Reprezentacja. Niechlubna historia

Nikt nie ma wątpliwości, że nie tak powinien wyglądać mecz Polaków w Brukseli. A przede wszystkim nie taki powinien być jego wynik…


Po raz 14. w historii reprezentacja Polski przegrała różnicą minimum pięciu goli. Ostatni raz biało-czerwoni dali sobie wbić sześć bramek w jednym spotkaniu w 2010 roku, kiedy to ulegli w Murcji reprezentacji Hiszpanii (0:6). Ale w meczu o stawkę tak wysoko jak w Brukseli nasz zespół narodowy nie przegrał już bardzo dawno, bo od niemal pół wieku. Był 1965 roku i niesławny mecz w Rzymie w ramach eliminacji MŚ 1966. Ulegliśmy wówczas Włochom 1:6, czyli dokładnie w takim samym stosunku, jak w środę reprezentacji Belgii. Po raz ostatni wystąpił wówczas w naszej drużynie narodowej legendarny Ernest Pohl. Zdecydowana większość porażek różnicą pięciu goli miała miejsce w meczach towarzyskich. Tak wysoko o punkty przegraliśmy jeszcze tylko raz. Niemal… 100 lat temu na IO w Paryżu w 1924 roku! Wówczas pokonali nas Węgrzy 5:0.

Wszystko się posypało..

Po takim występie, szczególnie w drugiej połowie, w której rywale wbili nam aż pięć bramek, trener Czesław Michniewicz nie mógł być zadowolony z postawy zawodników.

– Wynik jest bardzo bolesny. Jadąc do Belgii spodziewaliśmy się, że przed nami będzie bardzo trudne zadanie. Mecz też uświadomił nam jaki jest kierunek, w którym powinniśmy podążać, co powinniśmy robić w naszej grze jako drużyna i indywidualnie. W środę było widoczne, że ta szybkość operowania piłki, szybkość podejmowania decyzji, jakość podań, ruchliwość i przede wszystkim granie pod presją było atutem Belgii. W pierwszej połowie jeszcze nadążaliśmy za tym wszystkim. W drugiej połowie po drugiej bramce, wszystko się posypało, choć druga odsłona rozpoczęła się dla nas obiecująco – powiedział selekcjoner.

– Wyszliśmy wyżej, zaczęliśmy grać agresywnie i wydawało się, że zrobi się spokojny mecz. Tych sytuacji nie było zbyt wiele po stronie Belgów, my umiejętnie utrzymywaliśmy się przy piłce, dokonaliśmy dwóch korekt w składzie. Wydawało się, że wszystko jest okej. Później strata jednej bramki i potem każda kolejna powodowała, że tej pewności siebie brakowało i też momentami brakowało sił, bo tempo meczu w wykonaniu Belgów było bardzo mocne – powiedział selekcjoner reprezentacji Polski, który na gorąco po meczu mógł wyróżnić tylko jednego piłkarza, czyli Bartłomieja Drągowskiego. Nasz golkiper, pomimo wpuszczenia sześciu bramek, był najjaśniejszą postacią w naszym zespole.

– Bardzo nam pomagał. Zwłaszcza w pierwszej połowie trzymał nam wynik. W drugiej połowie też miał kilka świetnych interwencji, ale przeciwnicy dochodzili do łatwych sytuacji, mieli dużo czasu, mogli sobie wybierać róg w który strzelić. Były też dwa ładne strzały z dystansu. Robert Gumny też pozytywnie wypadł w tym spotkaniu, tak na gorąco oceniając. Na pewno takie doświadczenie dla tych młodych zawodników jest bezcenne. Oni dopiero uczą się tej piłki międzynarodowej – zaznaczył Michniewicz.

Bolesna lekcja

Nie ulega wątpliwości, że reprezentacja Polski zagrała w starciu z Belgią w dość nietypowym ustawieniu personalnym, choć nie może to tłumaczyć tak wysokiej porażki. Aż czterech zawodników, którzy pojawili się w wyjściowym składzie naszego zespołu, Drągowski, Gumny, Szymon Żurkowski i Jakub Kamiński, nie osiągnęło jeszcze bariery… pięciu meczów w narodowych barwach. U rywali nie brakowało z kolei piłkarzy, którzy uzbierali po sto kilkadziesiąt meczów w kadrze. Przewaga doświadczenia była zatem po stronie rywala. Nasza młodzież otrzymała lekcję na przyszłość, ale musi wyciągnąć z niej wnioski. W przeciwnym wypadku coś podobnego może się powtórzyć.

Dublowanie pozycji

Polakom w Brukseli zabrakło sił, co nie umknęło uwadze Roberta Lewandowskiego.

– Starczyło nam ich może do 60. minuty spotkania. Dużo nas kosztowała praca w obronie. Nawet ofensywnych zawodników, którzy musieli wracać się do linii obrony. Patrząc na całokształt, na klasę przeciwnika z jakimi gramy, ciężko później mieć te siły jak wychodzimy z piłką do przodu. To jest normalne, czasami trzeba wypośrodkować granie defensywne i wyjście na pozycje. Często też dublowaliśmy własne pozycje, zamiast wyjść do przeciwnika. Było to dla nas spotkanie, które da nam dużo znaków zapytania, ale też lekcję na to, jak z takimi rywalami się lepiej zachowywać zarówno w defensywie, jak i wtedy, gdy mamy piłkę. Staraliśmy się dawać z siebie maks. Belgowie wykorzystywali każdą sytuację i dużo tych okazji stworzyli. Potem weszli świeżsi zawodnicy z tą samą energią i z jakością tak samo dobrą jak zawodnicy, którzy u Belgów byli zmęczeni – podkreślił kapitan reprezentacji Polski, który był jednym z dwóch naszych zawodników, który pamiętał klęskę z Hiszpanią z 2010 roku. Drugim który wystąpił przed 12 laty w Murcji był Kamil Glik. Następnie obaj nasi weterani wiele meczów w reprezentacji Polski wygrali, a teraz pozostaje liczyć na to, że zadbają o odpowiednią atmosferę i pomogą, szczególnie młodszym kolegom, w tym, by się podnieśli, bo mecz z Holandią, liderem naszej grupy w Lidze Narodów, już jutro.


Na zdjęciu: Robert Lewandowski po klęsce w Brukseli stwierdził, że nasz zespół miał sił do… 60 minuty.
Fot. Paweł Andrachiewicz/Pressfocus