Reprezentacja. Nie ma jak w domu

– Na Stadionie Narodowym nikt nas od dawna nie pokonał i musimy liczyć na to, że zagramy w Warszawie dobry mecz. Jeżeli wygramy, to wszystko wróci do normy. A remis pozwoli nam zachować bezpieczeństwo – powiedział po meczu w Lublanie prezes PZPN-u, Zbigniew Boniek. Ton wypowiedzi sternika naszego związku sugerował, że porażka w meczu ze Słowenią była wypadkiem przy pracy. Podchodząc do słów Bońka bardziej sceptycznie, można odnieść wrażenie, że były znakomity piłkarz mówi „spokojnie, to tylko awaria”. W piątek zagraliśmy źle i każdy zdaje sobie z tego sprawę. Trzeba się koniecznie odbudować, a lepszego miejsca, aniżeli wspomniany przez prezesa Stadion Narodowy, nie ma na całym świecie.

15 meczów, 14 zwycięstw

Ponad 5 i pół roku, a konkretnie 2014 dni nie przegraliśmy na warszawskim obiekcie. Po raz ostatni musieliśmy tam uznać wyższość rywala 5 marca 2014 roku, kiedy to w meczu towarzyskim przegraliśmy 0:1 ze Szkocją. Selekcjonerem reprezentacji Polski był Adam Nawałka. Do historycznej wiktorii nad Niemcami – na tym samym stadionie – pozostawało wówczas ponad pół roku, a w naszej drużynie narodowej wystąpił m.in. Tomasz Brzyski, aktualnie 37-letni gracz Motoru Lublin, który tydzień temu zagrał w barwach swojego klubu na poziomie III ligi przeciwko… Wólczance Wólka Pełkińska. Śmiało, można zatem stwierdzić, że minęła od tamtej porażki mała piłkarska epoka. Rozegraliśmy na Stadionie Narodowym 15 spotkań. 13 z nich wygraliśmy, 2 mecze skończyły się remisami, a przez trybuny naszego flagowego obiektu przewinęło się ponad 800 tysięcy kibiców!

Sam Robert Lewandowski strzelił w tym okresie dla naszej reprezentacji w Warszawie aż 21 goli. Trafiając zresztą do siatki w każdym z 12 ostatnich występów na tym stadionie. Gdyby komuś było mało argumentów, to w ostatnich 15 meczach na największym piłkarskim obiekcie w Polsce nasza reprezentacja strzeliła 47 bramek. Nie zdołała zdobyć bramki tylko w jednym meczu, zremisowanym bezbramkowo z Urugwajem. W czterech ostatnich spotkaniach w Warszawie nie straciliśmy bramki, a łączny bilans wynosi 15 zwycięstw, 7 remisów i 2 porażki.

Brzęczek zbyt zaufał

Statystyczno-historycznych faktów przemawiających za naszym zespołem przed dzisiejszym meczem z Austrią jest aż nadto. Najważniejszy jest jednak czynnik sportowy, który po porażce w Lublanie został mocno nadwątlony. Brak pomysłu na grę to sztandarowy argument wysuwany przez najróżniejszych ekspertów, z byłym selekcjonerem reprezentacji Polski, Jerzym Engelem, na czele. Naszym zdaniem grzechem głównym Jerzego Brzęczka było wystawienie od pierwszej minuty meczu ze Słowenią Krzysztofa Piątka. Selekcjoner zbytnio zaufał temu, co powiedział na początku zgrupowania. – Krzysiek się przełamie i do klubu wróci z bramkami – stwierdził nasz trener. W piątek napastnik Milanu nie dość, że się nie przełamał, to na boisku, po prostu, przeszkadzał. Jest wyraźnie bez formy i potwierdziło się to, o czym rozpisywały się włoskie media.

Fabiański: Wszystko zależy od nas

Trudno jest pokusić się o stwierdzenie, że Brzęczek podjął w Lublanie ryzyko, rozpoczynając mecz wyjazdowy na dwóch napastników. Bo ryzyka w naszej grze trudno było się dopatrzyć. – To był chyba odpowiedni moment, aby na nasze rozpalone głowy wylać kubeł zimnej wody z lodem. Mówiłem, z pełną świadomością, że to będzie najtrudniejszy mecz tych eliminacji. To nie była żadna kurtuazja z mojej strony. Nie funkcjonowaliśmy dobrze jako zespół. Nie stwarzaliśmy zagrożenia. Słowenia wygrała zasłużenie – mówił w piątek późnym wieczorem selekcjoner naszej reprezentacji.

Zmiany muszą być

Po wszystkim przyszedł czas na analizę i przemyślenia. Na zastanowienie się nad tym, jak uniknąć podobnego występu przeciwko rozochoconej wygraną 6:0 z Łotwą reprezentacji Austrii? To, że zespół funkcjonował źle – widzieli wszyscy. Wszyscy też, bez trudu, potrafią wskazać najsłabsze ogniwa. Zmiany na dzisiejszy mecz są nieuniknione. Ile ich może, a raczej powinno być? Co najmniej trzy jak nie więcej. Trudno sobie wyobrazić, aby po raz kolejny w wyjściowym składzie pojawił się Michał Pazdan, którego Słoweńcy ogrywali niemiłosiernie, i który odpowiada w największym stopniu za oba stracone przez nas zespół gole. Na szczęście wiele wskazuje na to, że do dyspozycji Jerzego Brzęczka na dzisiejsze spotkanie będzie Kamil Glik. – Kamil wziął udział w treningu wyrównawczym. Na oficjalnym treningu przed meczem pracował normalnie, a następnie zapadną decyzję – powiedział rzecznik prasowy PZPN-u, Jakub Kwiatkowski.

Swoją drogą to znamienne, że jak na zbawienie czekamy na zawodnika, który jest świeżo po kontuzji, a wobec którego w ostatnim czasie pojawiały się zastrzeżenia co do formy. Bo to trochę tak, że chory Glik jest lepszy, niż zdrowy Pazdan. Które jeszcze ogniwa wymagają wymiany, jeżeli chodzi o zestawienie naszego zespołu? Chyba nie warto dalej męczyć na lewej obronie nominalnego prawego defensora, czyli Bartosza Bereszyńskiego, skoro zdrów jak ryba jest… Maciej Rybus. Dobrą zmianę w Słowenii dał Krystian Bielik, który zastąpił niemrawego i bezbarwnego Mateusza Klicha. No i Piątek, którego – w proporcji 1 do 1, zachowując ustawienie z dwoma napastnikami – może zastąpić tylko Dawid Kownacki. Chyba że trener Brzęczek wróci do wariantu z jednym atakującym? Ciekawe, że wszystkie mecze u siebie tych eliminacji zaczynaliśmy dwójką z przodu, a dwa pierwsze wyjazdowe tylko z Robertem Lewandowskim. W Słowenii selekcjoner dokonał wolty, której również i tym razem nie można wykluczyć.

Eliminacje Euro 2020

Poniedziałek, 9 września, godz. 20.45, Warszawa, Stadion Narodowy
Polska – Austria
Transmisja TVP Sport od 18.35, TVP 1 od 20.30, Polsat Sport od 18.00.

Sędzia Viktor Kassai (Węgry).

 

Na zdjęciu: Takie obrazki ze Stadionu Narodowego lubimy najbardziej.

 

ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ

 

Murapol, najlepsze miejsca na świecie I Kampania z Ambasadorem Andrzejem Bargielem