Rywalizacja i kadra jest spora, każdy chce grać, stąd te fekty w lidze. Robię wszystko, żeby zasłużyć na grę, a do trenera należy ocena, czy nie zawodzę. Chcę się wciąż rozwijać. Serie A to moje marzenie, to jedna z najlepszych lig świata. To jest jeden z kolejnych etapów.
Można powiedzieć, że trafił pan do Włoch zanim rozpoczęła się moda na polskich piłkarzy…
Radosław MURAWSKI: Jest teraz mocny szał na polskich piłkarzy, ale to nie jest przypadek. Tę erę zapoczątkowali wcześniej Bereszyński, Linetty, Szczęsny, Skorupski. I tak naprawdę Włosi zobaczyli, że warto stawiać na Polaków. Za nimi poszli kolejni. Jeśli Włosi widzą, że Polak nie marudzi, tylko daje z siebie maksa, to są zadowoleni. Nasza pracowitość i sumienność jest już znana. To jest świetna sprawa.
A w samym Palermo Radosław Murawski jest rozpoznawalną postacią?
Radosław MURAWSKI: Popularność? Jak wszędzie. Budujesz swoją markę. Jeśli rozegrałem 35 meczów, a teraz kolejne, to stajesz się coraz bardziej rozpoznawalny i kibice cię doceniają. Spotykam się z wieloma pozytywnymi komentarzami i ich wsparciem. Nigdy nie byłem osobą, która szuka popularności. Ale jeśli ktoś mnie rozpozna, to zdjęcie zrobimy. Taki już jestem. Nie zmieniłem się po wyjeździe…