Egzamin nie został zdany

Raków rozpoczął nowy rok od falstartu. Podopieczni Marka Papszuna przegrali z Pogonią, choć stworzyli sobie wiele sytuacji bramkowych.


Częstochowianie mogą czuć ogromny niedosyt. Wszystko układało się po myśli Rakowa. W pierwszej połowie starcia z Pogonią przeważali, stworzyli sobie kilka dobrych sytuacji bramkowych i na przerwę powinni schodzić z prowadzeniem. Po zmianie stron sytuacja jednak uległa pogorszeniu przez co Raków do Częstochowy wrócił na tarczy.

Nie trafił od września

Kryzys ofensywny trwa już od jakiegoś czasu. Po listopadowym spotkaniu z Lechem widoczny jest regres formy częstochowian w przednich formacjach. Styl zwycięstw z Jagiellonią, a wcześniej z Wartą pozostawiał wiele do życzenia. Do tego przytrafiały się porażki z Śląskiem czy w piątek z Pogonią. Ofensywne formacje mają kłopoty z wykończeniem akcji, co przekłada się na niekorzystne wyniki.

– Na pewno zabrakło trochę skuteczności i luzu w ostatniej fazie ataku. To miało wpływ na wynik końcowy. Gdybyśmy byli bardziej opanowani w kluczowych sytuacjach, to tej porażki mogłoby nie być. Niestety jest inaczej, nie tak wyobrażaliśmy sobie początek rundy wiosennej – powiedział po spotkaniu Vladislavs Gutkovskis. Luzu, o którym mówił napastnik Rakowa brakuje już od dawna, między innymi u niego. Od wrześniowego starcia z Zagłębiem Lubin Łotysz nie dołożył choćby jednej bramki z gry. Jego nieskuteczność była przez długi czas maskowana przez resztę ofensywnej formacji. Teraz, w bardzo ważnym momencie sezonu zaczyna ona wychodzić na światło dzienne. Co za tym idzie niedawny lider ekstraklasy coraz częściej gubi cenne punkty. Do niedawna pokaźna przewaga nad trzecim zespołem zaczyna się kurczyć, a grunt pod nogami powoli się osuwa.

Wiele do poprawy

Nie można jednak ostatnich słabszych wyników zrzucać tylko na barki nieskutecznego napastnika. Problemy ma prawie każda formacja. Między innymi szczelna do niedawna obrona Rakowa. Od momentu kontuzji Tomasza Petraszka zaczęła borykać się z kłopotami w kryciu, co potwierdziła bramka Adriana Benedyczaka. Młodzieżowca nie upilnował Andrzej Niewulis, a ten tę niefrasobliwość stopera Rakowa wykorzystał. Gdyby 20-latek był bardziej doświadczony, to zapewne skończyłby spotkanie z dwiema bramkami. To zresztą nie pierwszy mecz, w którym Niewulisowi brakowało szczęścia. Było to widoczne w ostatnim sparingu z Dinamem, gdzie najpierw odbita od jego nogi piłka wpadła do bramki Dominika Holca, a przy drugiej został dość prosto minięty przez rywala. Najwyraźniej poważna kontuzja, jakiej nabawił się jeszcze w 2019 roku nadal odciska na nim swoje piętno i nie jest on obecnie równorzędnym stoperem z Petraszkiem.

Zemsta niewykorzystanych szans

Na porażkę Rakowa złożyło się kilka czynników, o których po meczu mówił trener Rakowa.
– Pierwsza połowa była pod nasze dyktando, jednak nie potrafiliśmy sfinalizować swoich sytuacji, nie został podyktowany także ewidentny rzut karny dla nas. W takim meczu, gdzie nie wykorzystujesz swoich szans i niedyktowany jest rzut karny mogą wywiązać się z tego problemy. Tak też było w tym przypadku. Po straconej bramce mecz wymknął nam się spod kontroli – powiedział Marek Papszun. Choć jedenastka jego drużynie się należała i mogła odmienić los spotkania, tak nie zmienia to faktu, że Raków ten mecz powinien wygrać. Jednak pierwszy egzamin został oblany. Kolejny dopiero przed ekipą spod Jasnej Góry. Jednak o zwycięstwo nad Legią przy Łazienkowskiej będzie jeszcze ciężej.


Fot. Adam Starszyński/Pressfocus