Rusza Polska Hokej Liga. Wielka zagadka!

GKS Tychy i Re-Plast Unia Oświęcim uchodzą za głównych kandydatów do mistrzostwa.


Wszystkie dziedziny życia społeczno-gospodarczego w najtrudniejszych do tej pory dziejach XXI wieku mocno cierpią. Ze wszystkich dyscyplin sportu w najgorszej sytuacji – naszym zdaniem – znalazł się hokej na lodzie. A to z prostej przyczyny, że stan organizacyjno-finansowy związku woła pomstę do nieba i kluby są zdane na siebie.

Tuż przed inauguracją sezonu Polskiej Hokej Ligi działacze związkowi wizytowali lodowiska i – podobno – ustalili wszystkie procedury. Jakie? Dowiemy się po pierwszych wizytach na obiektach. Dziesięć klubów pod względem sportowym zrobiło wszystko na co było je stać w tej chwili. Jedne sięgały po zawodników z najwyższej półki, zaś inne po mniej doświadczonych. Niektórzy są jeszcze w trakcie tworzenia, ale takie obowiązują obyczaje w naszym rodzimym hokeju.

Mistrzostwo zobowiązuje

Jeżeli tytuł zdobywa się 3 razy z rzędu, a 5 w historii to niewątpliwie żyje się pod presją – tak właśnie jest w GKS-ie Tychy. W styczniu tego roku, na finiszu sezonu zasadniczego, doszło do przesilenia i trener Andrej Gusow, ponoć dla dobra zespołu, opuścił Tychy. Drużyny przejął Krzysztof Majkowski i z tej trudnej sytuacji wyszedł obronną ręką.

Jednak to złoto przydzielone Tychom po ćwierćfinałach play offu, ale za wygranie pierwszej części sezonu powinno byc podzielone między Gusowa i Majkowskiego. Teraz ten drugi rozpoczyna samodzielną historię i jesteśmy ciekawi jak sobie poradzi. A kłopotów w czasie przygotowań nie brakowało, bo drużyna dwa razy była w kwarantannie, zaś niektórzy hokeiści pauzowali jeszcze dłużej.

Działacze i trenerzy nie robili żadnych nerwowych ruchów, ale dokonywali zmian na poszczególnych pozycjach. Przyjście Kanadyjczyków, Jasona Seeda i Jeana Dupuya, oraz Patryka Wronki i Szymona Marca oraz plejada tyskiej młodzieży świadczy, że wszystko jest podporządkowane obronie złota.

Niemniej Re-Plast Unia Oświęcim już w minionym sezonie, pokazała, że ma wysokie aspiracje i teraz pragnie dokonać kolejnego skoku. Nik Zupancić, trener ekipy z Oświęcimia, dokonał niewielu roszad, ale przede wszystkim uzupełnił skład wartościowymi zawodnikami, m.in. Teddym Da Costą czy Finem Jere Heleniusem. O sporym pechu mogą mówić dwaj obrońcy, Lassi Raitanen oraz kapitan Jakub Wanacki, którzy doznali kontuzji i będą dłużej pauzowali. Stąd też działacze szybko zakontraktowali 40-letniego Kanadyjczyka, Ryana Glenna, z bogatym stażem hokejowym.

Grono do podium

Mimo ograniczeń budżetowych – tak przynajmniej deklarowali działacze JKH GKS-u Jastrzębie oraz GKS-u Katowice – udało im się stworzyć ciekawe zespoły, które na pewno należą do walecznych i myślą o najwyższych laurach. Jastrzębianie mieli swoje kłopoty w okresie przygotowawczym i niektórzy zawodnicy przebywali ponad 20 dni w izolacji. Trener Robert Kalaber po raz pierwszy w Jastrzębiu natrafił na takie kłopoty i nigdy nie rozegrał tak mało (4) meczów kontrolnych. Jastrzębianie zawsze zaczynali z wysokiego „C”, teraz moga być znacznie niżej. Niemniej zespół jest niezwykle ciekawy i „głodny” kolejnego sukcesu.

Działacze GKS-u Katowice wraz z trenerami chcieli utrzymać krajowe status quo. Jednak to były marzenia ściętej głowy. Marcin Kolusz i Oskar Jaśkiewicz „wyfrunęli” poza granice kraju, Da Costa wybrał Oświęcim, zaś Damian Tomasik powrócił do Nowego Targu. Kilku Finów nie do końca się dobrze czuło w Katowicach, ale obrońca Miika Franssila i Jesse Rohtla są mile widziani w tej drużynie. Ten pierwszy pozostał, zaś drugi powrócił po rocznym pobycie w Jastrzębiu. Rutyniarze, Grzegorz Pasiut oraz Mikołaj Łopuski, czują odpowiedzialność za młodszych kolegów.

Znaki zapytania

Podhale Nowy Targ, Comarch Cracovia i Zagłębie Sosnowiec – to 3 zespoły, mające ambicje, ale stanowią zagadkę. Dwa pierwsze zespoły są w ciągłym tworzeniu i do końca nie wiemy co z tego powstanie. W Nowym Targu głośno się mówi, że zespół będzie miał poważne wsparcie Tauronu, choć nie wiemy, czy wejdzie do nazwy drużyny. Z kolei drużyna „Pasów”, jak zapowiedział trener Rudolf Rohaczek na naszych łamach, będzie się kształtowała jeszcze przez jakiś czas.

Z kolei tęsknota w Sosnowcu za znaczącym wynikiem jest spora, choć nikt nawet nie myśli o medalu, który został zdobyty 30 lat temu. Teraz wszyscy marzą o wejściu do play offu i to zadanie jest całkiem realne do zrealizowania. Grzegorz Klich, trener Zagłębia, wraz ze swoimi współpracownikami oraz działaczami stworzyli ciekawą ekipą w oparciu o wychowanków, wspartych obcokrajowcami. To może być „czarny koń” rozgrywek, choć na wszelki wypadek dmuchajmy…

Dostarczyciele punktów?

STS Sanok po 4 latach wraca na krajowe salony i cieszymy się z tego powodu. Tuż przed startem dołączyła ponownie firma Ciarko i weszła do nazwy klubu. Ten zespół zasługuje na szczególną uwagę, bowiem posiada 20 własnych wychowanków – tak samo jak Podhale w czasach prosperity oraz ostatnio JKH GKS Jastrzębie. Sanokiem kieruje trener Marek Ziętara, walczący do samego końca i tak będzie wyglądał ten zespół. Stawiamy na grę w play offie.

Budowa drużyny w Toruniu nam się nie podoba, bo zespół juniorów Sokoła odnosi sukcesy. A tymczasem trener Jurij Czuch patrzy ciągle na Wschód i sprowadza zawodników o różnych umiejętnościach. Taka polityka kadrowa nie może przynieść profitów. A uzdolniona młodzież będzie szukała miejsca w innych klubach.

Stoczniowiec Gdańsk, podobnie jak STS Sanok, skorzystał z „dzikiej karty” (koszt 30 tys. zł) i będzie skazany na rolę dostarczyciela punktów. Ba, kto wie, czy zespół wytrzyma tę próbę, bo w Trójmieście różnie się o tym mówi.

Najważniejsze w tym sezonie? Dotrwać do końca rozgrywek w niezłej kondycji i wyłonić mistrza w rywalizacji sportowej. Ot, takie nasze życzenia…

Fot. Łukasz Sobala/PressFocus