TOP 10 meczów na Śląskim. Mistrzowski wykład „Dziekana”

Na Stadionie Śląskim były wielkie wygrane i „zwycięskie remisy” Polski w meczach o punkty. To one najbardziej zapadają w pamięci. Mniej pamiętamy mecze towarzyskie, często traktowane jak „przegląd zaplecza”, chociaż i tu zdarzały się perełki.

Jedną z nich było zwycięstwo z mistrzami świata Włochami w listopadzie 1985 roku. Nie był to pierwszy sukces Polski z aktualnym mistrzem świata. „Biało-czerwoni” pokonali wcześniej Argentynę i oba triumfy poszły na konto selekcjonera Antoniego Piechniczka. Jednak teraz był to pierwszy taki sukces przed własną publicznością.

Spotkanie z „nemico”

Italia była wtedy futbolową potęgą. Reprezentacja trzy lata wcześniej wygrała mundial w Hiszpanii, Juventus sięgał po europejskie puchary. Serie A była najmocniejszą ligą na kontynencie, grał w niej nasz najlepszy piłkarz, Zbigniew Boniek. Mający wtedy już za sobą sukcesy z Juve i zaliczający pierwszy sezon w Romie, największym „nemico” (nieprzyjacielem) turyńskiej drużyny.

Tak się złożyło, że „Zibi” przyjechał na zgrupowanie kadry tuż po swoim pierwszym meczu w Romie przeciw Juventusowi i to w Turynie. Potraktowano go w mieście Fiata dość ulgowo, pamiętając o jego zasługach. Jednak atmosfera na trybunach była gorąca, po meczu doszło do walk kibiców. Roma przegrała 1:3, po tym meczu miała już 7 punktów mniej od lidera Juventusu.

Boniek walczył, jak zwykle, gdy przyszło mu grać przeciw byłej drużynie. Pokazał to już w meczach Juventusu w Widzewem w Pucharze Mistrzów. Ale co mógł zdziałać, skoro kolegom sił wystarczyło na pół meczu?

Rękoczyny Altobellego

Najlepszym zawodnikiem spotkania był kadrowicz Aldo Serena (gol i asysta). Najskuteczniejszy wtedy włoski zawodnik w Serie A, z 7 bramkami liderował klasyfikacji strzelców wspólnie z Niemcem Karlem-Heinzem Rummenigge z Interu.

Z reprezentantów na wyróżnienie zasłużył też Gaetano Scirea, który cztery lata później zginął w Polsce w wypadku samochodowym (po meczu Górnika z ŁKS Łódź jechał z Zabrza do Warszawy). Jedną z bramek dla Juventusu strzelił Duńczyk Michael Laudrup, który po odejściu Bońka partnerował Michelowi Platiniemu. Trzykrotnie pokonany Franco Tancredi był jedynym kadrowiczem z Romie. Reprezentanci w większości pokazali się z dobrej strony, poza Tancredim i napastnikiem Alessandro Altobellim z Interu. W meczu z Napoli „Szpilka” wdał się w bójkę i wyleciał z boiska.

Złoto i srebro

W polskiej kadrze drugim zawodnikiem, który przybył na zgrupowanie z ziemi włoskiej do Polski, był Władysław Żmuda. Wtedy zawodnik Cremonese. To zgrupowanie nie odbyło się jak dotąd w Wiśle, czy Kamieniu, ale po raz pierwszy w Promnicach, w zameczku myśliwskim, zbudowanym 150 lat temu przez książąt pszczyńskich.
Spotkanie towarzyskie, ale na najwyższym szczeblu. Zagrały pierwsza i trzecia drużyna świata. „Wielki spektakl, Chorzów, sobota, godzina 17. Na szali złoto i srebro z Hiszpanii” – zapowiadał mecz „Sport”.

Za trzecie miejsce wręczano srebrne medale, nie brązowe. Dla wicemistrzów były pozłacane. Włosi na rok przed mundialem zafundowali sobie nowe godło federacji, z trzema gwiazdkami symbolizującymi liczbę tytułów mistrza świata. Tę czwartą mieli dołożyć w 1986 roku. Okazało się, że musieli na to poczekać kolejne 20 lat.

Trafieni w 6 minucie

Piłkarze trenowali, a organizatorzy przygotowywali boisko „na glanc”. Ale aura bywa o tej porze roku kapryśna i… spadł śnieg. Odwołano zaplanowany sparing, chociaż biały puch przy pomocy wojska został uprzątnięty, w dniu meczu murawa była mokra i śliska. Atak zimy sprawił, że ekipa Włoch zamiast w Balicach, wylądowała na Okęciu.
Mimo trudnych warunków kibice nie mogli narzekać na brak emocji. Minęło 6 minut od chwili, gdy bułgarski arbiter Bogdan Doczew dał sygnał do rozpoczęcia spotkania, a piłka już wylądowała we włoskiej bramce. Co to był za gol!

Dariusz Dziekanowski minął rywali i popisał się znakomitym strzałem z dystansu, Tancredi był bez szans. Po meczu włoski bramkarz tłumaczył, że przy tym strzale się pośliznął. Polacy od początku meczu atakowali i szkoda, że na tym jednym golu poprzestali, bo okazji było więcej. To kosztowało sporo sił, więc w II połowie bardziej myśleli o pilnowaniu korzystnego wyniku.

Znakomity Młynarczyk

Boniek na przedmeczowej odprawie miał receptę na Włochów. – Musimy ich zabiegać – stwierdził. I po latach we wspomnieniach można przeczytać, że tak było. Niezupełnie. To „azzurri” nieźle pogonili naszych w II połowie. Mieli pięć okazji, gdyby nie Józef Młynarczyk, wtedy bramkarz francuskiej Bastii, zwycięstwa by nie było. Kibice skandowali jego nazwisko. Po meczu chwalił Młynarczyka słynny golkiper Italii, Dino Zoff. – My na razie nie mamy takiego zawodnika na tej pozycji – oświadczył. Przyszły mistrz świata Gianluigi Buffon miał wtedy dopiero 7 lat…
Cały dochód przeznaczono na fundusz pomocy ofiarom trzęsienia ziemi w Meksyku, który miał za kilka miesięcy gościć mundial. Włochów porażka zabolała, ale nie aż tak, jak nas ucieszyła. Dla nich było to potknięcie na drodze do celu, którym była obrona tytułu.

Dwa jubileusze, jeden udany

Dla obu selekcjonerów ten mecz był szczególnym wydarzeniem. Enzo Bearzot prowadził „azzurrich” 10 rok i to był jego 100. mecz na ławce narodowej drużyny. Antoni Piechniczek miał staż o połowę krótszy od Włocha i dla niego było to 50. spotkanie oraz 21 zwycięstwo. Jemu jubileusz się udał i do dzisiaj z sentymentem wspomina tamten mecz. Po raz czwarty zmierzył się z Bearzotem, po raz pierwszy go pokonał. Wcześniej dwa razy triumfował Włoch, raz był remis. To było jedyne zwycięstwo naszego selekcjonera w sześciu konfrontacjach z Italią. Nikt nie prowadził reprezentacji tak często z tym rywalem jak on. Bearzot znany był z małomówności. „O trenerze mają świadczyć wyniki, a nie słowa” – to jego motto. Po meczu w Chorzowie w milczeniu uścisnęli się z Piechniczkiem. Nie trzeba było słów.

Mundialowy epilog

Kilka miesięcy później obaj trenerzy rozstali się z reprezentacjami. Ich zespoły odpadły w tej samej fazie mundialu, w odstępie jednego dnia. Polska z grupy wyszła z trudem, z 3. miejsca. Odpadła w 1/8 finału z Brazylią po meczu, w którym nic nam nie wychodziło, rywalom wszystko i jeszcze pomagał im niemiecki sędzia. To zbilansowało się na poziomie 0:4. Zaraz po spotkaniu Antoni Piechniczek zrezygnował.

– Życzę każdemu trenerowi, żeby dwukrotnie wprowadził Polskę do finałów mistrzostw świata – stwierdził na odchodnym pod adresem malkontentów. Na kolejny start w finałach przyszło nam czekać 16 lat, nigdy już w finałach z grupy nie wyszliśmy. Włosi w grupie uznali wyższość Argentyny, która na koniec mundial wygrała. W fazie pucharowej „azzurri” przegrali z Francją 0:2. Pierwszą bramkę strzelił im ten, który miał wielki wkład w sukcesy Juventusu – Michel Platini.

Henryk Górecki

 

16 listopada 1985 roku

mecz towarzyski

Polska – Włochy 1:0 (1:0)

1:0 – Dziekanowski, 6 min. Sędziował Bogdan Doczew (Bułgaria). Widzów 25.000.

POLSKA: Młynarczyk – Pawlak (29. Przybyś), Wójcicki, Żmuda, Ostrowski – Dziekanowski, Buncol, Matysik, Komornicki – Boniek, Smolarek (86. Tarasiewicz). Trener Antoni PIECHNICZEK.
WŁOCHY: Tancredi (46. G. Galli) – Bergomi, Scirea (46. Tricella), Collovati, Cabrini – Massaro, Di Gennaro, Baresi, Bagni – Serena, Altobelli (78. Vialli). Trener Enzo BEARZOT.

 

Na zdjęciu: W tym miejscu, 33 lata temu, Antoni Piechniczek ograł Italię. Chorzowski obiekt teraz zupełnie się zmienił, pan Antoni nieco mniej…