Raków Częstochowa. 55 lat historii

Raków po raz trzeci zagra w finale Pucharu Polski. Pierwszy raz częstochowianie wystąpili w nim w 1967 roku.


Historia rywalizacji częstochowian o to trofeum sięga drugiej połowy lat 60. Wówczas, jako trzecioligowiec rywalizowali z Wisłą Kraków. Podopieczni Jerzego Wrzosa przegrali z „Białą Gwiazdą”. Kolejny finał Rakowa był już zwycięski. 55 lat po pierwszej decydującej batalii częstochowianie mogą zapisać się w historii Pucharu Polski.

Decydowała dogrywka

Raków swój pierwszy finał rozegrał 7 lipca 1967 roku. Częstochowianie nie byli faworytami rozgrywek. Mimo to w półfinale odprawili Odrę Opole, która ledwo co świętowała awans do najwyższej klasy rozgrywkowej. Na stadion Błękitnych Kielce wybiegły jedenastki Rakowa i pierwszoligowej Wisły Kraków.

Rywalizacja była niezwykle zacięta. Mimo sytuacji dla obu zespołów podstawowy czas gry kończyły one z zerowym dorobkiem bramkowym. Częstochowianie w dogrywce mieli duże kłopoty. Na boisku pozostawał Witold Synoradzki, który grał z urazem kolana. Ostatecznie „Biała Gwiazda” strzeliła dwie bramki i mogła cieszyć się ze swojego drugiego Pucharu Polski.

Raków otrzymał kolejną szansę w 2021 roku. Wówczas był faworytami finału. Jego rywalem była Arka Gdynia, ówczesny pierwszoligowiec. Częstochowianie, podobnie jak 54 lata wcześniej nie mieli łatwej przeprawy. W 57 minucie Arka objęła prowadzenie. Wydawało się, że Raków nie udźwignął presji i kolejny raz przegra finał. Podopieczni Marka Papszuna rzucili wszystko na jedną kartę. Najpierw trafił Ivan Lopez, a w samej końcówce zwycięstwo częstochowianom zapewnił David Tijanić. Zwycięstwo było ukoronowaniem stulecia Rakowa.

Mają swoje ambicje

Tym razem sytuacja jest inna niż w poprzednich finałach. Trudno wskazać faworyta rywalizacji o Puchar Polski. Każdy z klubów ma swoje motywacje. Dla Rakowa to szansa, by zapisać się w historii i obronić tytuł, a dodatkowo spełnić swoje oczekiwania na ten sezon. Lech z kolei marzy o tym, by wstawić coś do klubowej gabloty. Dodatkowym aspektem motywującym poznaniaków jest fakt, że w tym roku to „Kolejorz” obchodzi stulecie istnienia.

Trener Rakowa na przedmeczowej konferencji podkreślał, że mecz z „Kolejorzem” będzie piłkarskim świętem. – To dla nas wyjątkowy moment, szczególnie że gramy w okresie świątecznym. To spotkanie wpisuje się w ten dzień. Będzie to piłkarskie święto. Przyjechaliśmy obronić trofeum. Jesteśmy dobrze przygotowanie. Mamy zdrową pewność siebie popartą tym, że nieprzypadkowo się tutaj znaleźliśmy. Chcemy to wykorzystać – mówi Marek Papszun.

– Zdajemy sobie sprawę, że Lech to mocny rywal, który ma swoje aspiracje. Od początku sezonu nie ukrywa, że chce zdobyć mistrzostwo oraz Puchar Polski. Chcemy stanąć mu na drodze i pokrzyżować jego plany w obu przypadkach – dodaje szkoleniowiec Rakowa.

Dwa egzaminy?

Przed trenerem Papszunem trudne wybory. Przede wszystkim chodzi o zestawienie defensywy. Szkoleniowiec częstochowian przekazał na konferencji prasowej, że w kadrze na mecz z Lechem nie pojawi się Milan Rundić. Jest to pokłosie ostatniego ligowego spotkania z Górnikiem Łęczna. Stoper podczas interwencji doznał kontuzji nogi.

Stąd można spodziewać się, że po urazach wrócą Andrzej Niewulis i Zoran Arsenić, którzy w poprzednim tygodniu wrócili do treningów i byli szykowani na dzisiejsze spotkanie. Trener na konferencji dodawał, że prawdopodobnie poza kadrą meczową znajdzie się Fabio Sturgeon.

Inna sprawa to obsada bramki. Raków ma do dyspozycji dwóch bramkarzy – Vladana Kovaczevicia i Kacpra Trelowskiego. Ten drugi jest młodzieżowcem, stąd można przewidywać, że znajdzie się w wyjściowej jedenastce. Byłby to dla niego wyjątkowy tydzień. Patrząc z jednej strony, w bramce pojawiłby się wychowanek Rakowa. Druga perspektywa jest ciekawa dla samego 18-latka. Dwa dni po finale czekałby go inny egzamin.

– Oprócz tych świąt, które wymieniłem, to dla niego jest jeszcze jedno, dodatkowe – w tym roku pisze on maturę. Zobaczymy. Nic nie jest jeszcze przesądzone. Mamy różne możliwości, jeżeli chodzi o skład i delegowanie Kacpra do bramki. Jest jedną z opcji. Trzeba jednak pamiętać, że oprócz niego mamy jeszcze w składzie innego świetnego bramkarza, Vladana Kovaczevicia. To nie jest łatwa decyzja – mówi trener Papszun.


Na zdjęciu: Częstochowianie w 1967 roku po raz pierwszy wystąpili w finale Pucharu Polski. Po blisko 55 latach czeka ich równie ciężkie spotkanie.

Fot. rakow.com