Ruch Chorzów. Trudno to przełknąć

Chorzowianie są wiceliderem tabeli i wciąż mają status niepokonanych, ale mimo to ich wyniki mogą wywoływać u niektórych kibiców poczucie dużego niedosytu.


Co prawda Ruch jako beniaminek jest wiceliderem I-ligowej tabeli i jako jedyny w stawce w 6 kolejkach nie znalazł jeszcze pogromcy, ale kibice „Niebieskich” i tak mogą czuć wielki niedosyt, patrząc na dwa ostatnie mecze. Oba – rozegrane przy Cichej, oba zremisowane 1:1, oba po golach traconych w końcówce. Tak było w czwartek z Górnikiem Łęczna, tak było w poniedziałek z Chojniczanką.

Znowu po rożnym

– To kolejne spotkanie, w którym nie dowozimy prowadzenia do końca, co strasznie boli – przyznawał przedwczoraj Jarosław Skrobacz, trener chorzowian.

– Nastrój w szatni był taki, jakbyśmy ten mecz przegrali. Przy stanie 1:0 Chojniczanka dążyła do zdobycia bramki, my też mieliśmy swoje sytuacje. Szkoda, że gol nie padł wcześniej, przynajmniej byłaby jeszcze jakaś szansa. To strasznie boli, że tracimy gola w doliczonym czasie, kiedy wydawało się, że raczej przejmujemy już kontrolę. Wiedzieliśmy, że przeciwnik jest silny fizycznie, z wieloma wysokimi zawodnikami, nie wybroniliśmy się przy stałym fragmencie. Trzeba podnieść głowy do góry, bo w najbliższej kolejce czeka nas bardzo fajne spotkanie z ŁKS-em i tam trzeba będzie odrobić to niepowodzenie z poniedziałku – mówił szkoleniowiec „Niebieskich”, którzy stracili w tym sezonie 4 gole. 3 ostatnie – na 2:2 w Rzeszowie oraz na 1:1 z Łęczną i Chojniczanką – padły po rzutach rożnych.

– Trudno odnieść się do tego. Czy to przypadek, czy nie… Patrząc na parametry wzrostu, nie byliśmy zespołem, który w tym elemencie miał przewagę nad Chojniczanką. Stały fragment w końcówce, gdy przeciwnik jest mocno zdeterminowany, może różnie się ułożyć. Tym razem wpadło i musimy to przełknąć, nie mamy innego wyjścia – przyznawał Skrobacz.

Przecież chcieli

Ale przełknąć trudno. Odłóżmy na bok 12-punktowy dorobek „Niebieskich”, a spójrzmy, z kim dotąd grali i z kim potykali się. Nie odnieśli zwycięstwa przed własną publicznością ani z Chojniczanką, ani Łęczną, ani Skrą Częstochowa, która – sklasyfikowana na 8. miejscu – jest obecnie najwyżej notowanym przeciwnikiem spośród tych, z jakimi dotąd mierzył się beniaminek z Cichej. Chcąc zrealizować cel i spokojnie się utrzymać, w takich spotkaniach po prostu trzeba zdobywać pełną pulę, a nie księgować 3 remisy.

– No tak, ale co ja mam powiedzieć? Że nie chcieliśmy? Chcieliśmy, przy stanie 1:0 dążyliśmy w poniedziałek do zdobycia drugiej bramki. Nie było tak, że tylko murowaliśmy się, przeszkadzaliśmy, symulowaliśmy faule, kradliśmy czas. My chcieliśmy grać, na pewno o to nie możemy mieć do siebie pretensji – podkreślał trener Ruchu.

Czy są silniejsi?

Stracone w meczach z Łęczną i Chojniczanką 4 punkty są o tyle bolesne, że teraz skala trudności wystrzeli w górę. ŁKS, Nieciecza, Podbeskidzie, Zagłębie, Wisła, w międzyczasie pucharowe derby z Górnikiem… Tu każda pojedyncza wygrana będzie sukcesem.

– A kto powiedział, że te zespoły są silniejsze od Chojniczanki, Łęcznej? Ja na pewno nie i tego nie powiem w szatni. Wręcz przeciwnie. Myślę, że będzie nam dużo łatwiej zmobilizować się na takie mecze. Murowani faworyci nieraz przegrywają u siebie, nie potrafią zdobywać punktów. Patrzmy na siebie, zagrajmy dobrze w Łodzi, przywieźmy do Chorzowa 3 punkty. Wtedy na pewno będziemy zadowoleni – zaznaczał Skrobacz.

Jeszcze szukają wzmocnień

Chorzowianie wystąpią w Łodzi już w piątkowy wieczór. Ich terminarz ociera się o ekstremum, bo w ciągu 12 dni zagrają łącznie aż 4 mecze.

– Nie mam z tym problemu – zastrzegł trener Ruchu.

– Problem mam tylko taki, by wszystkie zespoły miały taki sam terminarz. Skoro gramy co 3 dni – to grajmy wszyscy. Jeśli co 2 dni – grajmy wszyscy! Nie może być tak, że ktoś ma 2 dni przerwy, a ktoś inny 4. To ogromna różnica i może nie wszyscy zdają sobie z tego sprawę. Gdy odpoczynek to dla jednej drużyny 5 dni, a dla drugiej 7, to OK. Ale 2 dni do 4 to zasadnicza różnica i coś nie w porządku. Ale nie narzekajmy. W przypadku ŁKS-u nie ma diametralnej różnicy – podkreślał Jarosław Skrobacz.

Szkoleniowiec oczekuje, że działacze sięgną jeszcze do kieszeni i zakontraktują jakiegoś nowego zawodnika.

– Cały czas mówię o młodzieżowcu na wahadło. Nie powiedzieliśmy jeszcze ostatniego słowa, będziemy próbować coś zdziałać w tym temacie. Proszę sobie wyobrazić, że Kuba Witek łapie uraz albo Tomek Wójtowicz zachoruje… Każdy, kto obserwuje zespół, widzi, że jeszcze jeden ruch kadrowy to jest konieczność – przekonywał trener wicelidera I-ligowej tabeli.


Na zdjęciu: Chorzowianie szukają jeszcze młodzieżowca, który rywalizowałby o miejsce na wahadle z Tomaszem Wójtowiczem.
Fot. Marcin Bulanda/Pressfocus