Rok od śląskiego majstra

W tych trudnych czasach każde miłe wspomnienie jest na wagę złota. Dokładnie takie wspomnienia mają wszyscy związani z Piastem. Dokładnie rok temu gliwicki klub po raz pierwszy w historii zdobył mistrzostwo Polski. A tytuł po długich i bolesnych 30 latach powrócił na Górny Śląsk.


Gdybyśmy kilka lat temu powiedzieli kibicom futbolu na Górnym Śląsku, że w końcu „majster zaś bydzie u nos”, to z pewnością większość postawiłaby na Górnika lub Ruch. Piast przez lata był lekceważony, traktowany… nijako. Tymczasem od lat był i jest to najstabilniejszy klub w regionie, który ma szczęście do trenerów i zawodników.

Kolektyw bez gwiazd

„Za 70 lat, za III ligi smak, na mistrza Polski przyszedł czas, o tym marzy każdy z nas!” – śpiewali kibice Piasta w meczu z Lechem Poznań 19 maja 2019 roku. Śpiewają i do tej pory, choć jeszcze niedawno piosenka ta brzmiała inaczej, bo zamiast „na mistrza Polski przyszedł czas”, śpiewano: „na Ekstraklasę przyszedł czas”.

To tylko pokazuje, jak futbol bywa nieprzewidywalny i że marzenia szybko mogą się ziścić lub zmienić. Drużyna, która sezon wcześniej utrzymanie zapewniła sobie w ostatniej kolejce i przed meczem z Termaliką Nieciecza była jedną nogą w I lidzie, przez cały następny sezon grała ładny dla oka futbol, a w końcówce sezonu zaprezentowała formę, o jakiej inni mogli tylko pomarzyć.

– Wewnątrz klubu utworzyła się grupa dobrze się rozumiejących i uzupełniających ludzi, którzy ciągną ten wózek w jednym kierunku. Często rozmawiamy, czasami się spieramy, ale na końcu mówimy jednym głosem – odpowiada prezes Paweł Żelem pytany o przepis na sukces sprzed roku.

– Mistrza zdobył zespół bez gwiazd, kolektyw. Na to zapracowało wielu ludzi, ale chcę podkreślić jedną rzecz. Wygraliśmy nie tylko, bo mieliśmy najwięcej punktów. Graliśmy w piłkę, prezentując dobry styl. Nikt nie powie, że braki nadrabialiśmy agresją, walką itd. W klasyfikacji fair play też byliśmy w czołówce, mieliśmy mało fauli i mało kartek – dodaje dyrektor sportowy Bogdan Wilk, który miał spory udział w budowie złotej drużyny.

Dziś może chodzić z podniesioną głową. – Zmieniło się postrzeganie Piasta. Ja to widzę, słyszę i czuję. Dziś, gdy ktoś z nami gra, do nas przyjeżdża inaczej nas traktuje. Znaczymy więcej w futbolu. Dlatego cieszy nas to, że znów jesteśmy w czołówce. Gramy ósmy sezon z rzędu w ekstraklasie, w tym czasie zespół zdobył mistrzostwo, wicemistrzostwo i grał też trzeci raz w europejskich pucharach. Myślę, że to więcej niż dobre osiągnięcie – dodaje dyrektor gliwiczan.

Wewnętrzna śmierć

Na Piasta niewielu stawiało, a ten zespół bez gwiazd, tak naprawdę wykreował je… tuż po zakończeniu sezonu. Piłkarze Piasta rozbili bank nagród podczas posezonowej Gali Ekstraklasy. – To był najlepszy rok w mojej karierze, zdobyliśmy mistrzostwo, a ja zostałem najlepszym obrońcą ligą – mówi nam Aleksandar Sedlar.

Serb, broni broni dziś barw RCD Mallorca, grającej w Primera Division. – Debiut w kadrze narodowej był dla mnie czymś miłym i wyjątkowym, ale ten tytuł ma jeszcze większe znaczenie – dodaje „Sedi”, który odegrał niebanalną rolę w meczu rundy finałowej z Jagiellonią 2:1.

Mecz – thriller, jak do tej pory jest nazywany o mały włos, a nie skończyłby się fatalnie dla Piasta i Sedlara, który sprokurował dwa rzuty karne. Jednego Jesus Imaz wykorzystał, drugiego nie. Po udanej obronie Jakuba Szmatuły Sedlar był jedynym piłkarzem, który się nie cieszył. Zachowanie piłkarza Piasta wzbudziło wiele kontrowersji. Rok po tym zdarzeniu pytamy go o tamtą sytuację.

– Słuchaj, nawet teraz, gdy oglądam skrót tamtej końcówki mam gęsią skórkę. To dla mnie nadal trudne! Gdy faulowałem drugi raz, byłem załamany, widziałem to w czarnych barwach. To był najgorszy moment w mojej karierze. Rozpadałem się wewnętrznie, aż do momentu, gdy Kuba obronił ten strzał. Dla mnie to wszystko, co się wydarzyło było takim szokiem… że nie mogłem zareagować, ani się cieszyć. Ulżyło mi dopiero po jakimś czasie – emocjonuje się Sedlar, który przez cały sezon grał rewelacyjnie.

– Chyba mój najlepszy mecz przypadł, gdy wygraliśmy z Cracovią 3:1, a ja strzeliłem dwa gole – opowiada. – Jakie wspomnienie mistrzostwa mam do teraz? – Na pewno fetę z kibicami i przejazd odkrytym autobusem po centrum Gliwic. Poza tym to była długa noc. Chyba najdłuższa, jaką przeżyłem – uśmiecha się Serb.

Paczka kumpli

W budynku Piasta obecnie spotkać możemy wiele wspomnień historycznego mistrzostwa Polski. Wszystkich gości wita napis „Mistrz Polski 2019/20”. Wymalowana odpowiednio jest strefa szatni, a na klubowych korytarzach i w biurach wisi mnóstwo zdjęć dokumentujących tamto wydarzenia. Jedną z najpopularniejszych ilustracji jest Joel Valencia, Ekwadorczyk wskakujący na plecy trenera Waldemara Fornalika.

Waldemar Fornalik i Joel Valencia – chwila szaleństwa jak najbardziej zasłużona. Fot. Rafał Rusek/Pressfocuss

Niewysoki, ale błyskotliwy piłkarz przeszedł długą drogę, aby stać się kluczowym ogniwem Piasta i najlepszym piłkarzem Ekstraklasy. W pierwszych meczach sparingowych szkoleniowiec nie szczędził mu krytyki i uwag po złych zagraniach i występach. To wszystko zaowocowało.

– Trener Fornalik to świetny szkoleniowiec, dużo mu zawdzięczam – mówi Joel Valencia. – Pamiętam to zdjęcie, ale nie wiedziałem, że stało się tak popularne. Trener spytał czy chce na niego wskoczyć. Nie czekałem ani sekundy – śmieje się piłkarz angielskiego Brentford FC.

– Wspaniałych momentów w zeszłym sezonie było wiele. Niesamowity mecz z Jagiellonią, Wygrana na Legii. Feta na stadionie. Niezapomniane chwile. Dla mnie obrazkiem, który kojarzy mi się z mistrzostwem było zdjęcie, które wykonałem z kilkoma chłopakami m.in. Badią, Kirkeskovem, Korunem, Sedlarem.

Było to nad ranem po Gali Ekstraklasy, gdzie bawiliśmy się przednio. Weszliśmy do hotelowej windy i… wcale nie mieliśmy dość świętowania. Czuło się, że jesteśmy paczką przyjaciół. Muszę przyznać, że tęsknie za nimi i za ludźmi z Piasta, bo na sukces zapracowało wielu – opowiada Valencia.

Pierwszy raz

Galę Ekstraklasy na swój sposób wspomina także Jorge Felix. – Po raz pierwszy byłem pijany – śmieje się Hiszpan. – Generalnie nie piję alkoholu, ale wtedy nie miałem wyjścia. Z tego powodu nie zdążyłem na samolot do domu, do Hiszpanii. Ale pamiętam wszystko! Film mi się nie urwał – dodaje pomocnik, który nadal broni barw Piasta.

– Złoty medal za mistrzostwo zostawiłem w Hiszpanii. Ma go moja mama. Ale gdy ją odwiedzam zawsze sobie na niego zerknę – mówi Jorge, który ma wiele miłych wspomnień.

– Mecz z Jagiellonią był magiczny. Wtedy poczuliśmy, że to może być wyjątkowy sezon, bo takie rzeczy w piłce nie dzieją się regularnie. Potem robiliśmy wszystko, by marzenie się ziściło. Udało się, a chwile podczas fety na rynku były niesamowite – mówi Felix. – Nigdy tego nie zapomnę – dodaje. Meczów szczególnych, w tym… szczególnym sezonie było wiele.

– Pewnie moi przedmówcy wymieniali różne mecze, na Legii, z Jagą itd. Ja uważam, że charakter drużyna pokazała w spotkaniu z Zagłębiem Lubin, gdzie przez większość meczu graliśmy w osłabieniu i musieliśmy bronić skromnego prowadzenia. Zagłębie atakowało, ale nic nie wskórało. To było niezwykle trudno wywalczone zwycięstwo – zwraca uwagę Bogdan Wilk.

Waldek King

Do mistrzostwa Polski swoje cegiełki dołożyło wielu, ale rola Waldemara Fornalika jest szczególna. Od lat uważany za czołowego trenera w Polsce, marzył by powtórzyć sukces z 1989 roku, gdy jako piłkarz Ruchu zdobył mistrzostwo Polski. Po 30 latach udało się to w roli szkoleniowca.

– Emocje były inne, bo prowadząc Piasta graliśmy z Lechem. Rywal zmienił skład, miał silną drużynę a w pierwszej połowie jeden z piłkarzy Lecha trafił w słupek. W 1989 roku drużyna była tak mocna, że nikt sobie nie wyobrażał, abyśmy nie pokonali Górnika Wałbrzych. Na pewno jednak zarówno wtedy, jak trzydzieści lat później, były to wielkie niespodzianki – mówił w wywiadzie dla TVP Sport.

Szkoleniowiec Piasta lubi muzykę, a jednym z ulubionych zespołów jest Queens. – Utwór We Are The Champions każdemu kojarzy się z mistrzostwem – opowiadał. W tym przypadku mistrzem został szkoleniowiec tak bardzo związany z Górnym Śląskiem. Region z utęsknieniem czekał na tytuł.

Kilka sezonów wcześniej, Fornalik na ławce Ruchu Chorzów był o krok od mistrzostwa. „Niebiescy” pokonali Lechię i nasłuchiwali wyniku w meczu Wisły ze Śląskiem, Wrocławianie nie zgubili jednak punktów i to oni świętowali mistrzostwo.

Los jednak oddał szkoleniowcowi, to co wtedy zabrał i dziś Fornalik w Gliwicach może myśleć o kolejnych udanych występach. – Jak zaśpiewał Marek Grechuta: „Ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy”. I to jest bardzo mądre przesłanie, ale nie da się uciec od tej wspaniałej historii. To co wydarzyło się w Gliwicach to było coś wyjątkowego – opowiadał Waldemar Fornalik.


Na zdjęciu: Najpiękniejsza chwila w historii Piasta Gliwice!

Fot. Rafał Rusek/Pressfocus


W drodze po złoto, czyli… kluczowe mecze Piasta w sezonie 2018/19

Zagłębie Sosnowiec – Piast Gliwice 1:2

Sezon zawsze dobrze rozpocząć od zwycięstwa, tym bardziej z beniaminkiem, ale nie tylko z tego powodu był to ważny krok, który wykonała gliwicka drużyna. Z tym spotkaniem wiąże się ciekawa historia. Piast wyglądał lepiej, ale przegrywał z Zagłębiem.

Do wyrównania doprowadził Aleksandar Sedlar z rzutu karnego. Mało brakowało, a Serba nie byłoby w kadrze meczowej, gdyż w tym czasie jego agent naciskał działaczy na zgodę na transfer zagraniczny. „Sediemu” nie tylko presja i zamieszanie nie przeszkodziło, ale i brak transferu wcale nie wpłynął na jego zaangażowanie. Czyżby czuł, że ten sezon będzie wyjątkowy?

Piast Gliwice – Zagłębie Lubin 1:0

Mecz o którym wspomina dyrektor Wilk był symbolem. Czego? Kolektywu, zaangażowania i siły. Piast prowadził po golu Piotra Parzyszka, ale potem Jorge Felix nieumyślnie uderzył korkami w twarz zawodnika lubinian. Sędzia pokazał czerwoną kartkę i przez większość meczu Piast grał w osłabieniu. Zagłębie robiło co mogło, żeby przebić się przez gliwicki mur, ale to się im nie udało. Sztab szkoleniowy mógł być dumny.

Legia Warszawa – Piast Gliwice 0:1

Historyczne zwycięstwo przy Łazienkowskiej. Kapitalnym golem popisał się Gerard Badia, który uderzył z woleja po dośrodkowaniu Martina Konczkowskiego. Piast grał mądrze, zarówno w ataku, jak i w obronie. Były momenty, gdy Legia napierała, ale w bramce świetnie spisywał się Frantiszek Plach. Tamto zwycięstwo jest najczęściej wymieniane przez gliwiczan, jako kluczowe w drodze na szczyt.

Piast Gliwice – Jagiellonia Białystok 2:1

Mecz o którym kibice Piasta będą opowiadali swoim wnukom. A raczej o jego końcówce. Gliwiczanie prowadzili 1:0 i wydawało się, że znów zgarnąć trzy punkty. Wtedy jednak Jesus Imaz doprowadził do wyrównania po rzucie karnym. Po chwili Jorge Felix zmarnował stuprocentową okazję, ale niesamowitą dobitką popisał się Tomasz Jodłowiec. Ławka gospodarzy oszalała i wybiegła na murawę. Po kolejne chwili… Sedlar znów sprokurował rzut karny, jednak tym razem Szmatuła przechytrzył Imaza.

Piast Gliwice – Lech Poznań 1:0

Kropka nad i. Przed spotkaniem wiele mówiło się o tym, że drużyna Lecha odpuści przy Okrzei, byleby Legia nie została mistrzem. Do Gliwic nie zawitali kibice z Poznania, bo plotkowało się, że mogą oni przerwać mecz w razie niekorzystnego wyniku. Tyle teorie spiskowe, ale na boisku Piastowi szło jak po grudzie. Lech był groźniejszy, Piast stremowany, ale ostatecznie Piotr Parzyszek wykorzystał błąd defensywy Lecha i zapewnił historyczny tytuł.