Raków zatrzymał „górali”

Podbeskidzie, po czterech meczach bez porażki, nie poradziło sobie w Bełchatowie i przegrało po raz pierwszy w tym roku.


Marek Papszun, opiekun Rakowa, tylko delikatnie zmodyfikował założenie, że zwycięskiego składu się nie zmienia i jednej roszady w stosunku do spotkania z Zagłębiem Lubin dokonał. W miejsce Giannisa Papanikolaou zagrał od pierwszej minuty Marko Poletanović.

Trochę bardziej przy wyjściowym ustawieniu pomajstrował Robert Kasperczyk, trener „górali”. Do podstawowego składu Podbeskidzia wrócili Jakub Bieroński i Gergoe Kocsis. I, co najważniejsze, szkoleniowiec bielszczan – po raz pierwszy w tym sezonie – zdecydował się na grę dwoma napastnikami w linii. Na ławce mecz zaczął ustawiany ostatnio na skrzydle Marko Roginić, a z przodu pojawił się duet Kamil Biliński – Peter Wilson.

Stanowcza gra, dobre tempo

Obaj napastnicy, od początku spotkania, podeszli pod formację defensywną Rakowa dosyć wysoko. Na dodatek „górale” stanowczo grali w defensywie i nie pozwolili rywalowi na to, by rozwinął skrzydła. Na co zespół częstochowski miał sporą ochotę. Tempo spotkania było niezłe, obie drużyny nie odstawiały nóg, ale brakowało konkretów pod obiema bramkami.

Cieplej w polu karnym Podbeskidzia zrobiło się po akcji Patryka Kuna, który udanie zacentrował z lewej strony boiska. Głową na bramkę uderzył David Tijanić, ale bardzo pewną interwencją popisał się Michal Pesković. W odpowiedzi „górale” zdecydowali się na zagranie za linię obrony z głębi pola. Do piłki ruszył Peter Wilson i do momentu strzału wszystko było, jak trzeba. Ale finalizacja akcji przez liberyjskiego napastnika pozostawiała już bardzo wiele do życzenia.

W końcowym fragmencie drugiej połowy Raków przycisnął rywala. „Górale”, co nie należy do najmilszych zajęć podczas meczu, musieli biegać za piłką, bo zespół Marka Papszuna praktycznie zamknął bielszczan na ich połowie. Nie przełożyło się to jednak na sytuacje pod bramką rywala. Skoro nie szło gospodarzom z akcji, to należało spróbować po stałym fragmencie gry. Na początku drugiej połowy Raków miał rzut wolny. Wiadomo było, że może być groźnie, bo pikę ustawił Ivi Lopez, który ma niezwykle ułożoną stopę, i postanowił zrobić z tego właściwy użytek.

Głowa kapitana

Oddał hiszpański pomocnik ekipy spod Jasnej Góry szalenie kąśliwe uderzenie, które zmierzało pod poprzeczkę, ale kapitalną interwencją popisał się Pesković. Słowacki golkiper nie mógł jednak kontrolować futbolówki, a jego koledzy z defensywy nie przypilnowali Andrzeja Niewulisa. Kapitan Rakowa pierwszy dobiegł do piłki i głową, z najbliższej odległości, wpakował ją do siatki. Po stracie gola trener Kasperczyk zareagował od razu i w krótkim odstępie czasu dokonał trzech zmian, a bielszczanie próbowali przejść do ofensywy.

Nie bardzo im to jednak wychodziło, a Raków mógł podwyższyć prowadzenie. Fran Tudor, po dobrej centrze Igora Sapały, miał piłkę na głowie, ale nie trafił w nią czysto i posłał obok słupka. To była świetna okazja, tymczasem po drugiej stronie boiska poszukać… rzutu karnego postanowił Mateusz Marzec, lecz króciutka analiza VAR-u nie pozostawia wątpliwości, że faulu nie było.

Nie było też również, do końca spotkania, klarownej sytuacji dla Podbeskidzia na wyrównanie. Z dystansu próbował Kocsis, ale z uderzył niecelnie. A strzelający z rzutu wolnego, z 17 metrów, Siergiej Miakuszko trafił w mur. Częstochowianie dowieźli skromne prowadzenie do końca, wygrali zasłużenie i przerwali passę czterech kolejnych meczów Podbeskidzia bez porażki. „Górale” przegrali w ekstraklasie pierwszy raz w tym roku.


Raków Częstochowa – Podbeskidzie Bielsko-Biała 1:0 (0:0)

1:0 – Niewulis, 53 min (głową, bez asysty)

RAKÓW: Holec – Piątkowski, Niewulis, Jach – Tudor, Poletanović (89. Malinowski), Sapała, Kun – Tijanić (74. Wdowiak), Gutkovskis (89. Arak), Lopez (80. Schwarz). Trener Marek PAPSZUN. Rezerwowi: Pindroch, Długosz, Lederman, Arak, Papanikolaou, Szelągowski.

PODBESKIDZIE: Pesković – Modelski, Janicki, Rundić, Mamić – Danielak (63. Marzec), Bieroński, Kocsis, Hora (80. Sierpina) – Biliński (63. Miakuszko), Wilson (57. Roginić). Trener Robert KASPERCZYK. Rezerwowi: A. Leszczyński, Rzuchowski, Baszłaj, Frelek, Sitek.

Sędziował Krzysztof Jakubik (Siedlce). Żółte kartki: Niewulis (87. faul) – Danielak (70. poza boiskiem, niesp. zach.).
Piłkarz meczu – Andrzej NIEWULIS.


Na zdjęciu: Trafienie Andrzeja Niewulisa (z prawej) przesądziło o triumfie Rakowa w starciu z Podbeskidziem.

Fot. Łukasz Sobala/Pressfoucs


Robert KASPERCZYK: – Mecz miał dla nas dwa oblicza. Do straty gola broniliśmy się dosyć mocno wszystkimi liniami. Raków nas zepchnął i ciężko było wyprowadzić jakiś atak. Po przerwie chcieliśmy dać więcej jakości, jeżeli chodzi o odbiór piłki w kontekście kontrataku.

Rywal strzelił bramkę w sposób dla nas kuriozalny, bo wiedzieliśmy, że Ivi Lopez ma świetne uderzenie z wolnego, który wziął się po trochę przypadkowym faulu. Michal Pesković wykazał się nie lada kunsztem, ale nastąpił brak asekuracji i rywal objął prowadzenie. Później zaczęliśmy grać odważniej.

Napędzaliśmy się i pokazaliśmy, że jesteśmy dobrze przygotowani do sezonu. Poszliśmy do przodu i nacisnęliśmy na bardzo dobry zespół, jakim jest Raków. Zabrakło łutu szczęścia. Ostatniego elementu technicznego. Patrzymy na siebie i już myślimy o następnym meczu.

Marek PAPSZUN: – To był trudny mecz, a warunki nie pozwalały, aby grać w piłkę. Z zazdrością patrzymy na klubu, które mogą korzystać z dobrej murawy. Idzie wiosna, a tu jest coraz gorzej… Tym bardziej gratuluje swojej drużynie, że w takich warunkach – z trudnym rywalem – potrafiła ten mecz wygrać. Bo tutaj nie było mowy o piłce nożnej.

Czekamy, aż coś się stanie i będziemy mogli grać w normalnych warunkach. Na szczęście nie tylko infrastruktura i organizacja decyduje o wynikach. Bo na boisku grają ludzie. Przeciwnik był silny fizycznie, wybiegany i stosował proste środki. Druga połowa szła „na przebitkę”. Był spory chaos. Mam nadzieję, że w marcu do mojej dyspozycji będą Tomasz Petraszek i Marcin Cebula. Trzeba jednak trochę czasu, by ci zawodnicy doszli do pełnej dyspozycji.